Źródło: internet
To, że moje dziecko jest ufne, towarzyskie i bardzo otwarte na kontakty z ludźmi już wiecie.
W tym poście (klik) pisałam jak to Młoda porzuca matkę i idzie w siną dal.
Tłumaczyłam Jej i są efekty. Siedzimy ostatnio w poczekalni do lekarza i przyszła bardzo bliska znajoma. Mówi do Młodej żeby poszła z nią do gabinetu po naklejki. Młoda daje rękę i... nie puszcza mojej- mówi: Mama idzie z nami. Ok punkt dla mnie- udało mi się do L jakoś dotrzeć i mam nadzieję, że nie będzie już z tym tematem problemów.
Mała Terrorystka każdemu napotkanemu człowiekowi mówi dzień dobry...czasem powtarza kilka razy aż Jej ktoś odpowie( nie zawsze ludzie odpowiadają co bardzo Ją irytuje). Tego jednak Jej nie zabronię.
Szłyśmy wczoraj do lekarza. Przechodzimy koło szkoły. Młodzież akurat wychodzi na przerwę. L krzyczy dzień dobry ludzie. Licealiści zadowoleni z wielkimi uśmiechami machają do Niej i odwzajemniają powitanie.
Po południu wybrałyśmy się na rower.
Krążyłyśmy tak po osiedlu. Driver szczęśliwy. Spotykamy mężczyznę.
Starszy pan w ciemnych okularach. Młoda oczywiście przywitała się a pan...wyskakuje z tekstem chcesz lizaka? L ku mojemu zaskoczeniu powiedział nie chcę, do widzenia! i pomknęła dalej.
Teraz zaczynają się schody. Po pierwsze dziwi mnie czemu pan nosi w kieszeni lizaki i jak tylko dziecko się do niego odezwało od razu je proponuje.
Może miał dla wnuka ok- może i tak było. Mi się w to jednak za bardzo wierzyć nie chce.
Postanowiłam z dzieckiem mym na ten temat porozmawiać. Mówię, że nie może brać od nikogo obcego żadnych słodyczy itp. Nie może oddalać się od rodziców, dziadków (w zależności z kim jest na podwórku- w formie utrwalenia tego co już wie).
Młoda słucha, chwila pomyślunku. Odpowiada: L nie może rozmawiać z panem w kapturze, który sprzedaje jajka...kurde z tym panem może rozmawiać- mijamy go codziennie, jest znajomym mojego Taty.
Nie chcę mojego dziecka straszyć ludźmi. Nie chcę z Niej robić dzikusa i każdego napotkanego człowieka podejrzewać o najgorsze zamiary. Jednak opisana przez mnie sytuacja dała mi wiele do myślenia i tak na prawdę nie wiem co zrobić, jak Młodej to wszystko wytłumaczyć żeby było dobrze...
Sytuacje z mojego dzieciństwa Wam jeszcze przedstawię.
1. Do mojego Taty dotarły informacje, że pod podstawówką, do której uczęszczaliśmy z Bratem ktoś rozdaje dzieciom narkotyki. Pogadanka na ten temat była, że mam od nikogo nie brać żadnych cukierków. Tak sobie wzięłam to do serca, że w momencie kiedy ktoś z klasy miał urodziny i rozdawał słodycze ja nie brałam:)
2. Malutka byłam. Poszłam z Mamą na zakupy. Idzie starszy mężczyzna. Patrzy na mnie i mówi chodź ze mną...ja puszczam Mamę i idę z nim. Ona rzuca siatki leci za mną i wyrywa mnie od niego. Wyzywa faceta aż iskry idą. Wracamy do domu...siedzę mętny wzrok. Rodzicielka moja pyta się co się dzieje. Odpowiadam : mamusiu koło w głowie. Wziął mnie facet zauroczył. Opowiadała to moja osobista Mamina, która nie wierzy w żadne hokus- pokus czary- mary, duchy, zabobony itp.
I tak po dzisiejszej akcji przypomniała mi się ta sytuacja, którą znam z opowieści i szczerze powiem zaczęłam się bać o Młodą. Wiem, że nie każdy będzie miał złe zamiary, ale może i taki się trafić. Muszę pogłówkować i wbić L do główki zasady, które zapewnią Jej bezpieczeństwo.
