Przejdź do głównej zawartości

Boimy się zmiany na lepsze...



Walka ze śmieciowym jedzeniem w szkołach i przedszkolach chyba ma swój finał. Wprowadzono ustawę o zakazie sprzedawania takiej żywności w sklepikach. Placówki muszą ograniczyć sól i cukier w potrawach serwowanych maluchom. 
Oglądam tv- pytają chłopca jak on to widzi- odpowiada, że jakoś sobie poradzi są w okolicy sklepy więc pójdzie po chipsy i napój. Ok niech idzie i kupuje. Są wśród dzieci cukrzycy, alergicy- nie każdy może jeść czekoladę i inne rzeczy. Maluch patrzy jak inni jedzą i też chce. Moim zdaniem ustawa jest jak najbardziej potrzebna.

Wszystko pięknie ładnie...ale 
rodzicom się to nie podoba.

Na początku mojej przygody z blogowaniem napisałam post o tym jak żywię Młodą. Oczywiście dostało mi się, że mogę nie słodzić, nie dodawać soli do jedzenia, nie smażyć...pójdzie do przedszkola i się nauczy, będą problemy z brzuchem itp. itd. Wszyscy narzekali na "złe" jedzenie serwowane w placówkach. 

Teraz kiedy postawiono na dobre jedzenie też jest źle. No kur... nie dogodzisz.

Gdzie tkwi problem?
Tylko i wyłącznie w nas samych.
Nikt mi nie powie, że tak nie jest. 

Pierwsze smaki- nie od dziś wiadomo, że kształtują gust kulinarny człowieka i tylko od nas zależy co podamy potomkowi na pierwszej łyżeczce. Jeżeli według pradawnych wierzeń musi to być marchewka z dodatkiem soli i pieprzu żeby dziecko zjadło, ziemniaki polane tłuszczem, cukier wsypany do wody bo dziecko nie będzie pić to niestety ale dobrych nawyków nigdy nie wyrobimy.
Zamiast owoców- czekolada, chipsy, ciastka...można tak wymieniać w nieskończoność.

Moje dziecię od samego początku pije wodę bez dodatków, soczki okazjonalnie. Potrawy bez soli zdarzają się do dnia dzisiejszego. Pierwszy kontakt z przyprawionym jedzeniem miała w okolicach trzeciego roku życia. Coś straciła? Nie wydaje mi się.

Kupiłam sobie ostatnio jogurt owocowy. Mówię do Młodej czy chce. Mówi, że tak. Dzielę po równo do miseczek...dziecię moje bierze łyżkę, próbuje i mówi żebym sama sobie zjadła ona chce naturalny.
Proszę bardzo, żebyś mi jednak nie mówiła, że nie daję ci tego co jedzą inne dzieci- pomyślała sobie matka.

Kiedyś L jadała również kaszki. Jak wiadomo sam cukier w nich. Pierwsza przygoda z tym posiłkiem u nas w domu. Dziecko zaciska usta i odsuwa mi łyżeczkę- ma wtedy około 8 miesięcy. Robię kolejne podejście...znów to samo. Próbuję specyfiku- może za gorąca, za zimna...okazuje się, że za słodka była, więc rozrabiałam ją z kleikiem ryżowym i jakoś znikała z miseczki.

Można by tak w nieskończoność wymieniać. U nas oczywiście nie jest idealnie- zdarza się pizza na obiad, słodycze moje dziecko zjada- ale nie jest to przewaga diety. Staram się ją jak najbardziej urozmaicać a niezdrowe jedzenie jest u nas tylko gościem.

Dlaczego problem tkwi w nas?

Nie jesteśmy nauczenie zdrowego odżywiania. Przepisy przekazywane z pokolenia na pokolenie uważane są za najlepsze- moja babcia tak gotowała, było pysznie. Smaki dzieciństwa, które chcę przekazać swoim dzieciom są również moimi...stop.

Za czasów babci nie było takiej jak dziś świadomości. Nie oszukujmy się również- żywność była o wiele zdrowsza niż obecnie. Jakby teraz prababcie wstały z grobów i usłyszały, że ziemniaki polane sporą ilością tłuszczu są złe to by szybko do tego grobu wróciły.
Powiadano kiedyś, że cukier wzmacnia kości- nawet jakąś ulotkę z dawnych czasów widziałam w sieci. 
Co mówi się dziś?- cukier niszczy kości.
Takich paradoksów można znaleźć wiele.

