Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z sierpień, 2014

Dzień dziś wspaniały...

Nie myślałam, że oprócz urodzin (ale to chyba jest smutne święto), imienin, dnia dziecka ( jeszcze prezenty z tej okazji dostaję :D), dnia matki będę obchodzić jakieś święto :) Dowiedziałam się, że dziś jest Dzień Blogera... Z tej okazji życzę wszystkim Blogerkom i Blogerom jak najwięcej pomysłów na nowe posty :) nie dajcie się hejterom i bawcie się dobrze :D Ściągnę trochę od Ani ( Na przewijaku ) i opowiem Wam kogo ja czytam...kolejność przypadkowa :) Przede wszystkim Monia (  Plotkara ) bo od niej zaczęła się moja przygoda z blogowaniem :) Matka Wygodna ...trafiłam na konkurs u niej i zostałam i oddalać się nie zamierzam...no chyba, że dostanę od Niej pampersem :D Matka Jeszcze Nie Wariatka ...do Marty dotarłam poprzez zainteresowanie moje tematyką wczesnego wspomagania rozwoju...opisywała zajęcia z Chłopakami...i czytam ją też dlatego, że mi pocztówkę wysłała :D Mama Kubusia  dzielna, młoda Kobietka:) u niej jestem bo...ma fajną grzywkę :)  Na przewijaku -Ania jest niesam

Wraz z zajściem w ciąże straciłam mózg...

Podobno kobiety będące w stanie błogosławionym tracą mózg...lub jego resztki :P taki żarcik mały nie gniewajcie się...ja w sumie nie wiem czy coś straciłam...jeśli tak to niewiele :) tego było... Ale na poważnie na pewno traci się pewne wartości na rzecz innych...marzenia...zmieniają się- kiedyś chciałam skakać ze spadochronem, na bungee...robić wiele podnoszących adrenalinę rzeczy...dziś moje dziecko daje mi w pewnych momentach tak popalić, że wymienione przeze mnie czynności tracą na wartości...zmieniają się zainteresowania...znajomi... Często słyszy się, że matka zrezygnowała ze swoich ulubionych czynności na rzecz dziecka...owszem z niektórych trzeba zrezygnować...po prostu nie idą w parze z wychowaniem potomstwa...ale nic straconego można odkryć wiele nowych ciekawszych zajęć...kto powiedział, że stanie w miejscu jest dobre...trzeba otwierać się na nowe perspektywy... Kiedy zaszłam w ciążę więcej czasu zaczęłam spędzać w internecie...jak pewnie większość z Was :D (robił

Piłeś nie jedź... jedziesz włącz myślenie...

Proste i oczywiste...jednak nie do końca...ciągle słyszy się o kolejnych przypadkach bezmyślnych ludzi jadących po kilku głębszych...powodują często śmiertelne wypadki, z których na nieszczęście wychodzą cało...i dalej robią to samo... Kampanie reklamowe krzyczą do nas z radia, telewizji, internetu...ZWOLNIJ...10 mniej może uratować twoje życie...ktoś tworzy przepisy...(wiem, wiem... zasady są po to żeby je łamać...) nie dla własnego widzi mi się, nie dla wlepiania kolejnych mandatów... lecz dla naszego bezpieczeństwa...poza tym nasze drogi nie są za bardzo przyjazne do rozwijania większych prędkości... Nie jest tak, że jazda w trasie 50 km/h jest moim ulubionym zajęciem...lubię szybkość...kiedyś podchodziłam do tego inaczej...mając dziecko patrzę już z innego punktu... Przechodzę z dzieckiem przez jezdnię...teraz jest już o niebo lepiej Młoda się nie wyrywa...jesteśmy sobie na środku przejścia kierowca nie może poczekać 10 sekund żeby przejechać...śmiga nam z niemałą prędkością za

Koniec wakacji...

i co teraz...powiem, że trochę się cieszę...upałów już nie będzie...lubię ciepło...ale 35 w cieniu to przesada :D Mało zdjęć wrzucam na bloga...ale teraz Was nimi trochę zasypię...zasada, że Młoda nie pokazuje buzi funkcjonuje...nie chce mi się później walczyć z ludźmi... Nasza mała migawka z lata 2014 :) Kilka zdjęć z Trójmiasta...wiem były już ale nie wszystkie :) Na pierwszy plan Gdynia- najwięcej czasu tam spędziliśmy...i wprost uwielbiam to miasto...:) Czas na Gdańsk i Zoo, które również uwielbiam... L stań koło żyrafy mama zdjęcie zrobi...dobrze, że nie pakowała się przez płot do prawdziwych :D Kierowniczka obmyśla plan wycieczki:) Małpki mogłabym obserwować godzinami są rewelacyjne :D Wyjazd fajny był ale się skończył...reszta wakacji w rodzinnym mieście...ale wcale nie było nudno... Czytamy sobie co najmniej raz dziennie "Lokomotywę" L zafascynowana armatami musi je zobaczyć podczas każdego wyjścia z do

Mamo, tato porozmawiajmy...

