Przejdź do głównej zawartości

Tata przy porodzie.


Pisząc ten post liczę się z tym, że wielu osobom nie będzie pasowało moje podejście. Macie do tego pełne prawo. Nie chcę jednak żeby po przeczytaniu tekstu odbywały się jakieś dzikie walki ;)




Od jakiegoś czasu panowie mają możliwość uczestniczenia w porodzie swoich dzieci. 

Część z nich korzysta z tego "przywileju", inni czekają na korytarzu...inni zmuszeni przez swoje kobiety mdleją na porodówce. Ile porodów tyle historii. 

Czasami czytam sobie różne dyskusje. Co mnie wkurza coraz bardziej. Podejście kobiet do obecności partnera w tej chwili.

Jeżeli mężczyzna chce być świadkiem narodzin potomka- i kobieta chce aby był z nią w tej chwili to wszystko jest jak najbardziej ok.

Jednak coraz częściej słyszę i czytam wypowiedzi matek: zrobił niech teraz zobaczy jak cierpię, niech widzi ile mnie to kosztuje, myślał, że tylko zrobił a ja sama się będę męczyć...
To tylko niektóre z "mądrych" wypowiedzi. Sieć jest pełna gorszych komentarzy rzucanych w kierunku partnerów. Również znajomi potrafią człowieka nieźle zaskoczyć.

Jak ja się do tego odnoszę?

Drogie Panie- faktem jest, że mężczyźni mają od nas lepiej- nie mają miesiączki, nie chodzą w ciąży i nie rodzą dzieci. Nie dopada ich menopauza itp. Chcąc nie chcąc pretensji do nich o mieć nie możemy. Nie oni taki los nam zgotowali. Jesteśmy tak stworzone i niestety ale tych aspektów nie przeskoczymy ( komuś nie pasuje pozostaje zmiana płci- ale nie o tym dziś).


Słyszę tekst: zrobił mi dziecko a teraz się męczę- jak mi wiadomo do tanga trzeba dwojga. 

Nie chciałaś mieć dziecka trzeba było się zabezpieczyć i byłoby po sprawie.
Decydujesz się na potomstwo i później całą winę za "męczarnie" zwalasz na faceta? Nie bardzo to wszystko wygląda.

Za wszelką cenę twój mąż/ partner musi być na porodówce i kropka. Mimo, że nie czuje się na siłach idzie- bo straszysz go rozwodem, odebraniem praw rodzicielskich itp. ( takie pogróżki też mają miejsce). Idzie. Niejednokrotnie pod jego adresem lecą takie komentarze, że uszy więdną. To jest pikuś. 

Gorzej jest w momencie gdy nie wytrzymuje i mdleje.
Znam przypadek gdzie mężczyzna zemdlał. Rozwalił sobie głowę. Założyli mu 6 szwów. Kobieta z dzieckiem wyszła już ze szpitala a on jeszcze leżał na obserwacji. To tak na marginesie.
Wtedy dopiero masz pole do popisu. Historia jest opowiadana we wszystkich możliwych kręgach. Jak to twój mężczyzna zemdlał bo nie wytrzymał widoku(który nie należy do najprzyjemniejszych). Sama nie chciałabym tego oglądać. Podziwiam ginekologów i położne za ich pracę, która wcale nie jest łatwa i miła.

Krążą sobie takie anegdotki w rodzinie, wśród znajomych. Mężczyzna zamiast cieszyć się z przyjścia dziecka na świat wystawiany jest na pośmiewisko. 

Decydujecie się z czasem na drugie dziecko...i co myślisz, że pójdzie z tobą rodzić. Ja na jego miejscu bym się nie zdecydowała.

Znam również relacje ojców, którzy są bardzo szczęśliwi i z dumą opowiadają o tym wydarzeniu. Nie oszukujmy się jednak- trzeba mieć do takiej akcji nerwy ze stali.


Zrobił niech się teraz wykazuje.

Sorry, ale nie uważam, że uczestniczenie w porodzie to moment na wykazanie się. Jeżeli nie był z tobą na porodówce to znaczy, że kiepski z niego facet/ ojciec itp.