My tak jedliśmy i żyjemy, wszystko z nami w porządku.
W porządku?
Ile osób w wieku ponad 30 lat może pochwalić się w pełni zdrowym uzębieniem, ile kobiet nigdy się nie odchudzało, ile osób cierpi na bóle żołądka itp.? Za kilkanaście lat będziemy wykupowali pół apteki żeby móc spokojnie zjeść obiad. To na lepsze trawienie, to na to i tamto. 
Zamiast tego warto pomyśleć o zmianie diety.

Pokazanie dziecku, że można zdrowo jeść nie jest wcale takie trudne- wystarczy chcieć, ale jak wiadomo ciężko się przestawić nagle na coś innego, coś co nam nie smakuje- bo za mało soli, mało słodkie.

Dla przykładu- ja człowiek, który nie wyobrażał sobie picia herbaty bez co najmniej 2 łyżeczek cukru postanowiłam pić gorzką. Smakuje o niebo lepiej niż ulepek, który serwowałam sobie wcześniej. 
Jedyne co muszę mieć posolone to frytki, a że jadam je niezmiernie rzadko problemu zbyt wielkiego z tym nie mam.
Mój osobisty Brat zamienił ziemniaki na kasze, ryże i makarony, nie pije gazowanych napoi i w ciągu pół roku zrzucił 25 kg.

Ja osobiście wolę wprowadzić Młodej ograniczenia na " śmieciowe jedzenie" niż za kilkanaście lat walczyć z anoreksją lub bulimią.

To od nas a nie od rządzących krajem zależy jakie nawyki wyrobimy dziecku.
Przedszkola i szkoły będą miały teraz niezły problem. Od kilkunastu lat panie kucharki bazowały na jednym menu...teraz trzeba to wszystko zmienić żeby było smacznie i zdrowo...no ale jak to zrobić.
Po pierwsze świetnym pomysłem jest zatrudnienie w placówkach dietetyków- wszystko pokażą, rozpiszą i do dzieła...pytanie jednak czy chcemy zmian? Czy pani od 15 lat gotując rosół według przepisu babci będzie w stanie się przełamać i zrobić go według nowych wytycznych czy złoży wypowiedzenie umowy o pracę?

Zamiast nastawiać się roszczeniowo wystarczy wykazać odrobinę dobrej woli i zaproponować jakieś dobre rozwiązania.



Komentarze

  1. Kochana! Ukłony masz ode mnie za ten post :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Częściowo masz rację. Jestem za zlikwidowaniem automatów ze słodyczami i słodkimi napojami. Jestem za likwidacją słodyczy ze szkół. Jestem za wprowadzeniem zdrowego jedzenia do dziecięcego jadłospisu. Ale z rozwagą ! To, że frytki smażone na głębokim tłuszczu posolone z dodatkiem ketchupu są be ok, to, że mortadela w cieście to zielone resztki, których dzieci (ani nikt) nie powinny jadać ok. Ale do choroby, czy to oznacza, że trzeba wyeliminować teraz wszystko, co ma cukier, tłuszcz i sól ? No litości..

    Smaki dzieciństwa są ok, wystarczy je odrobinę zmodyfikować, zmniejszyć ilości "zakazane", zastąpić zdrowszymy produktami, a nie postawić na szpinak i marchew. Chociaz nie wiem, czy marchew jest ok, bo też słodka strasznie...

    A co do dietetyka to jest to świetny pomysł. Tylko skoro nie ma go w przychodniach to raczej trudno, by pojawił się w szkołach. Chociaż w tej sytuacji byłabym za zrobieniem zrzutki pieniężnej na jego porady, np. raz w miesiącu, aby mógł ten jadłospis ustalić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym eliminowaniem cukru- mi się wydaje, że najbardziej chodzi o dosładzanie wszystkiego. Mleko z cukrem, herbata z cukrem, kompot z cukrem- i to wszystko bywało serwowane jednego dnia dzieciakom. Serio powiem Ci, że ja cukru nie używam wcale. Jedynie mój mąż z niego korzysta i goście.
      Z tego co orientuję się to smażone może być raz w tygodniu. Ja w domu raz góra dwa razy w tygodniu mam coś smażonego i da się to przeżyć:)
      Zmodyfikowanie "smaków dzieciństwa" tu jest problem takiej natury z pewnością, że nie potrafią tego zrobić i wolą wyeliminować. Wszystko można dobrze zrobić jeśli się chce.

