Praktycznie każdy ma dostęp do internetu. Jeśli go nie ma prędzej czy później i tak go dopadnie. Ja długo nie korzystałam z tego wynalazku. Jedynie w ważnych sprawach. Przyszedł jednak moment, że przepadłam.
Co robiłam w necie zanim zaczęłam pisać bloga?
Czytałam inne blogi, robiłam przelewy, szukałam interesujących mnie informacji i grałam w gry. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć durne gry ale wtedy ratowały mnie od nudy:)
Co mnie skłoniło do napisania o tym? Jakiś czas temu znajoma napisała, że jedząc kebaby schudła 5 kg. Oczywiście skomentowałam. Co się okazało był to łańcuszek. Więc podjęłam rękawicę z ciekawości:) ile osób zainteresuje to, że połknęłam biedronkę i czy będę miała z tego tytułu szczęście?
Odzew był natychmiastowy. Naszła mnie wtedy refleksja- jak bardzo wierzymy w to co napiszą nasi znajomi. Łańcuszki bardzo nas denerwują. Pokazują czym się na prawdę zajmujemy spędzając czas w sieci. Jak wiele nieprawdziwych informacji jest publikowanych przez dowcipnych ludzi. Czytamy to udostępniamy- co się później okazuje są to same bzdury ( tu chodzi mi o informacje o tragicznych zdarzeniach, 5 razy wybuchającej wojnie itp.).
Wiele osób- w tym ja swojego czasu diagnozuje się u wujka Google. Można zasięgnąć informacji, ale przed pełną diagnozą bym się wstrzymała. Można się dowiedzieć, że kaszel i gil z nosa jest dla nas wyrokiem śmierci. Innym razem objawy przez nas przedstawione mogą być "zbagatelizowane" i uśpić naszą czujność w nieodpowiednim momencie. Ale o tym już dużo pisano nie będę powielać.
Wszystko co napiszemy ma swoich odbiorców, ktoś udostępni, jego znajomi puszczą to dalej, nie zawsze da się zatrzymać przepływ informacji. Zastanówmy się prze publikacją treści ze względu na późniejsze konsekwencje. Mimo, że skasujemy to i tak pozostaje. Tak samo jak zdjęcia. Wrzucamy, cieszymy się...kilka nieprzyjemnych komentarzy i usuwamy. Nie wiemy jednak ile osób zdjęcie lub tekst skopiowało i w jaki sposób tego później użyje.
Dostałam ostatnio wiadomość, że mogę pożegnać się z kontem ponieważ nazwa produktów, których recenzję pisałam nie może być używana w internecie. Firma widziała mój post, podziękowali za recenzję. Wiadomość dostałam od jakiegoś pana nie odpisywałam ponieważ nie widziałam sensu konwersacji. Konto funkcjonuje i ma się dobrze. Gdybym jednak bardzo się tym przejęła na pewno nastąpiłaby niepotrzebna wymiana zdań i mnóstwo nerwów. Jednak tak to już jest w sieci- możemy wszystko:)
Co robiłam w necie zanim zaczęłam pisać bloga?
Czytałam inne blogi, robiłam przelewy, szukałam interesujących mnie informacji i grałam w gry. Z perspektywy czasu mogę powiedzieć durne gry ale wtedy ratowały mnie od nudy:)
Co mnie skłoniło do napisania o tym? Jakiś czas temu znajoma napisała, że jedząc kebaby schudła 5 kg. Oczywiście skomentowałam. Co się okazało był to łańcuszek. Więc podjęłam rękawicę z ciekawości:) ile osób zainteresuje to, że połknęłam biedronkę i czy będę miała z tego tytułu szczęście?
Odzew był natychmiastowy. Naszła mnie wtedy refleksja- jak bardzo wierzymy w to co napiszą nasi znajomi. Łańcuszki bardzo nas denerwują. Pokazują czym się na prawdę zajmujemy spędzając czas w sieci. Jak wiele nieprawdziwych informacji jest publikowanych przez dowcipnych ludzi. Czytamy to udostępniamy- co się później okazuje są to same bzdury ( tu chodzi mi o informacje o tragicznych zdarzeniach, 5 razy wybuchającej wojnie itp.).
Wiele osób- w tym ja swojego czasu diagnozuje się u wujka Google. Można zasięgnąć informacji, ale przed pełną diagnozą bym się wstrzymała. Można się dowiedzieć, że kaszel i gil z nosa jest dla nas wyrokiem śmierci. Innym razem objawy przez nas przedstawione mogą być "zbagatelizowane" i uśpić naszą czujność w nieodpowiednim momencie. Ale o tym już dużo pisano nie będę powielać.
Wszystko co napiszemy ma swoich odbiorców, ktoś udostępni, jego znajomi puszczą to dalej, nie zawsze da się zatrzymać przepływ informacji. Zastanówmy się prze publikacją treści ze względu na późniejsze konsekwencje. Mimo, że skasujemy to i tak pozostaje. Tak samo jak zdjęcia. Wrzucamy, cieszymy się...kilka nieprzyjemnych komentarzy i usuwamy. Nie wiemy jednak ile osób zdjęcie lub tekst skopiowało i w jaki sposób tego później użyje.
Dostałam ostatnio wiadomość, że mogę pożegnać się z kontem ponieważ nazwa produktów, których recenzję pisałam nie może być używana w internecie. Firma widziała mój post, podziękowali za recenzję. Wiadomość dostałam od jakiegoś pana nie odpisywałam ponieważ nie widziałam sensu konwersacji. Konto funkcjonuje i ma się dobrze. Gdybym jednak bardzo się tym przejęła na pewno nastąpiłaby niepotrzebna wymiana zdań i mnóstwo nerwów. Jednak tak to już jest w sieci- możemy wszystko:)
W sieci trzeba uwazac na wszystko. Ja na przyklad nie zamieszczam na blogu zdjec dziecka, no chyba ze nie widac twarzy. Na facebooku tak samo. Nie chodzi o to, ze nie mam zaufania do znajomych, ale generalnie wole nie publikowac zdjec. W gry zas nigdy nie gralam:).
OdpowiedzUsuńKażde słowo, każde zdjęcie może być bowiem użyte przeciw Tobie :D Staram się uważać, zdjęć Młodej nie ma , znaczy się są ale bez twarzy:) czasem jednak mnie poniesie i coś napiszę czego później żałuję. Ale żyję póki co więc chyba nie jest aż tak źle :)
UsuńTrzeba uważać to prawda :)
OdpowiedzUsuń