Wykazać to się mężczyzna może podczas codziennych obowiązków związanych z dzieckiem- przewijanie, kąpiel, karmienie, zabawa, wstawanie w nocy- repertuar jest tu bardzo szeroki.
Później przychodzi czas na wychowywanie, wpajanie dziecku wartości i norm. Dbanie o wieź z dzieckiem- to jest ważniejsze niż widok krwi i wrzeszczące żony- masz całe życie żeby się powydzierać i robić to bez świadków.

W czym gorszy jest tatuś stojący na korytarzu od tego, który jest w centrum wydarzeń?

Dla mnie nie ma różnicy- jeden i drugi tak samo mocno przeżywa to co dzieje się aktualnie z jego kobietą i dzieckiem.
W szpitalu po porodzie spędziłam 5 dni. Nasłuchałam się - porodów było dość sporo a moja sala była centralnie przy miejscu cierpień wielu kobiet. 
Słyszę kiedyś pana, który prosi położną o nowe ochraniacze bo pierwsze mu się porwały. 
Opowiadam to później  PT- co On komentuje słowami- a co ty myślałaś, że ja nie zdarłem. Takie emocje jakie towarzyszyły mi za ścianą były nie do opisania.

Zresztą co tu mówić- wszedł do mnie na chwilę w czasie akcji-widziałam jak wyglądał...

Jak mnie wywozili z bloku operacyjnego Jego spojrzenie mówiło więcej niż milion słów.
Nie chciałam żeby był ze mną przy narodzinach Młodej, On też nie chciał i gra gitara.

W takich sytuacjach dwie strony muszą czuć się komfortowo. Nie ma sensu robić czegoś na siłę. 

Jedni mężczyźni mają predyspozycje i zostają ginekologami. Inni ich nie mają i ich rola kończy się na "zrobieniu" dziecka i późniejszym jego wychowaniu.

Kochane kobietki wiem, że często nie są to miłe doświadczenia, ale oszczędźcie swoim partnerom gorzkich słów lub zmuszania ich do wejścia na porodówkę. 

Ze swojej strony powiem, że czytając, słuchając przytoczone przeze mnie wcześniej słowa odechciewa mi się konwersacji z takimi osobami.

My będąc w stresie, bólu wygadujemy różne głupoty- nam to jest wybaczone...jeżeli mężczyzna czekający na korytarzu ( też jest w stresie- boi się o swoją kobietę i o dziecko) rzuci stwierdzeniem w końcu się to skończyło, nareszcie po wszystkim, ale się darła czy coś podobnego zostaje zlinczowany przez płeć piękną.


Ciekawa jestem jak wyglądałoby to w odwrotną stronę? Czy jeżeli mężczyźni by rodzili to ile z nas poszłoby im towarzyszyć. Wiem to abstrakcyjne ale...

Komentarze

  1. Mój mąż był ze mną przy pierwszym porodzie (naturalny). Nie bardzo rozumiem facetów, którzy mdleją podczas porodu, bo nie wyobrażam sobie, by mąż siedział na miejscu położnej i tam mnie oglądał!! Masakra! Sama bym nie chciała się tam oglądać :P Ale cały poród spędził przy mej głowie, trzymając mnie za rękę i powtarzając jaka jestem dzielna i jeszcze chwila i będzie po wszystkim. to mi dało mega siłę, i nie wspominam tego momentu traumatycznie.
    Nie wyobrażam też sobie bym w trakcie całej akcji miała bluźnić w jego kierunku... To jest chore! Tak jak pisałaś - RAZEM chcieliśmy tego dziecka i wiedzieliśmy z czym to się wiąże. Takie wariatki to bym lała po pysku na opamiętanie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze żeby dwie strony chciały. Nie rozumiem zmuszania na siłę. Ja nie chcialabym czegoś robić pod przymusem jeżeli nie czułabym się na siłach

      Usuń
  2. Wiesz co, mnie śmieszą komentarze typu: "zrobił, a ja muszę cierpieć". O co to w ogóle chodzi, przecież wiadomo od zarania dziejów, że kobiety rodzą dzieci i pretensje po fakcie można mieć do siebie samej. Nie rozumiem niektórych kobiet, serio.