Najważniejszą z nich jest ta, że dziecko moje do ukończenia 7 roku życia ( jak prawo nakazuje) nie będzie samo spędzało czasu na podwórku. Możecie mnie uważać za nawiedzoną mamuśkę, ale wolę być taką i mieć bezpieczne dziecko.Słysząc słowa, że muszę Jej pozwolić poznać samodzielnie świat skutecznie podnoszą mi ciśnienie.
Wcale Cię nie uważam za nawiedzoną, ja też się cholernie boję o dziecko i dlatego właśnie ostatnio doceniłam Szczyt (zresztą czytałaś;p). U nas znacznie trudniej o takie akcje, niż w mieście, ale z drugiej strony, to też działa na niekorzyść, bo Syn Na Szczycie jest przyzwyczajony, że wszyscy się znają i z każdym gada na ulicy. Chociaż ostatnio mówiłam mu, że nie wolno rozmawiać z obcymi i wczoraj w Biedronie jak o coś pytałam ekspedientkę, to on na mnie wrzask - "Mamo, nie wolno ci z nią rozmawiać";)
OdpowiedzUsuńJakby tematu nie ugryźć dupa jest ;)
Usuńta samodzielne poznawaie świata...ciekawe czy posiadając szambo domowe i szambo przy budynku gospodarczym mam mojemu dziecku pozwolić w nim popływać bo przecież potrafi....bezmyślność ludzi i nie przejmowanie sie własnymi dziećmi doprowadzają mnie do rozpaczy. ja też koczuję z Żukiem na podwórku pomimo że mamy kawał do cywilizacji...
OdpowiedzUsuńI bardzo dobrze, że tak robisz. Dziecko musi być przede wszystkim bezpieczne na wszelkie nauki samodzielnego poznawania świata przyjdzie odpowiedni czas
UsuńAdaś znów do obcych niechętny. Przy mnie patrzy, czy pozwalam. Ale... Gdy jest na podwórku, ktoś podjedzie pod bramę, zawoła go to pójdzie. W sklepach też zdarzało mu się samemu gdzieś chodzić, aż raz schowałam się za regałem i nie wiedział gdzie jestem. Od tej pory wie że może się zgubić, albo ktoś go zabrać. Samo tłumaczenie było mało realne dla niego.
OdpowiedzUsuńU mojej Młodej zależy...czasem samo tłumaczenie pomaga, ale częściej ratuję się książeczkami- wtedy sukces murowany ;)
UsuńDokładnie tak samo postępuję z córką. Dużo rozmawiam i uczulam na obcych. Kiedyś jak miała 2 latka, też potrafiła pójść do obcych ludzi chwycić za rękę i mi pomachać.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że nie tylko ja jestem "nawiedzona" ;)
UsuńTrzeba z dziećmi rozmawiać jak najwięcej, może coś z tego zapamiętają i nie dadzą się porwać żadnemu "czarodziejowi". Ale to co się w tych czasach dzieje to przechodzi ludzkie pojęcie, ja poczyniłam wpis na swoim blogu o przemocy na dzieciach, zapraszam do dyskusji jeśli masz ochotę.
OdpowiedzUsuńwww.fistaszkowelove.pl
Zajrzę na pewno :)
UsuńOj ciężki orzech do zgryzienia. Rozmowa na pewno, tylko jak takiej małej istotce wytłumaczyć, że Pan Józio od jajek jest okej ale Pan od cukierków jest zły.
OdpowiedzUsuńWłaśnie w tym tkwi mój problem ;)
UsuńNawiedzoną? Dziecko trzeba chronić. Tylko, że to niestety bardzo trudne. Można łatwo przesadzić i nakryć je kloszem z którego ciężko się uwolnić. Coś o tym wiem. Zderzenie z prawdziwym światem może być bolesne.
OdpowiedzUsuńhttp://zmienic-los.blogspot.com/
Dokładnie nie można przesadzać w żadną stronę, ale znaleźć ten złoty środek jest bardzo trudno
UsuńTeraz niestety czasy są takie, że lepiej dmuchać na zimne. Kiedyś bawiłyśmy sięz siotrą same pod oknem (miałyśmy kilka lat), a mama spokojnie robiła obiad i sprawdzała sobie, czy u nas w porządku. Dzisiaj jest to nie do pomyślenia. Gaja jest jeszcze za mała, ale też zamierzam ją uczulić na pewne zachowania, a samej na podwórko na pewno jej nie puszczę, no way! Na samodzielność przyjdzie pora!
