Przejdź do głównej zawartości

Czytamy, bo kochamy!


Po raz kolejny mam przyjemność uczestniczyć w akcji #kochanieprzezczytanie , której organizatorką jest Magda Save the magic moments.
Kampania ma na celu uświadomienie rodziców, że czytanie dzieciom, poza zapewnieniem jedzenia i innych podstawowych rzeczy, jest najlepszym co może dać rodzic swoim pociechom.

Nie będę powielać wyników badań, świadczących o tym jak wiele dobrego sprawia głośne czytanie naszym pociechom. Takie dane znajdziecie w internecie.

Wiele razy słyszałam, że czytanie to strata czasu, że są ciekawsze sposoby spędzania wolnych chwil...
Mnie to jednak nie rusza, czasem irytuje, ale każdy żyje jak chce. W naszym domu i sercach, książki zajmują szczególnie dużo miejsca.

Młoda za miesiąc kończy siedem lat. Od ponad roku czyta już sama.  Wiem, że dużo dało codzienne czytanie przez rodziców, dodatkowo jako pięciolatka poszła do zerówki. Nie siedziałam z nią, nie zmuszałam do nauki. Samo wyszło. Muszę przyznać, że radzi sobie świetnie...i trochę mnie to niepokoi. Przyjdzie taki moment, że rodziców odstawi na dalszy tor.

W sumie już się zdarza, że to ona czyta nam, ale rytuał wieczornego czytania przed snem, jest jeszcze aktualny. Od jakiegoś czasu też chętniej słucha taty. Mnie to nie przeszkadza. Wiem, że "swoje" w tej materii zrobiłam i jeszcze zrobię.

Od kiedy w naszym domu pojawił się pies, dziecko moje stało się wielką fanką szczekających czworonogów. Od Mikołaja dostała "Encyklopedię o psach". Marzy o tym, żeby zostać weterynarzem i twierdzi, że musi poznać wszystkie rasy. Czyta, rysuje psy, wymyśla przeróżne historie.

Pewnego dnia poprosiła mnie o sprawdzenie listy lektur szkolnych. Kiedy usłyszała tytuł "O psie, który jeździł koleją" stwierdziła, że musimy ją wypożyczyć. Jak mówi Młoda- teraz ja jej przeczytam, później w szkole sobie przypomni i będzie znała lekturę najlepiej ze wszystkich.

Książka przeznaczona jest dla uczniów klas trzecich, słyszałam też głosy, że nie powinno jej się czytać dzieciom, ponieważ jest smutna...

Zacznijmy od tego, że dzieci nie mogą mieć na wzór tylko pięknego, różowego świata księżniczek, rycerzy i cudownych historii ze szczęśliwym zakończeniem. Żyjąc w bańce pozbawionej prawdziwych emocji i niekiedy smutnych sytuacji, najmłodsi będą mieli ciężko z wejściem w późniejsze etapy życia społecznego.

Lampo- bohater książki, to piesek, który bardzo lubi podróżować. Wsiada do pociągu i zwiedza różne miasta we Włoszech. Zawsze jednak wraca do Marittimy, do swojego pana, który jest zawiadowcą na stacji. Próby udomowienia zwierzaka niestety nie udają się. O psie robi się głośno w całym kraju. Ludzie przybywają, żeby go poznać, media nagłaśniają sprawę. Większość mieszkańców kraju jest pod wielkim wrażeniem psa- podróżnika. 

Lampo trafia na różnych ludzi, trafiają mu się raz dobre, raz złe rzeczy. Z każdej przygody wychodzi cało. Może liczyć na pomoc całkiem obcych osób oraz pracowników stacji, którzy znają go doskonale i bardzo kochają.

Niestety pewnego dnia, naczelnik stacji przeprowadza z zawiadowcą niemiłą rozmowę. Pies musi zniknąć ze stacji. Jedyny pomysł na jaki wpada mężczyzna to wysłanie psa do wuja, na Sycylię. Liczy na to, że z wyspy Lampo nie wróci. Jak postanawia, tak też robi.
Zwierzak jest jednak na tyle sprytny, że i ta ucieczka mu się udaje. Z tej podróży wraca jednak w bardzo złym stanie. Dochodzi do siebie pod czujnym okiem weterynarza i pracowników stacji. Wszystko mogłoby się skończyć pięknie, ale ta opowieść kończy się dla psa tragicznie. Ginie pod kołami pociągu ratując życie córeczce zawiadowcy.

Czytając Młodej końcówkę historii aż zanosiłam się od płaczu. Serio tak mnie wzięło, że nie mogłam się uspokoić. Córka próbowała mnie uspokoić tłumacząc, że przecież pies zrobił tyle dobrego, uratował dziecko przed śmiercią, że był prawdziwym przyjacielem...że nikt o nim nie zapomni itp.

Jakie z tego wnioski? 

Po każdym przeczytanym fragmencie rozmawiałyśmy z Młoda na temat treści. Wyjaśniałam jej niezrozumiałe fragmenty, ona opowiadała co czuje, co mogło być inaczej, co ona by zrobiła w danej sytuacji. 
Końcówka choć tragiczna, dała jej według mnie bardzo wiele dobrego. Przede wszystkim zrozumiała, że zwierzęta należy traktować z szacunkiem, że są niekiedy lepszymi przyjaciółmi niż ludzie ( może to mocne, ale prawdziwe stwierdzenie). że potrafią poświęcić swoje życie aby ratować człowieka w momencie zagrożenia.

Czy przeczytałabym książkę młodszym dzieciom? Zdecydowanie nie. Na wszystko przychodzi odpowiedni moment, każdy rodzic zna swoją pociechę i wie, czy dany tytuł będzie dla niej odpowiedni.

Czy polecam historię dzieciom 6+? Zdecydowanie tak, ale jak wspomniałam wyżej- nic na siłę, wszystko w granicach rozsądku. 

Nam lektura sprawiła wiele przyjemności, skłoniła do rozmów, przemyśleń. Czyli dała wszystko to, co najważniejsze. 

Czytacie swoim dzieciom codziennie? Jakie jest Wasze podejście do tematu? Jestem bardzo ciekawa.

Komentarze