Bunt dziecka zawsze jest dla rodzica wyzwaniem. Czy będzie to szalejący dwu, trzy, cztero,..nastolatek- zawsze jest ciężko.
Recepty na przetrwanie nie znam. Ciągle próbuję, uczę się i doskonalę moje zdolności dyplomatyczne.
Skąd bierze się bunt?
Nie będę przytaczać teorii książkowych bo takie można wszędzie znaleźć. Bez sensu jest ich powielanie.
Każdy z nas ma swój sposób na życie, opracowany plan działania. Nie zawsze jest on zgodny z tym co wyznają nasi współpracownicy, rodzina.
Działamy sobie więc tak jak założyliśmy i pojawia się przeszkoda. Próbujemy raz, drugi pokonać ją znanymi sposobami. Nie udaje się- co robimy buntujemy się. Nie zawsze mamy ochotę zrobić coś tak jak nam to jest narzucane. Wściekamy się, klniemy pod nosem- robimy inne rzeczy aby wyładować swoją złość...
To samo robi dziecko. Działa po swojemu. Na jego drodze staje rodzic- strażnik bezpieczeństwa i dobrego wychowania:)
Ma inny pogląd na daną sytuację i próbuje nakłonić malucha do zawieszenia broni...
Jeżeli zawieszenie broni będzie poparte rozmową, tłumaczeniem- są większe szanse na kompromis.
Jednak najczęściej zbuntowany brzdąc krzyczy ( wcale się nie dziwię- obstaje przy swoim i broni tego za wszelką cenę)- podnosi dorosłemu ciśnienie i on także wybucha.
Nie myślcie sobie, że ze mnie taka idealna mamusia i nigdy głosu nie podniosłam. Zdarzało mi się nie raz i pewnie się jeszcze trafi:)
Pamiętam sytuację, ale nie wiem o co dokładnie poszło. Młoda drze się na mnie, ja na Nią. Krzyczymy tak sobie przez chwilę. W pewnym momencie L patrzy na mnie, robi taką minę, że nie ma opcji żebym się nie śmiała. Rozładowała sytuację w jednej sekundzie.
Agresja rodzi agresję.
Kiedy dziecię krzyczy i ty zaczynasz robić to samo bądź pewien, że szybko go tego nie oduczysz. Patrzy na ciebie drogi rodzicu i naśladuje. Mama/tata się drze chcąc załatwić sprawę- ja też tak mogę.
Spróbowałam pewnego pięknego dnia "nie słyszeć" krzyków córki. Oczywiście słyszałam je doskonale, nosiło mnie w środku ale nie poddałam się. Ona się wykrzyczała, przyszła mówiąc, że chce ze mną porozmawiać. Pogadałyśmy sobie. Powiedziałam Jej, że jeśli jest zła może sobie pokrzyczeć, uderzać w poduszkę, pokopać piłkę itp. Czasem skutkuje, czasem nie- wiadomo różnie w życiu bywa.
Za każdym razem kiedy zaczyna się akcja staram się dorwać L i mocno Ją przytulam.
Można powiedzieć- rozpuszczam dziecko ( nie raz taki tekst słyszałam). Szczerze mnie to nie rusza. Wiem, że jest to skuteczny sposób i będę z niego korzystać. Młoda musi wiedzieć, że zawsze może na mnie liczyć- nawet w najgorszych dla Niej momentach. Teraz tym momentem będzie to, że nie uda Jej się ułożyć wieży z klocków, później nie będzie umiała zasznurować buta, kiedyś przeżyje tragedię miłosną itp. Za każdym razem będzie mogła przyjść przytulić się i wypłakać w rękaw.
Kiedy ja jestem zła- robię różne rzeczy- krzyknę, przeklnę itp. jakoś radzę sobie ze złymi emocjami (choć nie zawsze mi to wychodzi). Czasem Kierowniczka mnie wkurzy- mówię, że jestem zła, jest mi przykro. Staram się nazywać emocje- i tego uczę Młodą.