    Mój mąż chciał być obecny przy porodzie, ale niestety nie mógł. bo zabraniają tego procedury przy cesarce. Bardzo tego żałowałam, ale cóż poradzić, przepisy to przepisy.

    Bardzo dobry wpis (jak zwykle)!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Mój nie chciał, ja nie chciałam a i tak cała impreza zakończyła się cesarką :)

      Usuń
  3. Dobrze piszesz :) Ja też uważam, że przy porodzie nie ma nic ciekawego do oglądania. A tatuś ma się wykazać później dokładnie jak napisałaś :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli jednak dwie strony chcą to ja nie mam nic przeciwko :)

      Usuń
  4. Super napisane, ale to żadne zaskoczenie, bo u Ciebie zawsze jest mądrze:)
    Z pozoru może się wydawać, że faceci mają w życiu łatwiej, bo nie rodzą, nie mają okresów, itd., ale ja bym nie chciała, żeby to na mnie spoczywało utrzymanie rodziny, zachowywanie zimnej krwi w każdej sytuacji, cierpliwe znoszenie wszystkiego, zagryzanie zębów i nie wpadanie w histerię. Wcale nie wiem, czy oni tak łatwiej mają...;)
    U nas na szczęście poród się sam zorganizował i nawet ja właściwie nie byłam przy nim obecna;);p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę mi tu nie słodzić bo w samozachwyt wpadnę ;) Kurde to też ciekawe "nie być" przy porodzie dziecka ;) - chociaż taką opcję mi proponowali ale nie chciałam. Mnie najbardziej wkurzało to, że mi dwie chusty przed nosem zawiesili i nic nie widziałam ( moje koleżanki całą akcję w lampie obserwowały) więc patrzyłam sobie na moje parametry życiowe na monitorze :)

      Usuń
  5. U nas oboje chcieliśmy być razem. Mąż miał tylko jedno życzenie- nie chce zaglądać "tam". Dla mnie była to opcja rewelacyjna, bo wtedy również nie czułabym się dobrze. Wszystko poszło zgodnie z naszym planem. Byliśmy razem, obyło się bez zaglądania.

    www.zaraz-wracam.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Amen. Super podejście. Pierwszą miałam planową cesarkę, a mój mąż powiedział, że chce być. Mało mi oczy z orbit nie wylazły. Na szczęście zapomnieli o nim i go nie zawołali :) Drugi poród zaczął się naturalnie i mój mąż był przy mnie bo oboje przed porodem tego chcieliśmy, ale powiem szczerze, że skurcze tak mnie absorbowany, że równie dobrze mógłby na tą salę wejść sam papież i nie zrobiłoby to na mnie żadnego wrażenia :) poród zakończył się CC, a mój małżonek przylazł na salę operacyjną. Chciał super, gdyby nie chciał trudno na pewno bym mu za to głowy nie suszyła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mój jak wszedł na porodówkę to się zapytałam co On tu robi. Położna mówi do ordynatora, że to mąż i moja mama ich koleżanka po fachu ( powiedziałam jej, że mama jest pielęgniarką) . Ja jej na to, że to nie mąż ( ślubu jeszcze nie mieliśmy) ;) Później jednak wyszedł mama została a i tak cc się skończyło. Czekali na mnie na korytarzu :) Raźniej im było

      Usuń
  7. Mój mąż był przy porodzie. Bardzo to przeżył i bardzo mi pomógł. Mówił, że zrobiłby to kolejny raz.

    OdpowiedzUsuń
  8. my nie chcieliśmy rodzinnego porodu a co do czego przyszło A. został. Cieszę się z tego bo był dla mnie niesamowitym wsparciem, On również nie narzekał, żadnych problemów małżeńskich z tego powodu też na szczęście nie mieliśmy. A co do takich głupich tekstów - zastanawiam się czy te kobiety faktycznie chcą tych dzieci skoro takie brzydkie teksty z ust wypuszczaja....