Rodzi się dziecko...komunikuje się z nami za pomocą płaczu...chce jeść- płacze, boli brzuch- płacze, brudna pielucha- płacze...Maluszek rośnie słychać radosne gugu, bubu itp. Nadal potrzeby komunikuje płaczem...czekasz, masz nadzieję, że szybko zacznie mówić- będzie znacznie łatwiej, powie co chce i nie będziesz się ciągle zastanawiać o co chodzi... Słyszysz pierwsze mama, tata- skaczesz do sufitu, twoja radość jest ogromna...wszyscy już wiedzą, że twoje maleństwo powiedziało pierwsze słowa...i zaczyna się pieszczenie do dziecka...nie wiem na czym polega fenomen mówienia do dzieci : cio tam śłychać , jak się naziwaś, ziobać jaki ładny piesiek itp...niestety ostatnimi czasy słyszę to coraz częściej i to wcale nie od starszych ludzi... Małe dziecko chłonie wszystko jak gąbka...owszem niektóre wyrazy wypowiada tak pociesznie, że można ich słuchać wielokrotnie...ale nie rób dziecku krzywdy od samego początku...mów do niego normalnie, poprawnie za entym razem forma wyrazu będzie prawidł

Rozliczmy się z fiskusem...uczymy się w szkole...

Modne strasznie jest ostatnio rozliczanie i nauczanie innych...nie ważne, że potencjalny "nauczyciel" lubi sobie pogadać na tematy, na które nie ma zielonego pojęcia...ale co tam gada i wkur... człowieka. Rozliczający natomiast nie jest na pewno pracownikiem US żeby sprawdzać wszystko co nam przybyło i ubyło... Skoro on/  ona ma a ja nie mam muszę się dowiedzieć jak to robi...przecież z takimi zarobkami nie można sobie pozwolić na takie rzeczy...pewnie dostaje jakieś zapomogi, ktoś sponsoruje...na pewno legalnie tego nie załatwia. Wydaje za dużo pieniędzy na pierdoły... takie i inne myśli krążą w głowie potencjalnego "szpiega"...nie kończy się jednak tylko na myśleniu...musi dorzucić swoje 3 grosze...zepsuć człowiekowi humor... Takim osobom mogę powiedzieć jak to wszystko się odbywa...mniejszy będą mieli problem...Bez kombinacji się nie obejdzie...niestety taka rzeczywistość... chcąc mieć fajne ciuchy, gadżety nie musisz wydawać wielkiej kasy...są wyprzedaże, na

Zawsze jest jakieś ale...

Dzień jak co dzień, poniedziałek, mieliśmy wizytę u rehabilitantki... Młoda szczęśliwa, że idzie do Cioci:) szczęście opuściło ją w momencie przekroczenia progu...ale tak jest za każdym razem więc przywykłam...poza tym trafiłyśmy na przelotne opady deszczu...L zadowolona bo w wózku miała sucho...matka cała mokra...ale to tylko w ramach wstępu... Pod opieką rehabilitantki jesteśmy od kiedy L skończyła rok. Wszystkiego opisywać po kolei nie będę, ponieważ już o tym pisałam.  Szłam dziś z nadzieją, że będzie to nasza ostatnia wizyta...i niestety się zawiodłam...myślałam, że skoro już chodzi nie będzie kolejnych problemów...koślawi stopy, kupujemy buty profilaktyczne...ćwiczymy...jednak nadal nie jest tak jak być powinno...zaleconą mamy wizytę u ortopedy...mam nadzieję, że tym razem trafimy do kogoś kto podejdzie do sprawy poważnie...niby dzieci mogą koślawić nogi do ukończenia 3 roku życia...ale wychodzę z założenia, że lepiej dmuchać na zimne i sprawdzić wszystko...podobnie myśli nas

Nie warto tłumaczyć...

często można spotkać się z takim stwierdzeniem odnośnie złego zachowania dziecka...a co warto? Dać w tyłek? Tego nie zrobię, krzyknąć mi się zdarza...ale... Po pierwsze odeślę Was do tekstu znajdującego się tu:  Blog Ojciec . Żeby większość przedstawicieli płci męskiej  ( i żeńskiej) miała takie podejście świat byłby piękny :).  Czy tłumaczenie dziecku zasad, dla nas oczywistych dla niego mniej ma sens i przynosi skutki? Ma sens i przynosi oczekiwane rezultaty...ale nie zawsze tak szybko jakbyśmy tego chcieli. Powtarzając jak mantrę po raz tysięczny : nie wolno, nie rób tego, rób to w ten sposób itp. dostajesz szału, ponieważ dziecko i tak robi po swojemu. Cierpliwość się kończy, frustracja sięga zenitu...wybuchasz...i jaki jest rezultat...albo dziecko płacze i ucieka, albo robi jeszcze bardziej na złość... Krzyknęłam na Młodą nie raz...pamiętam pierwszy...miałam dość stresującą sytuację...L miała wtedy pół roku...domagała się mojego zainteresowania...i zaczęła płakać...moja reakc

Pewną historię Wam opowiem...