      Jeśli moje dziecię trafi do przedszkola to gotowa jestem na zrzutkę żeby dietetyk pomógł w układaniu menu:)

      Usuń
    2. To własnie nie tak dawno zmodyfikowano smaki dzieciństwa! Mnie mama nie karmiła gotowymi paluszkami rybnymi, parówkami, czipsami i czekoladą. W domu zawsze był ciepły obiad, surówka, wiadomo, moja mama smaży kotlety i smażyła (ja smażę góra raz na dwa miesiące...), gotowała bigos, ale wszystko było domowe, nieprzetworzone i niedopełnione śmieciami. To żadna filozofia jeść zdrowo, a szpinak i marchew są super, tak samo jak brokuł, jarmuż, dynia, ziemniaki, bób czy fasolka szparowa.. Moja córka kocha warzywa, nie zje natomiast batona w całości, bo nie jest tego nauczona z domu. Je oczami, ale kupne łakocie są dla niej za słodkie. Nie chodzi o to, żeby cukier zniknął, ale żeby używać go tylko wtedy jak jest mus np piekąc ciasto, a nie dosładzając mleko (o zgrozo!) jak wspomniała Gosia.

      Usuń
    3. Mój Filip też zjada wszystkie warzywa, które ma na talerzu i nie jest to żaden problem. Był tak nauczony od początku, że trzeba zjeść wszystko. Nie ma grymaszenia i dzięki temu moje 15 miesięczne dziecko jak ma na stole ciastko, czekoladę i warzywo to wybiera warzywo. Z własnej nieprzymuszonej woli!

      Usuń
    4. Zgodzę się z filżanką kawy w tej kwestii. Próbowałam totalnie ograniczyć cukier Victorii, ale potem poszłam po rozum do głowy i stwierdziłam, że przecież tak się nie da...Owszem słodzimy lekko herbatę, ale w żadnym razie mleka. Kaszki, które młoda pila jako bobas zawsze wybierałam do cukru i z warzywami nigdy owocowe. Wolę sama coś upiec niż kupic w sklepie, ale kiedy nie mogę daję dziewczynom kupne. Zazwyczaj nie zjedzą całości, bo jest dla nich za słodkie. Zresztą Julia, jeśli ma do wygoru naturalny serek i czekoladę, to wybierze serek. Uczenie dziecka jedzenia wszystkiego nie zawsze daje skutki. Tak samo podchodziłam do obu córek w kwestii smakowania a jedna jest słodkim łakomczuchem a druga woli konkrety (ta, która od małego miała w dietę prawie bezcukrową ;))

      Usuń
  3. Zgadzam się z każdym Twoim słowem w tym poście. Nie jestem jeszcze matką, nie mam dzieci ale wiem, że gdy będę je już miała, chciałabym je odżywiać właśnie według takich zasad jak te opisane przez Ciebie. Wiem też jednak, że łatwo nie będzie ze względu na "tradycje rodzinne", że dziecku nie powinno się niczego odmawiać, a dziadkowie są od rozpieszczania. Mimo to będę jednak walczyć o poprawne nawyki żywieniowe dla mojego dziecka. Świetny post :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz ja rozmawiałam z dziadkami i przyjęli moje zasady. Oczywiście nie zabraniam podawania słodyczy mojemu dziecku ale wszystko z rozsądkiem. Był czas, że nie mogła jeść czekolady bo dostawała wysypki. Z prezentów zniknął więc ten specyfik.

      Usuń
  4. Nic dodać nic ująć, wiadomo, że każdemu zdarzają się jakieś grzeszki żywieniowe, ale ważne żeby było ich jak najmniej, kiedy my będziemy się zdrowo odżywiać, nasze dzieci też będą, wszystko zależy od nas. Ja pamiętam, że pierwszy raz w MCDONALDZIE byłam chyba w ósmej klasie podstawówki! Gorzej jak dzieciom tak zasmakuje zdrowe w szkole, że w domu jeść nie będą chciały ;) Ha, w sumie chciałabym, bo to też byłoby wyzwanie dla rodziców z nauki gotowania dobrego, ale zdrowego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wszystko wydaje się trudne. Jak Młoda się urodziła byłam przerażona, że czeka mnie gotowanie według nowych zasad:) Boimy się tego co nieznane a w praktyce okazuje się, że jedynie strach miał wielkie oczy i nie jest aż tak źle:)