    OdpowiedzUsuń
  9. Też nie rozumiem tego zmuszania, bo jakim wsparciem jest ktoś zaciągnięty wołami na salę porodową? Mój facet był, ale chciał, wiedział, że nie będzie mdlał i super się spisał. Nasz kumpel z kolei ledwie zobaczył fotel to już leżał. Są różni ludzie i warto to uszanować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Sam moment porodu jest sytuacją stresującą zarówno dla kobiety jak i dla mężczyzny. Jeden da radę inny nie. Nie uważam, że jest bycie na porodówce jest objawem mega męstwa:) Jest wiele innych sytuacji kiedy facet może się wykazać. Jeśli chce ok :)

      Usuń
  10. Dobrze gadasz,wódki Ci dać :) Chociaż przyznam się że jak szalały we mnie hormony ciążowe to takie durne teksty mój małż musiał wysłuchiwać regularnie" A co Ty se myślisz,mnie tam będzie rozrywało to się napatrz na moją krzywdę" itd itp :P Faktycznie był przy mnie i baaardzo mi to pomogło.Poród miałam dłuuuugi i ciężki a on dzielnie trwał(choć wbrew wcześniejszym moim słowom nie nasłuchał się wyzwisk, nie miałam siły na to ;)),masował,pocieszał,pomagał.Koniec końców przy samym porodzie nie był bo u mnie też zakończyło się cc,ale ogólnie starał się chłopak,muszę go pochwalić :) Teraz jak sobie przypomnę swoje głupie gadanie to sama z siebie się śmieję ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale na siłę Go tam nie zaciągałaś? Chciał być i wszystko w porządku. Nie pierwsza jesteś co mnie chce dziś upić :) Jak tak dalej pójdzie to w nałóg popadnę :)

      Usuń
    2. Nie,na siłę go nie ciągnęłam,to by nie miało sensu.Był bo chciał :) A musiał potem słuchać darcia nie tylko mojego,ale tak się złożyło że dwie inne panie w międzyczasie urodziły i choć mieliśmy osobną salę to było widać i słychać,tak że przeżycia to on miał ;) Myślę że nałóg Ci nie grozi,więc spokojnie ;)

      Usuń
    3. To miał Chłopak hardcorowe przeżycia :) Tylko pogratulować wytrwałości i opanowania :)

      Usuń
  11. Gdy zapytałam mojego męża czy chce ze mną rodzic,, obrazil się, że w ogóle pytam😊.. Nie wyobrażał sobie czekać za drzwiami. I szczerze - gdyby nie on to by ym chyba wymiękła w połowie tego ciężkiego porodu. Ze strachu i paniki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Super :) Ja chciałam przy porodzie moją Mamę- ze względu na to, że jednym spojrzeniem potrafi mnie panikarę do porządku doprowadzić :) Miała tego dnia dyżur 12 godzinny. Zadzwoniłam, że rodzę wzięła torebkę wykonała telefon do koleżanki żeby ją zastąpiła, powiedziała przełożonej co i jak i jechała do mnie do szpitala. Przyjemność towarzyszenia mi w tej chwili jednak ją ominęła ( była ze mną około godziny) bo powieźli mnie na stół :)

      Usuń
    2. Pamiętam poród mojej przyjaciółki - wygoniła faceta ze szpitala i kazała mu przywieźć do szpitala swoją mamę. Oczywiście on już nie miał wstępu na porodówkę ;)

      Usuń
  12. Rzeczywiście ostatnio często czyta się o takich co to chcą na siłę mieć przy sobie faceta przy porodzie i mają w czterech literach to, co ten czuje. To przykre i wspołczuję tym mężczyznom. Jeśli się kocha to się nie karze, no nie ? A dla wielu pobyt na porodówce to kara, a nawet trauma. No wybaczcie dla nas to też jest pewnego rodzaju trauma, ale my nie may wyjścia, a uczucie, które zachwilę poznamy odsuwa resztę na boczny pla, a on ? On jest nieco inaczej skonstruowany. Nie wolno nikogo zmuszać, bo to nie o przykre wspomnienia chodzi.. Masz świętą rację.
    Nie mówiąc już o tym, że zmuszając faceta do pobytu przy porodzie wbrew jego woli można sobie zapomnieć o seksie z nim na długie miesiące. Nie zawsze, ale może tak być.