Zaglądam do skrzynki pocztowej...a tam...jak zwykle gazetki ze sklepów...niby nic specjalnego...ale dostrzegam coś...zakochuję się...muszę go mieć...mowa o zegarze:) Pędzę do sklepu jest...kupuję i zadowolona udaję się do domu w celu zawieszenia mojego nowego nabytku na ścianie... Swoje miejsce znajduje w centralnym punkcie salonu:) Cieszy oko...tyka okropnie ale co tam... Robimy w domu małą imprezę...podczas której zegar ląduje na podłodze...impreza nie była aż tak huczna, że spadł...pewna osoba, której danych nie ujawnię bawiła się z L i rzucały sobie piłką...pech chciał, że trafiły w zegar...żal mi się go trochę zrobiło...bardziej jednak przestraszyłam się tego, że mógł Młodej na głowie wylądować...szkło posprzątane, zegar poturbowany...trzeba kupić nowy...ale pozbierałam elementy skleiłam jak mogłam najlepiej i ponownie zawisł na ścianie...pęknięć nie widać...znaczy się ja widzę...ale nie jest najgorzej :D Wisi sobie dalej i głośno daje o sobie znać...do momentu kiedy wpada do

Są... nagle ich nie ma...

Był czas kiedy nie martwiłam się o dzień następny...idziesz do pracy...później robisz inne ciekawe lub mniej interesujące rzeczy, idziesz spać wstajesz i tak się życie kręci. Masz dużo czasu na imprezy, spotkania towarzyskie, spontaniczne wyjazdy. I wszystko fajnie...ale czegoś Ci w pewnym momencie zaczyna brakować...wracasz do domu wymieniasz poglądy z rodzicami...kąpiel i do wyrka... Poznajesz swoją druga połówkę...spotykacie się jest miło- jakaś odmiana...więcej czasu spędzasz teraz z ukochanym/ukochaną...starasz się jednak wygospodarować czas dla znajomych...masz go mniej- oczywista sprawa...ale jakoś się kręci... Przychodzi moment, że zaczynacie poważniej myśleć o powiększeniu rodziny:) Udało się- będziemy mieli dzidziusia...zaczyna się proces zabawy w dom...masz coraz mniej czasu dla znajomych...Ci, którzy chcą zostaną z tobą...osoby, które miały jakiś interes w spędzaniu wspólnego czasu nagle rozpływają się w powietrzu...wysyłać list gończy??? nie warto ,jeżeli nagle komuś p

Co czyta matka...

Książki jak wiecie uwielbiam...czasu na czytanie przy 2 latku jest niewiele...ale dla chcącego nic trudnego:) Jeżeli trafię na ciekawą książkę nie ma siły...zarwę nockę, lub kilka i przeczytam :) Zacznę możne od początku...jak ja w ogóle na "Wiosnę po wiedeńsku" Katarzyny Targosz trafiłam. Wzięłam udział w konkursie u  Matki Wygodnej  :) przeglądam sobie zdjęcia w galerii i trafiam na zdjęcie z jajem:) Nie dam Wam linka...jeżeli chcecie znajdziecie:) Za łatwo nie będzie :D Patrzę sobie i myślę fajna Babka...z poczuciem humoru...mieszka sobie w górach , które kocham... :) I z ciekawości wyszukuję jej profil...jakaś siła kazała mi zabawić się w szpiega:) Okazuje się, że Kasia niedługo wydaje książkę :) Wiem, że nie ocenia się książki po okładce...ja jednak to robię...okładka bardzo mi się podoba...czytam recenzje...jeszcze bardziej chcę książkę przeczytać...są do wygrania w konkursach...nie udaje mi się... Wiosna krąży w mojej głowie...i spokoju nie daje...wresz