      Usuń
  5. Nigdy nie ograniczałam (chociaż to może złe slowo) Młodemu słodyczy, soków itp. Jak miał półtora roku dam się przestawił na zdrowe odżywianie. Nie lubi slodkich jogurtów - woli naturalny, nie jada czekolady praktycznie wcale. Gdy już po nią sięga to jest to wielkie święto. Z fast food'ów lubi jedynie frytki z piekarnika. Czasami zje coś w Macku, jak nie mamy wyboru. Pije wodę z sokiem albo domowy kompot. Generalnie jest za tym, żeby jeść zdrowo. Spróbował w życiu wszystkiego a to zdrowe zasmakowało mu najbardziej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w sumie też nie powiem, że Młodą ograniczałam. Po prostu słodycze wprowadziłam jej bardzo późno- wcześniej poznała inne smaki. Frytki z piekarnika czasem robię- zje może ze dwie trzy i na tym kończy.Przepada za pizzą ale ta zjawia się u nas od święta. Jogurt tylko naturalny- innego nie tknie a danonki od razu wypluła jak kiedyś dostała w prezencie:)

      Usuń
  6. Ja o tej ustawie wiem tyle ile z tego, co inne matki piszą o niej na fb, ale jeśli to prawda, co czytałam dziś u Marty - że tylko raz w tygodniu może być w menu w przedszkolu coś smażonego, że nie może być budyniu albo kompotu i takie przykłady - to moim zdaniem to przesada. Ja wyznaję zasadę, że wszystko powinno być z rozsądkiem i umiarem. Jeśli dziecko raz na jakiś czas zje nawet coś niezdrowego, jakieś chipsy czy colę, to mu się nic nie stanie, pod warunkiem, że jest to właśnie raz na jakiś czas, a nie standard.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że tak. Całkowicie nie unikniemy niezdrowego jedzenia. Jednak jak widziałam rok temu na fejsie wpisy, że same słodycze w przedszkolu podają i był z tego powodu dym to teraz jak jest go mniej znów jest dym to się zastanawiam o co chodzi. Pamiętam ktoś wrzucił jadłospis i tam było na śniadanie kulki czekoladowe z mlekiem, drugie śniadanie słodka bułka plus coś do picia i na podwieczorek batonik lub pączek to trochę za dużo cukru jak na jeden dzień. Cały problem moim zdaniem wynika z tego, że kuchnie muszą się przestawić i robią to zbyt drastycznie ponieważ nie potrafią tak nagle się przestawić i zrobić to dobrze. Jak zawsze umiar we wszystkim musi być! :)

      Usuń
  7. Nie jesteśmy nauczeni to jedno, ale wygoda to zupełnie inna sprawa! Dla niektórych rodziców rzeczą kłopotliwa jest wymyslanie zdrowych śniadań czy przekąsek do szkoły :( Z kolei dziś słysząłm w DDTVN jak mama nie daje cały tydzień dzieciom słodyczy a w weekend tylko te co zrobią sami.....No cóż, trochę cukru w organiźmie też byc musi, wiem to bo NIC nie zastąpi mi kostki czekolady od czasu do czasu! Dopóki zachowamy umiar.....od kilku słodkości od razu się nie tyje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co słyszałam, że taki sposób jest dobry i polecają go dietetycy. Jeden dzień w tygodniu kiedy jemy słodycze- niektórzy jednak przeginają i cały dzień jest przepełniony słodkościami. Moje dziecko ze słodyczy to jada raz na ruski rok lizaka, herbatnika, biszkopta jakiegoś złapie i ciasta domowe- sklepowymi gardzi. Wolę dać jej ciastko raz dziennie niż cały tydzień nic- jednego dnia do oporu i później zaparcia gotowe :)

      Usuń
  8. Zgadzam się po części. Tzn powinno być więcej warzyw i owoców w diecie i generalnie zdrowego odżywiania. Ale równocześnie odrobina słodyczy nikomu nie zaszkodzi... Nie mówię o ciągłym stołowaniu się w MD czy KFC. A jeśli już dbamy o rozwój dzieci a przyszłym dorosłych i żądamy tylko jedzenia zdrowego i eko, to moim zdaniem powinniśmy też żądać więcej zajęć wf. Bo to co jest, jest śmieszną namiastką, a potem dziecko wraca do domu, nosa z książek nie wyciąga, a w wolnym czasie ciupie w kompie czy na xboxie czy co tam jeszcze mają...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że i słodkie się należy człowiekowi:) Odnośnie wf-u to już dłuższy temat- ale masz rację powinni się również za to wziąć.

      Usuń
  9. Ja też uważam, że umiar jest najważniejszy. We Włoszech jest nieco inny system żywienia dzieci, bo oparty na diecie śródziemnomorskiej, ale od czasu do czasu można przecież zjeść coś słodkiego. Nie faszeruję dziecka czipsami czy colą, lecz też nie zabraniam zjeść jej ciastek czy jogurtów, które bardzo lubi. Najlepiej nie przesadzać, a wtedy nie będzie problemów :).