    Pan Mąż przy obu porodach był. Ja chciałam i on chciał. Było cudownie. Darłam się jak głupia :) Ale nie na niego. Nawet przez myśl by mi nie przeszło, żeby jego wyzywać. Z resztą co Pan Mąż winien ? Sam zdenerwowany, itd. i jeszcze go bluzgać ? To chore. Przy pierwszym porodzie Pan Mąż bardzo mi pomógł :) Trzymał za rękę (chociaż w pewnym momencie bałam się, że zaraz mu ją złamię), nawet miskę (do wiecie chyba czego) mi trzymał, przypominał o oddychaniu. Bez niego byłoby trudniej. Odcinał pępowinkę dwa razy i jesteśmy z tego dumni ;)

    Tak czytam te tematy około porodowe i stwierdzam, że muszę swój opisać :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Mój mąż był ze mną tylko przy pierwszym porodzie i wcale nie mam mu tego za złe. Nie ma nic przyjemnego w patrzeniu na cierpienie ukochanej osoby, nawet w tak wzniosłej chwili, jaką są narodziny waszego dziecka.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie chciałam żeby mój był przy porodzie. Konkretnie nie wiem dlaczego ale wydaje mi się, że podświadomie nie chciałam pokazać, że sobie z czymś nie radzę :)

      Usuń
  14. Mój Mąż był ze mną na porodówce, sam chciał i nie zmieniłabym tego. Był mi niezbędny, gdyż gdyby nie on nie wdrapałabym się na łóżko, nie byłabym w stanie wziąć prysznica. Ale podziwiam go, za te wszystkie słowa miłe, które mi wbijał do głowy, choć widział, że cierpiałam niemiłosiernie. Nie poddawał się, starał się to wszystko obrócić w żart (co niekoniecznie miało dobre zakończenie), mówił co chwilę miłe słówka. Może i powtarzanie "jeszcze tylko chwilka, zaraz będzie po wszystkim" było jak powtarzanie komuś np po ciężkim rozstaniu "będzie dobrze, nie martw się." Ale dał radę nie zemdlał. Wiem, że jego też to bardzo dużo kosztowało, ale jeśli będzie mi dane mieć drugie dziecko i rodzić naturalnie chciałabym żeby był przy mnie.

    Ale niestety wiele kobiet wyciąga faceta na porodówkę w ramach "kary". żeby tez pocierpieli, a stwierdzone naukowo jest, że mężczyźni mają dużo słabszą psychikę od kobiet i dla wielu takie przeżycie jest traumą, która będzie się ciągnąć za Nimi do końca życia. Ale nie oszukujmy się, gdyby niejeden z tych "biednych", którzy zostali zmuszeni "miał jaja" i odwagę na "zrobienie:" dziecka sprzeciwiłby się groźbą rozwodowym, bo co to jest za stwierdzenie "jeśli nie będziesz przy porodzie, to z nami koniec". Jak dla mnie to też chyba świadczy o dojrzałości tych wszystkich kobiet, kktóre próbują zastarszyć swoich partenerów/Mężów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachowań z drugiego akapitu Twojego komentarza również nie potrafię zrozumieć. Kara? Za co? Za to, że za chwilę na świecie pojawi się wyczekane, upragnione dziecko?

