Zacznijmy od początku.
Młoda miała problemy z siadaniem. Posadzona siedziała, sama nie siadała. Dostaliśmy skierowanie do specjalistów. Na własną rękę jednak udaliśmy się prywatnie do znajomej rehabilitantki. Całej historii powtarzać nie będę znajdziecie ją tu.
Nasz przygoda zaczęła się w maju (Młoda miała wtedy rok i miesiąc).
Ćwiczenia pokazane działamy. Znaczy się matka działa. Niby nic trudnego kilka zabaw, wygibasy na piłce...jednak gdy twoje dziecko nie chce współpracować, drze się jakby je ze skóry obdzierali z bezsilności płaczesz razem z nim...wiesz, że nie możesz przerwać bo to co robisz jest dla dobra malucha.
Krzyki z dnia na dzień nasilają się. Dochodzą również kopniaki w brzuch, drapanie twarzy i wyrywanie włosów. Gwarantuję, że skok ze spadochronem poziom adrenaliny podnosi znacznie łagodniej.
Przychodzi moment, że mam dość. Pokazuję PT co ma robić i wychodzę. Nie mija minuta i koniec ćwiczeń...fuck o co chodzi. Nie mógł znieść płaczu L., serce mu pękało nie mógł sprawiać Jej cierpienia. Wkurzyłam się niemiłosiernie. Nic matka wkracza do na pole walki. Akcja się powtarza...sprawa niby jest prosta idź niech Ją ktoś ćwiczy...w naszym przypadku nie wyglądało to tak różowo ponieważ Młoda nie dawała się nikomu dotknąć. Darła się i tak spinała, że u specjalisty to co ja robiłam w 30 minut trwałoby 2 godziny. Spięłam więc tyłek i jedziemy dalej.
Pojawiły się pierwsze efekty- nie powiem dodało mi to powera. Co jakiś czas kontrola, nowe ćwiczenia i kombinowanie jak dziecię moje do tego zachęcić. Takiego wariata z siebie robiłam, że można by książkę o tym napisać. Efekt był, ale na krótko. Średnio co tydzień trzeba było zmieniać metody:)
Wracając do mężczyzn. Mogą posypać się komentarze, że niepotrzebnie odpuściłam, że też powinien z Nią ćwiczyć itp. Zgadzam się, ale nie jest to pierwszy mężczyzna, który w takiej sytuacji wymiękł. Mój Tata miał okazję być przy naszej rehabilitacji. Ewakuował się dość szybko mając łzy w oczach. Rozmawiałam z innymi kobietami u nich wyglądało to podobnie. Nic na to nie poradzimy, że jesteśmy twardsze niż płeć przeciwna. Ale to tak na marginesie.
W pewnym momencie doszliśmy do takiego etapu, że L sama wołała mnie i chciała ćwiczyć. Szczęśliwa byłam niesamowicie. Śpiewałyśmy, liczyłyśmy. Wspomagała nas śpiewająca Myszka Mickey i Kubuś Puchatek. Sielanka normalnie:)
Mając rok i 8 miesięcy moje dziecko zaczęło chodzić. Myślę sobie fajnie w końcu będzie po sprawie. Idziemy na kontrolę. Pełna optymizmu przekraczam próg gabinetu...niestety ćwiczyć musimy dalej bo L bardzo koślawi stopy. No trudno jakoś przeżyjemy. Bywało gorzej...
Rozkład jazdy znany przystępujemy więc do dzieła.
Nowe ćwiczenia dziecię mi się znów buntuje...rób co chcesz. Stare metody nie działają...czas więc wymyślić nowe. Wpadłam na pomysł, że najpierw ja będę ćwiczyć córkę, a później ona mnie. Poszła na to i póki co nasze zmagania idą w dobrym kierunku bez niepotrzebnych nerwów i krzyków.
Co będzie dalej nie wiem? W poniedziałek kontrola i wtedy się okaże:)
Wiem jedno wszystko da się przeżyć. Nie ma rzeczy niemożliwych i mam nadzieję, że jak stanę oko w oko z sytuacją teoretycznie bez wyjścia powtórzę sobie głośno te słowa i osiągnę to co sobie zaplanuję.
Jeszcze jedno: sprzęt do rehabilitacji wcale nie musi być drogi. Piłka na której ćwiczyliśmy została kupiona za 15 zł. Najpierw myślałam, że musi być specjalna rehabilitacyjna (cena ponad 70 zł). Spokojnie wystarczy zwykła do skakania dla dzieci.
Dysk rehabilitacyjny/ poduszka dynamiczna- nazw jest dość sporo. W sklepie z artykułami medycznymi kosztował 80 zł. Można go kupić już za 20 zł. Dość często jest w Lidlu :)
Może problem tkwi w metodzie ćwiczeń lub sposobie ich przeprowadzania? Mój Maluch był przez rok rehabilitowany, intensywnie bo praktycznie codziennie miał ćwiczenia z rehabilitantką i nie płakał ani razu. On bardzo lubił te ćwiczenia.