    Swietny wpis, jak zwykle zresztą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Umiar przede wszystkim i będzie wszystko w porządku:)

      Usuń
  10. moim dzieciom się w tyłku przewrac, bo na pytanie, czy sie coli napiją, odpowiadają że nie, a córka mówi dziękuję wodę proszę :)
    Słodycze jedzą. Nie duzo, ale jedzą. Zdarza się, że jedzą niezdrowe rzeczy, ale zdrowe również. ostatnio mają focha na warzywa surowe, więc chociaż w zupie zjedzą, t nie to samo, ale zawsze.
    Nie mozna przedobrzyć w żadną stronę.
    Mam wśród znajomych dzieci, ktore nie dostają sodyczy, ciastek itd. W przedszkolu w grupie córki tez takie dzieci są. To nie moja sprawa i wisi mi to, kazdy robi jak uważa za słuszne. Zauwazyłam tylko, że jesli się zdarzy jakieś spotkanie/ impreza w przedszolu, gdzie jest ciasto, jakiś słodycze, to dzieci, które w domu nie jedzą, bo rodzice nie pozwalają, na imrezach jedza te sodycze, wa,ściwie wręcz pożerają do porzygania (sorry!)
    wydawało mi sie, że nauka żywienia powinna przynuieść taki efekt, że iecko nie dostaje, bo niezdrowe, wie, dlaczego nie dostaje i po prosu ma taki nawyk wpojony, że tego nie je, ewentualnie odrobinę symbolicznie jak ma okazję.
    Moje dzieci nie są odcięte, no i nawet jak mają pod nosem pełno, to zjedzą ciastko, czy cukierka i koniec. Nie pchają w siebie garściami. Albo genetycznie o mnie to mają, że słodycze ok, ale nie umrą dla nich, albo po prosyu nie muszą pchać w siebie, bo impreza to nie jest jedyna okazja, gdzie można je zjeść.
    Takie moje obserwacje, dlatego uważam, że każda przsada jest zła, nawet jesli jest w dobrej wierze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się- najgorsze jest całkowite zakazywanie- wiadomo, że zakazany owoc najlepiej smakuje. Pamiętam kiedyś jak moja mama miała jakieś święto. Nie zdążyła upiec ciasta i kupiła w sklepie. Moje dziecię spróbowało i podziękowało bo było dla niej za słodkie.
      Był czas, że Młoda jadała tylko warzywa w zupie, później się na nie pogniewała i tylko surowe, to samo z owocami- musy z jogurtem naturalnym robiłam, koreczki bo poprzednie wersje jej się nudziły. Raz mi się z bananami i winogronami zachciało- było słodziutkie i powiedziała, że nie je bo za słodkie jest :)
      I jak komuś o tym mówię to mi nie wierzy bo przecież dzieci jedzą tylko słodkie:)

      Usuń
  11. Też jestem za zdrowym żywieniem. I umiarem, bo nie wyobrażam sobie jednak jedzenia zupełnie bez soli, cukru, przypraw. Niech przeważa zdrowe i będzie dobrze. Moje dzieci nie poznały coli i czipsów i jakoś nic nie straciły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak jak pisałam soli mi jedynie do frytek potrzeba. Zioła prowansalskie można zamiast soli użyć i nieźle potrawa smakuje:) ale to tak na marginesie. Umiar jest wskazany jak we wszystkim i nie można oczywiście przeginać w żadnym kierunku.

      Usuń
    2. Jestem za tymi zmianami. Sama staram sie rozwaznie dozowac smaki mlodemu, ktory ma 16mies. Czekolady nigdy nie jadl ale nie wyglada na nieszczesliwego;)

      Usuń
    3. Moja Młoda czekoladę dostała grubo po drugich urodzinach. Dostała raz, drugi wysypki i długo nie jadała :)

      Usuń
  12. Gdzieś czytałam, że te zmiany w szkołach to tylko kropla w morzu, bo zmienić to się muszą nawyki żywieniowe dzieci, te wynoszone z domu.