Dziecięce imprezy

O tym jak poradzić sobie na imprezie z dzieckiem już wiecie :) Tym razem napiszę trochę o moim podejściu do uroczystości najmłodszych. Po pierwsze i najważniejsze uważam, że na takich imprezach nie powinno być alkoholu. Chrzciny, komunie, urodziny potomka. Jest to jego święto a nie rodziców i innych dorosłych. Często zadaję sobie pytanie czy bez alkoholu nie można tego wszystkiego zorganizować. Można jeżeli się tylko chce. Przyszedł czas na chrzciny młodej. Trzeba było to jakoś zorganizować. W domu miejsca za mało...poza tym nie opłaca się z tym wszystkim wojować, ponieważ za dużo się nie zaoszczędzi...robiąc przyjęcie w lokalu masz przede wszystkim mniej nerwów. Pytanie właściciela czy chcemy swój alkohol czy u nich zamawiamy. Odpowiadamy, że alkoholu nie będzie jedynie wino do obiadu i tyle. Moim zdaniem jest to święto dziecka i nie ma za bardzo czego opijać. Głosów niezadowolenia z tego powodu nie słyszałam, jeśli komuś to nie pasowało niestety ja mam takie stanowisko w tej sprawi

Uczyć ? Nie uczyć?

Czytam sobie różne rzeczy w internecie...trafiłam na pytanie  Alicji ( Mamala)  na temat metody Domana...i posypały się komentarze... " Ciocie mądra rada" wszechwiedzące od razu napisały o tym, że nauka odbiera dzieciństwo, że jeszcze będzie czas na to i tamto...ręce mi opadają jak czytam takie i podobne komentarze... Na temat metody Domana nie będę się rozpisywać ale uważam, że jeżeli ktoś chce spróbować, dziecko będzie zainteresowane to czemu nie wprowadzić tego jako dodatkowej zabawy w ciągu dnia. Jak wiadomo małe dzieci uczą się wszystkiego w zaskakująco szybkim tempie. Nikt przecież nie każe sadzać dziecka przy stole rozkładać książek, zeszytów i zaczynać zabawy w szkołę. Najgłośniej krzyczą jak zwykle osoby, które nie miały do czynienia z jakimś zjawiskiem. A dlaczego nie miały...najczęściej dlatego, że im się nie chce. Nauka czytania- przez zabawę nie odbiega za bardzo od innych form spędzania czasu z dzieckiem...no chyba, że tego czasu się z nim nie spędza aktywni

Dlaczego nie chcę być idealna?

"Idealni" ludzie mają bardzo nudne życie.. wszystko co robią musi być perfekcyjne...no jakby inaczej...przecież nikt nie może się do mnie przyczepić... ciągłe dążenie do perfekcji odsuwa na boczny tor to co w życiu najważniejsze...czyli radość z tego co jest tu i teraz. Perfekcyjna Pani Domu...nie ma w nim grama kurzu, wszystko starannie poukładane na swoim miejscu...wchodzisz i boisz się oddychać, żeby coś złego się nie stało...usiądę, pogniotę narzutę, może krzesło pobrudzę...a jak idziesz w takie miejsce z dzieckiem...lepiej nie iść...będzie niepotrzebny dym...Kolega powiedział kiedyś, że dom jest do mieszkania a nie do sprzątania :D Zamiast iść i czuć się swobodnie czujesz się jakbyś zwiedzał muzeum...nie jest też tak, że nie lubię porządku...lubię ale nie za wszelką cenę...nie zabijam się żeby na oknie nie było żadnej smugi, kot z kurzu też by się gdzieś znalazł...osoby mające dziecko wiedzą co to brudna podłoga zaraz po umyciu...nie mam takich jazd, że lecę i od nowa

Misja specjalna

Jak wiecie sierpień jest u nas bardzo imprezowy...Mama ma urodziny i imieniny, Tatko urodziny...mają też rocznicę ślubu, Bratowa ma imieniny...my z PT mamy rocznicę ( ponownego spotkania i zaręczyn jednego dnia :D). Dzień dzisiejszy- imieniny Mamci:)  Żeby nie było tak kolorowo od rana miałam nerwa jak stąd do Honolulu...ale co tam...cieknący kran naprawili moi dwaj mężczyźni...Tatko zorganizował sprzęt i już nie leci...Młoda wylała wodę i meble w kuchni trochę ucierpiały ale co tam...i najgorsze odkrycie- remont u sąsiadów zakończył się przewierceniem ściany na wylot...i nieciekawie to wygląda ale co tam...kiedyś się naprawi...jedyne na co miałam chęć to iść się napić...tak też uczyniłam...pierwszy raz od 3 lat piłam wódkę z kieliszka, od kiedy skończyłam karmić to były raczej drinki...a co :) jak szaleć to szaleć:) Organizacja imprezy była tajemnicą (zrobiliśmy urodziny i imieniny jednego dnia)...oficjalnie ja, PT i L przychodzimy na obiad i na kawę:) Brat z Bratową nie przyjeżdż