OdpowiedzUsuńMłoda miała ćwiczenia w formie zabaw. To chyba nie kwestia metody a charakteru dziecka mego. Rehabilitantka cudowna, podejście do dzieci ma genialne...inne dzieci też u Niej nie krzyczały. Trafił się oporny ludzik i co poradzisz :) a ćwiczyć trzeba było. Najważniejsze, że efekty były i nadal są
UsuńU nas był podobnie z chodzeniem- Gaja zaczęła chodzić w tym samym czasie, co Twoja córeczka. Historię mamy trochę inna, bo przyczyną tego była dysplazja stawu biodrowego, ale zgadzam się z tym, co napisałaś, że ciężko patrzeć na łzy dziecka. Byłam z Gają trzy tygodnie na oddziale ortopedii (miała wtedy półtora miesiąca) i przez cały ten czas była przykuta do łóżka, bo miała nóżki na wyciągu, a ja nie mogłam jej nawet przytulić. Czasem w życiu pojawiają się problemy i jest pod górkę, ale kiedy mamy osobę, która pomoże nam przez to przejść, jest trochę łatwiej. Trzymam kciuki za kontrolę!
OdpowiedzUsuńU nas słabe mięśnie grzbietu i brzucha były przyczyną problemów, później koślawienie stóp...wiem, że jeszcze trochę przed nami ale czego nie robi się dla dzieci :D
UsuńPrzykro mi, że musicie przez to przechodzić i jestem pełna podziwu, że się nie poddajcie. I co najważniejsze - ćwiczycie z dzieckiem sami a nie oddajecie pod opiekę rehabilitantom (chociaż próbowaliście ;)). Gratulacje! :)
OdpowiedzUsuńTeraz to już pikuś najgorzej było na początku :D Ale dzięki za mile słowa :)
UsuńMy ćwiczyliśmy asymetrię. Co prawda trwało to stosunkowo krótko, bo tylko kilka miesięcy, ale co się z Młodym napłakałam to moje. I podobnie jak Wy zostałam z tym całkowicie sama. Mąż prosił abyśmy ćwiczyli jak On pójdzie do pracy, bo nie może patrzeć na to wszystko patrzeć. No cóż, było minęło :) Dziecko gania jak szalone i oby tak zostało. Prawda jest taka - czego się nie zrobi dla zdrowia i dobra własnego dziecka? WSZYSTKO choćby dziecko miało w tym czasie płakać. Trzymamy za Was kciuki.
OdpowiedzUsuńDokładnie tak jak piszesz...kiedy chodzi o zdrowie i sprawność dziecka robi się wszystko co możliwe nie patrząc na różne akcje typu krzyk itp. Dzięki za wsparcie :)
UsuńNawet nie chcę sobie wyobrażać co przeżywaliście, straszne patrzeć na cierpienie dziecka przy okazji przeziębienia, a co dopiero gdy w grę wchodzi coś poważniejszego, a Ty wiesz że musisz to robić. I to prawda, jesteśmy twardsze od mężczyzn, ze łzami w oczach ale zrobimy to, co konieczne. Powodzenia! Dalszych efektów życzę :)
OdpowiedzUsuńCiężko było na początku...teraz już trochę łatwiej, ale bywają dni, że jest taki bunt, że nie ma opcji :) Właśnie mi przypomniałaś, że Twój post zaczęłam czytać i nie skończyłam :) Lecę nadrabiać
UsuńGosiu, wierzę, że już niebawem usłyszysz te magiczne słowa, że wszystko jest już w porządku, że już się napracowałyście.
OdpowiedzUsuńPamiętam, jak moja Młodzież Młodsza wyła na rehabilitacji. Masakra było tego słuchać.
Co nas nie zabije to nas wzmocni...najważniejsze, żeby L była zdrowa:) Teraz walczymy do czerwca...jak się nie polepszy wkładki ortopedyczne. Ale póki co ćwiczymy
UsuńDobrze wiem co przechodzisz. My się rehabilitujemy "na wszelki wypadek", ale ja widzę, że bez ćwiczeń to by nic się nie ruszyło i na pewno nie rozwijałby mi się tak świetnie. Płacz dziecka jest ciężki do zniesienia. My się rehabilitujemy metodą bobath. Koleżanka opowiadała jak była ze swoim kilka razy na rehabilitacji metodą Vojty... Co tam się działo...