    OdpowiedzUsuń
  13. Moim zdaniem najważniejszy jest umiar. My synowi nie zakazujemy jakoś szczególnie śmieciowego jedzenia. Mamy syna niejadka, więc są takie dni gdy cieszy mnie nawet zjedzenie frytek - lepszy rydz niż nic. Chipsy dostanie od święta (moja wina, bo mimo, że staram się je jeść w ukryciu to niekiedy dostrzeże). Problem jest poza domem - tam jak dopadnie miskę z chipsami to nie ma zmiłuj się. Stefano nie cierpi warzyw, ale uwielbia owoce. Pije jedynie wodę, nie uznaje ani soków ani herbatek...aha i czekolada też jest bleee!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz to pomimo miłości do chipsów- innych dobrodziejstw odmawia :)

      Usuń
  14. Brawo dla Ciebie! Za konsekwencję, zdrowe podejście i rozsądek mądrego rodzica... U mnie w domu rodzinnym zawsze wszystko było "dobrze" doprawione. Gdy zaczęliśmy wić własne gniazdko i sami sobie gotować, okazało się, że większość posiłków jemy bez soli, więcej warzyw, zdrowszych produktów... Da się? Da! Wprowadzając kilka prostych zmian, nawet nie zauważyliśmy, że z wielu rzeczy po prostu zrezygnowaliśmy. Nie bolało. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój mąż doprawia i to bardzo dużo ale ja gotuję tak aby dla Młodej było jak najlepiej- sama zjadam tak ja ona. Przecież można sobie w razie potrzeby na talerzu doprawić :) Dzięki

      Usuń
  15. Z tym kształtowaniem to różnie bywa. Moje dziecko jadło wszystko, z rozrzewnieniem wspominam jego obiadek z dodatkiem buraczków czy ogórka kiszonego i nagle pac! jak za dotknięciem różdżki dostaje wręcz histerii na widok wszystkiego co nie jest kanapką z żółtym serem. Histeria trwa już kilka lat, próbowaliśmy wszystkiego i praktycznie bez efektu chociaż teraz je już praktycznie wszystkie owoce i mięso, ale nadal walczymy z warzywami bo na ich widok wręcz dostaje odruchu wymiotnego.
    Drugi jest niewiele lepszy (trochę od brata się nauczył), a w przedszkolu jak na razie zjadł tylko kanapkę z masłem i popił wodą :)
    Ale fakt, faktem, że chłopaki piją w zasadzie wyłącznie wodę niegazowaną, dopiero od niedawna starszy od czasu do czasu pije herbatę i to w zasadzie gorzką. Smażone rzadko, słodycze owszem,ale w małych ilościach, cukru praktycznie nie używamy. Do menu przedszkolnego nie mogę się na razie przyczepić bo jest naprawdę fajnie skomponowane (przynajmniej I i II śniadanie bo na tych posiłkach jest mój syn).
    Masz rację problem tkwi w nas samych. Mnie to trochę wszystko śmieszy bo z jednej strony rodzice tyle mówią o zdrowym odżywianiu, a potem idą z dzieckiem do sklepu i sami kupują słodzony na maxa sok i dodają do tego batonik. Jeśli jest to okazjonalne to ok,ale przeważnie jest tak, że to codzienny rytuał. Gdzie tu logika?
    P.S Mam sporo ponad 30 lat i mogę się pochwalić bardzo zdrowym uzębieniem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że ja jadałam tylko kanapki z serem przez długi czas. Wszystko inne było beee. Z czasem mi przeszło i zaczęłam odkrywać nowe cudowne smaki.
      Odnośnie zębów- super:) Moje zęby poza krzywością też nie są w najgorszym stanie- ostatni naprawiany w podstawówce :)

      Usuń
  16. Umiar, umiar, umiar- i wszystko będzie dobrze.
    Herbaty słodzonej nie znoszę od dzieciństwa ;) ma w końcu smakować herbatą czy cukrem? ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. Zgadzam się w 100%. W końcu może będzie jakiś porządek, cchociaż odrobinę... Wszędzie reklamy chipsów, serków, batonikow. Słodycze na półkach, przy kasach, w automatach. Wmawia się, że serek wzmocni kości a batonik zabije głód. Ja bym poszła dalej - zakazalabym reklam sztucznego jedzenia skierowanych do dzieci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś mi się obiło o uszy, że w programach dziecięcych ma być lub jest zakaz reklamowania dziadostwa. Ile w tym prawdy jest nie wiem na 100%.