      Usuń
  15. Powiem tak. Ja chciałam,żeby ojciec małej był przy porodzie. Z początku nie chciał, żartowałam ze i tak będzie ale nie naciskałam. Będzie to będzie, nie to też jakoś sobie dam radę. Widziałam jaki był zdenerwowany jak przyszło co do czego, jak się bał i martwił. Jak szarpały nim emocje. Ale był przy mnie i to był Jego nie mój wybór. Fajnie,że był bo miałam wsparcie. Wiem też jak to wygląda z drugiej strony, bo praktycznie od początku do końca towarzyszyłam mojej koleżance podczas porodu. Są emocje, są nerwy bo widzisz i wiesz co rodząca przechodzi. Potem pojawia się maluszek, dostajesz nożyczki i tniesz pępowinę... Żartujemy sobie, że poradziłam sobie jak "zawodowy" tatuś. Wiem co czuje rodząca ale i wiem też jak ciężko jest być z tej drugiej strony kiedy rodząca kobieta prosi o pomoc bo boli, bo nie ma siły bo wyzywa na wszystko na czym stoi świat. I dlatego uważam, że jeśli tatuś nie chce być przy porodzie, to nie musi. Niech nawet koczuje za drzwiami ale jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajne podejście :) Ja nie wiem czy dałabym radę być przy czyimś porodzie. Podziwiam

      Usuń
  16. Mój mąż był przy mnie w trakcie porodu i jestem mu za to wdzięczna, bo bez niego nie dałabym rady. Przypomniał, że mam oddychać, po prostu pomagał. Na szczęście nie zaraził się a w jego oczach po narodzinach było wzruszenie a nie przerażenie. Choć pewnie i te drugie występowało podczas tych kilku godzin.
    Naslonecznej.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety nie każdy ma takie predyspozycje żeby uczestniczyć w akcji porodowej :) Mi ginekolog podpowiedział jak lepiej się oddycha:) Głowę trzeba przekręcać na lewą stronę...nie wierzyłam mu na początku, ale spróbowałam i rzeczywiście łatwiej to szło :) a później leżąc na stole nie musiałam na to zwracać uwagi

      Usuń
    2. Mój ginekolog niestety nie dał mi takich złotych ras. Przypomnij mi o tym, gdybym kiedyś była w ciąży, ok? :) Naslonecznej.blogspot.com

      Usuń
    3. Jak nie zapomnę to Ci przypomnę :)

      Usuń
  17. A ja bardzo chciałam mieć swojego męża przy porodzie. Żeby po prostu był przy mnie, był obok, potrzymał za rękę, żeby mówił do mnie, że dam radę... wziął urlop żeby być przy mnie. No ale cóż...Hance było wygodnie w brzuszku i urodziła się po terminie, akurat kiedy mój mąż wrócił do pracy. Strasznie się stresował gdy był na służbie, a ja rodziłam...miał być poród naturalny, ale wyszło jak wyszło, była cesarka. Uważam, że obecność partnera przy porodzie jest nieoceniona. Ktoś bliski czuwa nad kobietą, wspiera i dodaje siły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jeśli ma na to siłę to wiem z opowiadań, że na prawdę mężczyzna pomógł. Jednak jak jest zaciągnięty na siłę i tylko nerwów dodaje, albo mdleje to moim zdaniem bez sensu :)

      Usuń
    2. A mnie by to rozbawiło, gdyby mój mąż przy porodzie zemdlał :D Nie no żartuję :) Nie wiem co bym zrobiła :D

      Usuń
  18. Jedni chcą rodzić razem inni oddzielnie ale poco ta cała afera . Dzieci muszą się rodzić ,żeby rodzice mieli wysoką emeryturę.Życzę wszystkiego dobrego .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i również życzę wszystkiego dobrego :)

      Usuń
  19. Ja bardzo chciałam, żeby mąż był przy mnie. Nie z powodu złośliwości typu "zrobiłeś i myślisz, że będę się sama męczyć?". Ja po prostu bałam się i nie wierzyłam, że dam radę bez niego. Jego wsparcie zawsze jest nieocenione. On nie chciał, ale powiedział, że będzie. Nie utrzymywałam, że będzie musiał być cały poród ze mną, ale chociaż na tyle blisko, żebym go mogła zawołać. Ale plany planami a życie życiem. Nie zdążył dojechać na poród. Dziś się z tego cieszę. Po co miał mnie widzieć całą zapłakaną i roztrzęsioną? Widział za to naszego synka po porodzie co mi nie było dane.
    I tak mi się wydaje, że tak to już jest. My sobie możemy planować, a życie to zweryfikuje. Trzeba pozostać elastycznym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie plany można sobie między bajki włożyć;) Co ma być to będzie...ja wierzę, że dla każdego z nas jest z góry założony plan ;)

      Usuń
  20. Ja należę do grupy kobiet, których partner uczestniczył przy porodzie. Pierwszy widział główkę Aluni. Nie wyobrażam sobie tego inaczej. M też nie. Jak będzie drugi raz ..to na 100% Tata będzie z nami :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsze, że dwie strony tego chciały. Najgorsze według mnie jest zmuszanie mężczyzny jeżeli on nie czuje się na siłach.