Ostatnio nabroiła. Mówię, że się gniewam, że nie powinna tak się zachowywać. Patrzy na mnie, bierze moją twarz w dłonie i słyszę: Gośko wybacz mi proszę!!! Przytuliła mnie i złość sobie poszła.
Na każde dziecko działa coś innego. Sposoby każdy musi sobie sam dopasować. Jest ich mnóstwo- dla każdego coś miłego:)
Najważniejsze to opanować emocje. Wiem, że nie jest to łatwe, ale stwierdzenie, że tylko spokój nas uratuje w tym przypadku jest strzałem w dziesiątkę.
Bunt w każdym okresie życia potomka jest dla nas szkołą- jak radzić sobie w trudnych, sytuacjach, nie ponosząc w tym momencie strat i nie przeliczając ofiar ( nie liczę siniaków sąsiadów, którzy słysząc nagły krzyk potkną się o coś:)).
Dorosłemu wydaje się, że opanował już wiele umiejętności do perfekcji. Pojawienie się najmłodszej istoty w rodzinie bardzo to weryfikuje.
Doskonalmy więc sztukę dyplomacji jak najmniej zużywając gardła. Wszystkim to wyjdzie na dobre:)
Mnie totalnie rozwaliło, jak ostatnio trochę się z mężem pożarłam a młoda do nas: nie wolno krzyczeć, musicie się przeprosić.
OdpowiedzUsuńJednak nauka nie poszła w las :D
Nauka nie idzie w las...ale jeśli chodzi o przeniesienie jej na siebie ( chodzi o zachowanie dzieci) to bardzo często zapominają o zasadach ;)
UsuńJuz napisałam ostatnio ze wychowanie dziecka to. Najtrudniejsze zadanie jakie mnie w życiu spotkało. Pozdejrzewam ze trudniejszego nie ma. A co do samych dzieci są to idealne i wierne kopie nas samych.
OdpowiedzUsuńOj fakt to, ale dalej upieram się przy tym, że Młoda jest kopia PT :P
Usuńhm, a ja dalej będę przy swoim że polemizowałabym na ten temat!
UsuńMasz do tego prawo ;)
UsuńGaja może nie jest wielką buntowniczką, ale często się denerwuje i mnie nie słucha. Wszystko chce robić sama i nie podoba jej się, że musi się podporządkować. Udaje mi się na szczęście ją utemperować, choć nie jest to łatwe. Nie krzyczę jednak na nią.
OdpowiedzUsuńMi się zdarza wydrzeć...ale pracuję nad tym bo nie ma to żadnego sensu jak widać po Młodej ;)
Usuńna pewno masz rację w tym, że każde dziecko jest inne i na każde jest inna metoda :) z tym podnoszeniem głosu tez prawda - ty się wkurzysz i krzykniesz to dziecko sobie pomysli, że tak wolno i heja z krzykiem na nas......ale czasem tak trudno się powstrzymac by nie wrzasnąć..... :(
OdpowiedzUsuńwiem, że to trudne...sama mam problem ale walczę ;)
UsuńDla mnie to tekst na przyszłość, ale sporo dał mi do zrozumienia. Mam problem z krzyczeniem. Nie pamiętam już kiedy się wyspałam i w większości sama muszę się zajmować synkiem. Wiem, to żadna wymówka. Staram się i już coraz mniej krzyczę. Zrobię wszystko żeby nie reagować w ten sposób, bo wiem, że to żadne rozwiązanie.
