Źródło: pixabay
a ludzie dostają małpiego rozumu. Sorry małpki- Wy się chyba aż tak źle nie zachowujecie.
Nie powiem, że nie lubię akcji z obniżkami cen. Skłamałabym mówiąc, że jest inaczej. Każdy lubi kupić coś taniej, zaoszczędzić parę złotych.
Jednak widząc co się dzieje w sklepach, które ogłoszą wielką wyprzedaż...wolę zostać w domu i pójść jak już jest spokojniej.
To co działo się w dniu promocji znam tylko z opowieści mojego Taty, który poszedł z ciekawości poobserwować ludzi ( swoje też kupił ale zmieścił się w reklamówce ze swoimi zdobyczami).
Mówił mi, że to co się tam działo wyglądało niczym przygotowanie na wojnę lub koniec świata.
Ludzie biegali, garściami brali produkty, które wypadały im z koszyków. Nie wytrzymał i zapytał jednej pani czy wojna się zbliża...
Rozumiem wszystko- sklep nieczynny przez prawie miesiąc...ale dla jasności w naszym mieście jest jeszcze 5 marketów i kilkadziesiąt sklepów z identycznym zaopatrzeniem. W sumie przy większych zakupach człowiek zaoszczędzi trochę grosza, ale czy na pewno?
Wątpię czy przez miesiąc wszystko się zje. Jeżeli ktoś ma dużą rodzinę- może się to udać. Można też mieć dużą zamrażarkę itp., itd. Znając życie połowa z tych zakupów trafi do śmietnika tracąc termin przydatności- tyle z zaoszczędzenia wyjdzie...
Akcje tematyczne- można trafić na fajny towar w dobrej cenie.
Co się dzieje w sklepach tego poranka- wiecie doskonale. Ja znów tylko z opowieści bo nie chce mi się dziecka ciągać i narażać na oberwanie produktami.
Mama moja się kiedyś na taki spęd wybrała. Latające nad głową, ubrania, buty i inne produkty skutecznie wyprowadziły ją z równowagi. Zwróciła kobiecie uwagę. Tamta niewiele sobie z tego robiąc nadal przerzucała jej przed nosem...no wziąć babę za fraki i tak samo nią cisnąć.
Wchodzi później człowiek do sklepu, który wygląda jak po przejściu tornada i nie może spokojnie nic zobaczyć, kupić. Buty bez pary, ubrania bez opakowań leżą kilometr od ceny... latasz pod czytnik, po chwili masz dość i wychodzisz. Często słychać głosy oburzonych klientów, że pracownicy powinni to posprzątać- owszem powinni ale jak kilkakrotnie w ciągu dnia do sklepu wpada hołota to siłą rzeczy mają prawo się nie wyrobić. Poza tym klient powinien towar, którego nie chce odłożyć na miejsce z którego go wziął a nie rzucić gdzie mu się podoba. Zanim zaczniemy wymagać od innych wymagajmy od siebie.
To wszystko jest mało. To co ma miejsce przed otwarciem to dopiero jest jazda bez trzymanki. W sieci mnóstwo było filmików obrazujących zaistniałe sytuacje. Ludzie przewracają konkurencję, nie patrzą, pchają się, biegną depcząc tych, którzy upadli...zero człowieczeństwa- jakby stado wygłodniałych lwów po miesiącu niejedzenia zobaczyło antylopę na horyzoncie...
wpadają- jestem pierwszy, wszystko dla mnie...a na koszykach pojedyncze sztuki :) albo brak określonego towaru po, który się przyszło.
Święta są jeszcze lepsze- akcja z zeszłego roku. Karp- pożądany przez wszystkich ( ja osobiście nie jadam więc mam z głowy). Stoimy z PT przy kasie. Podchodzi pani i pyta o rybkę. Pan odpowiada jej: Pani kochana tak się rzucili, że ledwo kartony na podłodze rozstawiliśmy, nawet nie wyciągnęliśmy z nich bo wyrywali nam z rąk.
Nie wytrzymałam parsknęłam śmiechem...dla mnie taka zabawa to abstrakcja. Szkoda mi zdrowia i nerwów na zabawę w łowy.
Lubiąc promocje przyglądam się temu wszystkiemu z boku i mam niezły ubaw. Może i straciłam przez to wiele wspaniałych okazji ale przynajmniej nie zarobiłam guza i moje dziecię nie widziało szalejących niczym szakale ludzi, którzy z pewnością nie zwróciliby na nią uwagi i też mogłaby oberwać a przy okazji nasłuchać się wiązanek rodem spod knajpy...
Podobne dylematy znajdziecie u Ani http://kuradomowa.blogujaca.pl/2015/09/02/hipermarket-to-dzungla/