      Usuń
  21. A ja odmiennie od większości społeczeństwa nie pragnęłam by mąż towarzyszył mi przy porodzie. On jedak nie wyobrazał sobie by miało go przy mnie nie być w tak ważnym momencie...chciał być przy mnie, wspierać, koniec i kropka. Przyzwyczaiłam się do tej myśli i nawet się z tego cieszyłam. Towarzyszył mi na każdej wizycie ginekologiczej. Później na porodówce trzymał za rękę...wszystko pieknie...do momentu gdy nie zapadła decyzją, że będę rodzić na sali operacyjnej (skrajny wcześniak - 28tc), pomógł mi przejść na łóżko do porodowu, zawiózł na salę i wtedy nastąpiła scena jak z filmu - drzwi się otwierają, wieżdżam ja, drzwi się zamykają mężowi przed nosem. Na sale operacyjną wstępu nie mają osoby postronne, mimo, iż rodziłam naturalne. Strasznie mi z tym było cieżko! Myślę, że facet sam powinien wiedzieć czy chce uczestniczyć w takim wydarzeniu czy też nie!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie chciałam partnera przy porodzie. On też za bardzo nie chciał :) Gdyby chciała nie wiem w sumie jakby to wygladało z mojej strony ;)

      Usuń
  22. mój mąż był ze mna przy porodzie, bo chciał i nie zemdlał był bardzo dumny , dzielnie mnie wspierał , dużo pomógł :) http://soundlymalinkaa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  23. Mój mąż od początku deklarował, że chce, nawet na szkołę rodzenia ze mną ganiał. Ja tez deklarowałam, że chce. Daliśmy sobie jednak nawzajem furtki. Jak on w ostatnim momencie wymięknie i powie, że jednak nie to ja nie strzelam focha. Jak ja jednak powiem mu, że lepiej jak by wyszedł to on nie strzela focha. I gitarka. Furtki nie były użyte. Do drugiego porodu pojechał ze mną bo chciał, choć każdemu, kto wie o co chodzi powtarza, że zanim poszedł ze mną na poród myślał, że to asystowanie przy zabijaniu świniaka będzie dla niego najgorszym przeżyciem, jednak po porodzie zmienił zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  24. Wg mnie to, że faceci nie chodzą w ciąży i nie rodzą dzieci to nie jest ich szczęście. Wręcz przeciwnie.
    Nie mają tego szczęścia i możliwości poczucia, jak to jest, jak dzidzius kopie, nawet po żebrach, jak się rodzi. Nawet jeśli to boli, no bo boli, to i tak to jest cud :) Oni tego cudu nie zaznają :)

    U nas przy obu porodach mąż został na korytarzu. Nie zmuszałam, choć za pierwszym razem chciałam, żeby był ze mną. Już po wszystkim to jednak nawet się cieszyłam, że jednak został na korytarzu w tym końcowym momencie (fazę skurczów spędziliśmy razem); bez niego umiałam się bardziej skupić, on by mnie rozpraszał.

    OdpowiedzUsuń
  25. Racja. U nas bylo smiesznie,bo i maz chcial i ja chcialam a w koncu tak mi sie fajnie rodzilo i dosc szybko,skupilam sie na skurczach,badaniach itp,ze zapomnialam w tym wszystkimdo niego zadzwonic-akurat byl w pracy i mial dojechac na porod-i napisalam mu smsa jak juz syn byl na swiecie ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Chętnie poznam Wasze zdanie :) Komentarze zawsze mile widziane