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem. Ja od 3 lat praktycznie non stop z Młodą jestem ( mąż w pracy) i wiem co czujesz...dasz radę na pewno ;)
UsuńDopiero mnie to czeka, mam nadzieję, że syn nie bedzie mial mojego charakteru bo byłam bardzo,, zbuntowana'' :) najpierw robiłam a potem myślałam ! :) http://soundlymalinkaa.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńHehe to tak jak ja ;) Później się dziwię, że Młoda wybuchowa ;)
UsuńWychowanie dziecka jest rzeczywiscie trudne. Nawet jeśli go nie mam, to wydaje mi się, że potrafię spojrzeć choć w pewnym stopniu oczami moich rodziców. Ja do pewnego momentu byłem wychowywany metodą pasa i mimo, że tego nie lubiłem [bo które dziecko lubi kiedy go boli?], ale nawet nie zauważyłem jak rodzice z tego zrezygnowali. Dopiero po jakimś czasie, gdy o tym z mamą rozmawiałem, dowiedziałem się, że ostastni raz oberwałem bez przyczyny i ojciec powiedział, że już nigdy tego nie zrobi. Ale faktem jest, że bardzo szybko się wtedy uczyłem czego nie robić. Trudniej było już później, bo nawet gdy dostałem solidny słowny opieprz, to nadal robiłem to, co im nie odpowiadało. Ale teraz już ludzie inaczej wychowują. Jak dziecko dostanie niewinnego klapsa, to zaczyna się gadanie o patologii. Oczywiście nie jestem za przemocą, ale... jest różnica między biciem dziecka, a klapsem, od którego będzie go co najwyżej szczypać przez w najgorszym wypadku pół godziny.
OdpowiedzUsuńAle wiadomo, że co dziecko, to inna metoda będzie skuteczniejsza. Ja na przykład nie potrafię się wydrzeć, ani nie potrafiłem, więc nawet spokojne słowa na mnie działały. Zwykle kończyło się na 'fochu' z mojej strony, który nie trwał długo, bo szybko mnie nerwy opuszczały.
Od strony dziecka mogę tylko doradzić, aby nie litować się ciągle nad nim. U mnie po dziś dzień jest tak, że gdy mi mama czegoś zabrania i prędzej czy później przyznaję jej rację i już nie proszę o coś lub pozwolenie na coś i sprawa jest względnie zamknięta, to ona przychodzi i zmienia zdanie. Z jednej strony dla dziecka to dobrze, bo dostaje to, czego chce, ale jeśli nie jest typem opanowanej osoby, to jest strasznie irytujące, bo nieraz to ja zmieniam zdanie, przestaje mi na czymś zależeć, a wtedy i tak musi być tak, jak nie chcę.
Klapsów nie popieram i nigdy nie poprę. Granice muszą być wyznaczone- czasem wiadomo, że się je nagina, ale jasno postawione i utrwalane przynoszą oczekiwane skutki.
UsuńNie mając dziecka myślałam sobie: "ale bachor", "rozpieszczony gówniarz".
OdpowiedzUsuńTeraz wiem, że wychowanie to mega trudna sztuka. Chciałabym ją opanować do perfekcji, ale nie wychodzi mi. Młody nauczył się wymuszać, krzyczeć. Wie co zrobić, żeby było po jego myśli.
Miałam podobnie zanim nie urodziła się Młoda;) Najgorsze w tym wszystkim jest to, że każdy ma milion złotych rad w momencie napadu złości u dziecka, próbuje po swojemu je "uciszać" nie zwracając uwagi na rodzica. W takim momencie wszystko nad czym się pracuje diabli biorą...
UsuńNikt nie mówił, że będzie łatwo :) każda mama musi znaleźć swój sposób na bunt i złość dziecka. My nadal szukamy swojego. Mam nadzieje, ze go znajdziemy zanim dojdzie do kulminacji.
OdpowiedzUsuńNaslonecznej.blogspot.com
Powodzenia życzę ;) Ja nadal szukam ;)
UsuńBunt to wielki problem. Warto zastanowić się nad TUS
OdpowiedzUsuńTUS to terapia dla dzieci z zespołem Aspergera i autyzmem z tego co wiem...
UsuńCalineczka nie buntuje się często, ale kiedy już to robi to... Powstrzymuję się, żeby nie wyjść z siebie. ;)
OdpowiedzUsuńJa co najmniej 5 razy dziennie wychodzę z siebie i staję obok ;) ale krzywda się nikomu nie dzieje ;)
UsuńFajnie spojrzeć na bunt oczami dziecka
OdpowiedzUsuńBo wtedy wszystko wydaje się inne :)