OdpowiedzUsuńWidziałam ćwiczenia metodą Vojty, koleżanka ćwiczyła z córką. Masakra, ale czego nie zrobisz dla dziecka
UsuńJakbym czytała o sobie i swoim 13 miesięcznym synku.Mamy baaardzo podobną sytuację.Tyle że u nas z chodzeniem nie ma problemu,śmiga aż miło,za to posadzony będzie siedział,ale żeby sam usiadł to nie ma mowy(chyba że na naszym łożu,kiedy leży na poduszce),nie umie też sam wstać nie trzymając się czegoś.Raczkowanie?A co to takiego? Położony na brzuszku kręci się jak foka i tyle.Położony na plecach leży jak kłoda,ani w jeden bok,ani w drugi(choć na wspomnianym wcześniej łożu małżeńskim kręci się we wszystkie strony)a wcześniej umiał to robić.Rehabilitantka pokazała kilka ćwiczeń i kazała powtarzać je w domu,bo nie widziała konieczności co by specjalnie jeździć się rehabilitować.Łatwo powiedzieć,trudniej zrobić.O ile upadanie i wstawanie przytrzymując się czegoś poszło gładko,tak reszta jest masakrą.Młody się drze niesamowicie,a siadania i wstawania jak nie łapał,tak nie łapie.Tzn przy delikatnej pomocy się mu uda,ale mam wrażenie że on nie chce i tyle mu mogę zrobić.Z koślawymi nogami też może być u nas problem.Maż jak i mama mieszkająca z nami są zerową pomocą,a nawet i przeszkodą.bo im szkoda,oni nie mogą słuchać tego płaczu,a zostaw,a po co,a sam się nauczy.I tyle mam pomocy,zaciskam zęby i działam.Muszę przyznać że dużo sami zawiniliśmy-zachciało się nam chodzika i pewne etapy przez to Młody ominął,no i podawanie mu wszystkiego pod nosek też go nic dobrego nie nauczyło.Nie wiem jak będzie dalej,mam w planach jeszcze wizytę u neurologa,chcę wszystkie opcje sprawdzić no i zobaczymy jak nasza przygoda będzie dalej się rozwijać.A Ty gdybyś była tak miła,to zapodaj kilka pomysłów na ćwiczenia,bo za wiele nam tego rehabilitantka nie pokazała.Powiedz mi też po jakim czasie zaczęły pojawiać się widoczne efekty,bo my ćwiczymy dopiero miesiąc a ja już mam serdecznie dość.
OdpowiedzUsuńNa sam koniec-Dzięki za ten wpis,tego szukałam,to mnie podniosło na duchu.Powodzenia dla Was
U nas pierwsze efekty były widoczne po 2 tygodniach. Później przestój znów parę rzeczy do przodu i znów przestój...także tym się nie załamuj. Może spróbuj skonsultować się z innym rehabilitantem- może podpowie coś nowego ;) U nas były zabawy na moich kolanach, na piłce- w ramach wzmacniania mięśnie brzucha i grzbietu- te mięśnie były słabe i Młoda nie mogła złapać równowagi. Najważniejsze to się nie poddawać. Nie patrz na nikogo zaciśnij zęby i ćwicz. Robisz to dla dobra dziecka ;) Przeszłam to samo więc doskonale Cię rozumiem;) Powodzenia dacie radę!!!
UsuńWiesz nie czuję się na tyle kompetentna żeby instruować Cię co do ćwiczeń. Nie chcę żeby później bieda jakaś z tego wyszła.
UsuńOk,oczywiście rozumiem :) U nas z tymi mięśniami podobnie., na brzuchu nie przepadał leżeć to nie wyćwiczył. Widze też że młody ma ręce słabe,i ciężko mu się podeprzeć,ogólnie słabizna i leniuch.A wydawało się że taki chłop (jak się urodził miał 5kg) to i w przyszłości będzie na przód z wszystkim,a tu niestety nie.Co do efektów to pierwsze były po kilku dniach,tylko nie te na których mi najbardziej zależało,teraz to powooooli bardzo,a do tego była przerwa spowodowana chorobą.Mam zamiar jakiegoś innego rehabilitanta odwiedzić,o neurologu jeszcze myślałam.Wszystko przed nami.A ja te zęby zaciskać muszę innego wyjścia nie mam,kto jak nie ja ;)
UsuńWarto odwiedzić neurologa. Nasza rehabilitantka ma również pokończone kursy i diagnozowała Młodą również pod kątem neurologicznym. Dlatego sobie darowałam wizytę u tego specjalisty. U nas był moment- córka miała 1,5 roku puściła meble przeszła pokój i na drugi dzień znów na kolanach śmigała. Myślałam, że oszaleję- szukałam, pytałam kombinowałam. Zwątpiłam wtedy najbardziej w sens ćwiczeń. Mając rok i 8 miesięcy zaczęła już na całego biegać;) Teraz koślawi stopy i kolana- ćwiczymy dalej i jeszcze dużo przed nami ;)
UsuńPochwalę się-dziś kolejny postęp-zaczyna łapać jak go kładę i przekręcam na boczek,zaczyna podnosić się do siadu :) Co do neurologa to pewnie się wybierzemy,żałuję że jeszcze tego nie zrobiliśmy.U nas właśnie to chodzenie nie sprawia problemu,jeszcze przed roczkiem zrobił samodzielnie pierwsze kroczki a teraz już śmiga sam na całego,ominął etapy siadania i raczkowania.Ale wstąpiła we mnie nowa nadzieja :)
UsuńNo i super;) Zobaczysz będzie coraz lepiej ;) Trzymam za Was kciuki
UsuńDziękuję:) A my trzymamy kciuki za Was :) Powodzenia :)
Usuń:* dzięki
UsuńDobrze że są postępy :)
OdpowiedzUsuń