      Usuń
  18. Rozsądek i umiar to powinien być wyznacznik. Cieszy mnie, że zwraca sie uwage na jedzenie w placówkach edukacyjnych ale nie jesst wskazane by zabraniać dodawania potrzebnych produktów typu cukier,sól czy inne do danych przepisów. Kompot bez cukru? Albo naleśniki, racuchy czy inne tego typu potrawy zaczynają znikac z menu stołówek. Nie jest to dobre ponieważ jadłospis staje się ubogi. Dziecko na marchewce czy jabłku długo nie wytrzyma. U nas w przedszkolu śniadanie jest o 8:30 drugie o 11:00 a obiad 14:30. Nie wyobrażam sobie by dziecko było od drugiego sniadania do obiadu tylko na jabłku. Tym bardziej że mam alergika, który wielu warzyw i owoców jeść nie może.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jak pisałam- wydaje mi się, że tak restrykcyjne zasady wprowadzone są przez to, że nie potrafią dostosować menu do zasad zdrowego i smacznego żywienia. Powiem Ci, że kompot bez cukru, makaron z truskawkami i twarogiem może być naprawdę smaczny :)

      Usuń
  19. W zeszłym tygodniu przyglądałam się co serwują w naszym sklepiku szkolnym i rzeczywiście zdrową żywność :) w zeszłym roku dzieciaki w szkole biegały na przerwach z chipsami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dobrze. Dziecko zamiast zjeść to co ma przygotowane na śniadanie zjada paczkę chipsów i niestety dość często jest tak codziennie.

      Usuń
  20. Mieszkam w Szwajcarii więc mogę powiedzieć jak tutaj jest. W szkołach nie ma żadnych automatów z jedzeniem. Do przedszkola zabronione jest przynoszenie słodyczy i słodzonych napojów (kanapka, przekąska, owoc i woda). Dzieci bez względu na pogodę dużo czasu spędzają na powietrzu, chodzą na zajęcia na pole i do lasu, uczą się skąd pochodzi jedzenie i jak je uprawiać. Jestem takim podejściem państwa zachwycona!

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie wszędzie było źle z żywieniem dzieci. W przedszkolu, w którym pracowałam jedzenie było bardzo dietetyczne i urozmaicone. Cieszę się, że teraz może tam chodzić Oluś. :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Mam wrażenie, że trochę nastała moda na zdrowy styl odżywiania, fast food zrobił się bee i w ogóle wyrzucić to na inną planetę. Pamiętam jak w latach 90 ubiegłego wieku była kampania jakie masło jest niedobre, cholesterol itp. i itd. Masło wyrzucić a zamiast tego margaryna jest cacy. Na ulicach było pełno budek z hot dogami, hamburgerami itp. śmieciowym żarciem. Kto chciał to kupował i jadł. Taki zachwyt a raczej zachłyst trendami z zachodu po transformacji. Owszem teraz jesteśmy bardziej wyedukowani odnośnie żywienia, produkcji jedzenia, ale to wcale nie zabezpiecza przed dolegliwościami. Teraz fast foody z hot dogami zastąpiły kebaby. Popyt jest ogromny na tego typu posiłki i to wśród dorosłych.
    To jak będziemy się stołować i gdzie zależy w dużej mierze od zawartości naszego portfela. Nie każdy świadomy konsument może sobie pozwolić na produkty opatrzone certyfikatami bio, eko. Mamy wiele przetworzonej żywności i to w taki sposób, że włos się na głowie jeży, że coś takiego w ogóle jest dopuszczone do sprzedaży. Potrzeba rozwagi.
    Jeszcze taka historyjka towarzyska. Słodkie lubię w postaci ciasta albo czekolady, a cukier w kuchni to przede wszystkim do ciasta. Nie lubię słodkiej herbaty. Kiedyś odwiedził mnie kolega, który słodzi no a że mam cukier ale niebiały, więc dla kolegi trzcinowy po wsypaniu prawie połowy cukierniczki kawa nadal była gorzka a przecież indeks glikemiczny obu cukrów jest prawie identyczny... no cóż wolę się nie zastanawiać co by było, gdyby zamiast trzcinowego był palmowy, który jest nisko glikemiczny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze jest to jakie zasady wpoi dziecku rodzic. Jeżeli w domu je się niezdrowo to nie ma co oczekiwać, że poza nim dziecko sięgnie po owoce zamiast chipsów. Masz rację- żywność jest okropnie przetworzona. Ja staram się wybierać z niej to co najlepsze:) Historyjka z cukrem dobra :)

      Usuń
  23. Ja nie słodzę i nie solę, nie piję słodkich soków. Dzieci piją najczęściej wodę, same o nią proszą. Ale jak robię im herbatę, chcą cukru, więc daję łyżeczkę. To nie zaszkodzi. Słodkie soki to u nas w domu prawdziwa rzadkość, głównie dlatego, że nigdy dzieciom sama ich nie proponowałam. Jeśli dostawały od kogoś, mogły wypić. Ale to sporadyczne sytuacje:-) Najwięcej zależy od domowych nawyków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasia pewnie, że nie zaszkodzi. Umiar przede wszystkim i będzie dobrze :)