OdpowiedzUsuńDokładnie przyjdzie pora... :)
UsuńZnaleźć złoty środek.....jak tu nauczyc dziecko odróżniać z kim może a z kim nie wolno rozmawiać! Córka potem moja głupieje bo juz całkiem nie wie do kogo wolno a do kogo nie odzywać się
OdpowiedzUsuńCiężki to temat
UsuńMiałam tak samo z cukierkami od kolegów w klasie jak mieli urodziny! Mama nie sprecyzowała od kogo mam nie brać, to nie brałam :)
OdpowiedzUsuńSłysząc i patrząc na to ci się dzieje wokół i jacy potrafią być ludzie jestem tego samego zdania co Ty. Ja bym powiedziała, że nawet do około 8/9 roku życia dziecko nie powinno chodzić samopas, w zależności od tego gdzie samodzielnie spędza czas, czy jest po czyimś nadzorem choćby z doskoku oraz z kim ten czas spędza.
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że w dzisiejszych czasach wiek 7 lat to za szybko na samodzielne wycieczki dziecka.
UsuńSzkoda Gosiu, że nasze dzieci nie będą miały takiego dzieciństwa jak my- jedno podwórko wszyscy się znają, razem biegają, bawią się, co jakiś czas któryś z rodziców zajrzy (bo też się znają zwykle z pracy czy po prostu z sąsiedztwa). Do koleżanki śmignąć na oranżadę i dalej na podwórko! Jakby nie patrzeć, kiedyś relacje międzyludzkie- sąsiedzi, koledzy z pracy były bliższe. Szkoda, że teraz wszyscy się po prostu mijamy i drżymy na myśl co się może przydarzyć, bez względu na to czy to nasze piękne małe miasteczko czy większe.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdeczne.
Teraz każdy patrzy tylko na siebie...ale co się dziwić. Czasu wiecznie brak- niestety realia są jakie są i musimy się dostosować. Szkoda, że nie jest tak jak piszesz- jak było kiedyś
UsuńMoja Polka też jest taka ufna, boję się co będzie później. Raz na poczcie jak czekałyśmy w kolejce (a Polka zazwyczaj pół poczty roznosi), to jakiś starszy facet (też co dziwne w przeciwsłonecznych okularach) chciał ja brać na kolana! od razu jej kazałam stanąć koło mnie i się nie ruszać. Chyba się troszkę przestraszyła, ale to chyba lepsze niż miałaby jej się stac krzywda.Na razie jej tłumaczę, że nie wolno nic brac od obcych, ale jak będzie w praktyce to nie wiem
OdpowiedzUsuńJa dziękuję, jaki typ...wiem z doświadczenia, że im więcej i częściej na jakiś temat gadam tym więcej Młodej w głowie zostaje. Mam nadzieję, że i w tym temacie ogarniemy
UsuńTo jest chyba największe wyzwanie: jak wypchnąć dziecko bezpiecznie w świat i nie wdrukować mu maniakalnej obawy przed wszystkim co obce i nieznane. Moje dzieci chowają się na obrzeżu miasta, gdzie jest dużo pól i łąk a wszyscy się znają. Więc na własnym ogródku, czy nawet w jego pobliżu najmłodszy - sześciolatek biega z kolegami z sąsiedztwa aż do szarugi, ale w mieście pewnie bym mu na to nie pozwolił...
OdpowiedzUsuńTak jak piszesz sprawa nie jest prosta, bardzo łatwo można przekroczyć granicę zarówno w jedną jak i w drugą stronę
UsuńMam dokładnie to samo zdanie - przynajmniej do 7 roku życia dziecko nie będzie chodziło samo na dwór (z resztą tak też nakazuje prawo). Ja z kluczem nie biegałam po podwórku i moje dziecko też nie będzie. Dylematy trudne faktycznie, bo ciężko jest tłumaczyć dziecku pewne sprawy i przy tym nie straszyć ludźmi.
OdpowiedzUsuńNa pewno ten aspekt spędza nie jednemu rodzicowi sen z powiek
UsuńMy od małego uczymy, że nie wolno iść z obcymi, że trzeba krzyczeć, plus od niedawna mamy hasło ustalone między sobą w razie gdyby ktoś próbował Victtorię przekonać, że go po nią wysłałam do szkoły albo coś....
OdpowiedzUsuńHasło to świetna sprawa. Na pewno wykorzystam tę opcję
Usuń