      Usuń
  24. Oczywiście że da się karmić zdrowo. Wolę by moje dziecko prosiło o pomarańcze i banana jako przekąskę niż o paluszki. Tym bardziej, że to trzy latek. Pewnie że gdzieś tam się z tym styka. Ale nawyki to nawyki. Wiem co czujesz, bo mnie tez w pracy zaszczuto jak usłyszeli że Macko jak miał dwa lata jeszcze loda nie jadł. Tylko sam wafelek ;). Dziś już zna ten smak, ale to nie znaczy, że mam mu przez to przestać dawać marchewkę i polewać ziemniaki skwarkami. ;) Sami sobie krzywdę zrobią rodzice, którzy nie dbają o zdrowe jedzenie. To jedzenie ma wpływ na inteligencję. A inteligentne jedzenie , ma wpływ na zdrowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podsumowanie piękne:) Moja Młoda spróbowała lizaka po 3 urodzinach i też wielkie zdziwienie ludzi, że do tej pory jeszcze nie jadła :) wiele jest takich produktów na naszej liście, które wpisane są w tzw. smaki dzieciństwa a moje dziecko ich nie jadło lub późno spróbowało

      Usuń
  25. Święte słowa! Ja przed urodzeniem dziecka bałam się, że nasiąknie ono moimi złymi nawykami: czekolada, lody. Okazało się, że to my przyjęliśmy jej zwyczaje: gdy gotuję to mniej przyprawiam, nie nadużywam soli, jemy dużo więcej warzyw i owoców. Córka ma rok i je wszystko co dostanie, a szególnie lubi właśnie warzywa. My nie jemy glutenu i co się nasłucham od rodziny, że "biedne dziecko, wafelka jej nie kupisz" to na prawdę straszne. To nic, że je zdrowe, domowe placki, ciastka bez cukru i ulepszaczy... Super wpis, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:) Można zmienić przyzwyczajenia- trzeba tylko chcieć. Wszystkim się nie dogodzi...a doradcy zawsze będę szukać dziury w całym.

      Usuń
  26. BRAWO! U nas jogurt naturalny króluje! Podobnie brak soli i cukru. Kakao jest zwyczajne, a nie "dla dzieci", zupa na warzywach i kawałku mięsa, a nie na kostce itd. itp. MNIAM :)

    OdpowiedzUsuń
  27. Ja przyzwyczajam moje Młode do zdrowego odżywiania. Jak kupuję jogurty, to naturalne, jeśli wolą ze smakiem owoców, to dodaję owoce. Sól jest mocno ograniczona, Młodsza pije herbatę owocową bez cukru, Starsza na cały kubek sypie niewiele ponad pół łyżeczki, ot tak bardziej, żeby podświadomość wiedziała, że ten cukier jest.
    Uwielbiają owoce (właściwie wszystkie), warzywa nieco mniej (choć Młodsza i tak zje wszystko, co tylko jej się poda), jeśli już to bardziej wolą surową marchewkę niż gotowaną, przepadają za świeżym ogórkiem, pomidorem, lubią kukurydzę z kolby, groszek. Ot takie standardy. Do picia głównie zwykłą wodę, od czasu do czasu coś bardziej smakowitego. Słodycze też bardzo lubią, ale staram się nie dawać za dużo.
    Ale co z tego.
    Jak pójdą do ojczulka, jego mamusi i ogólnie całej rodzinki, i oni podsuwają wszystko, cały najgorszy śmieć jaki tylko jest możliwy. Kostki, gotowe sosy z torebki i ze słoików, masa śmietany, zawsze do obiadu czy do naleśników leją się litry oleju Tak było od zawsze. A zawsze tłumaczyłam, prosiłam, żeby Oliwii nie dawać tak tyle wszystkiego, bo ona mając niewiele ponad 2 lata zjada czasem więcej niż ja. Wystarczająco dużo waży. A ich tłumaczenie? Będzie biegać, to wszystko spali. I co z tego? Biega dużo, a waga w zastraszającym tempie leci w górę. Między dziewczynami jest 2 lata i 4 miesiące różnicy i całe... 2 kg...
    Jeśli wcześniej tej chorej rodzince nie udało mi się wpoić zdrowSZego odżywiania moich dzieci, to tym bardziej nie zrobią tego teraz. Teraz to będzie tylko tego coraz więcej, bo dzieci trzeba będzie sobie kupić, bo gdyby tego nie było, to już tak chętnie by tam nie przychodziły....

    Eh, wywaliłam żale i tylko się wkurzyłam :(

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Chętnie poznam Wasze zdanie :) Komentarze zawsze mile widziane