Pracując wciąż narzekamy na brak wolnego czasu, na nadmiar obowiązków. Fajnie byłoby mieć dłuższy urlop, nie słyszeć rano budzika...
Nagle marzenie się spełnia.
Tracisz pracę, kończy ci się umowa lub sam/a się zwalniasz. Wędrujesz do urzędu pracy i otrzymujesz status bezrobotnego. Kolejna wizyta za miesiąc- pamięta nie zapomnij bo zostaniesz skreślony i nie dostaniesz się do lekarza.
Masz mnóstwo wolnego czasu. Co można z nim zrobić?
Pierwszy okres bez pracy miałam po 3 latach od kiedy podjęłam zatrudnienie. Po tygodniu znalazłam sobie nowe miejsce zarobku. Nie odpoczęłam za bardzo ale nie narzekałam z tego tytułu;)
Przepracowałam rok ( byłam na stażu). Skończyła mi się umowa i witaj słodkie nieróbstwo.
Nadrabiałam zaległości czytelnicze, spałam do południa. Grałam sobie w gry. Żyć nie umierać. Minął miesiąc zaczęło mi się to nudzić. Dobrze, że studiowałam. Wyjazd na zajęcia był jakąś formą rozrywki.
Każdego ranka odpalałam komputer w celu znalezienia oferty. W pewnym momencie czułam się jakbym sfiksowała. Dzień zaczynałam od przeglądania ofert pracy. Jeśli pojawiała się jakaś interesująca to szybko mój zapał był gaszony- albo brak doświadczenia, albo nie te nazwisko.
Zaoszczędzone pieniądze zaczęły się kończyć. Studia z czegoś trzeba opłacić. Na szczęście Rodzice wyciągnęli pomocną dłoń i jakoś się kręciło.
Nie jest fajne jeśli chcesz wyjść sobie gdzieś, przyzwyczajony jesteś do posiadania gotówki na rozrywki...a tu nagle idziesz do Mamy i prosisz o kasę na piwo... prosisz na wiele innych rzeczy, na które jeszcze niedawno miałeś własne pieniądze.
Usilnie szukasz pracy. Jest ci wszystko jedno na jakim stanowisku będziesz pracować. Wertujesz kolejne ogłoszenia. Większość dla mężczyzn. Jest znajdujesz coś dla kobiet. Sprzątaczka w biurze. Lecę do urzędu pracy...i dowiaduję się, że to nie dla mnie ponieważ nie jestem niepełnosprawna. Nerwy mi puściły siedziałam i wyłam. Naprawdę nie miałam już siły i chęci na nic.
Wszyscy moi znajomi, ludzie, którzy mogli coś wiedzieć o zajęciu dla mnie zostali poinformowani o tym, że bardzo potrzebuję ich pomocy. Był już moment, że chciałam wyjeżdżać. Zmienić miejsce zamieszkania ale szkoda mi było rzucać szkołę ( a szkoda).
Po pół roku życia na garnuszku Rodziców znalazło się dla mnie miejsce. Ruszyłam więc pełna nadziei na dłuższą przygodę do roboty. Przepracowałam rok...skończyła mi się umowa. Do pracy miałam wrócić po krótkiej przerwie. Niestety nie wróciłam.
Za jakiś czas dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Szanse na jakiekolwiek miejsce gdzie przyjęli by ciężarną były równe zeru.
Będąc w ciąży składałam CV. Byłam gotowa po porodzie wrócić do pracy ( oczywiście w rozsądnym czasie). Jak to wygląda wiecie- ma pani małe dziecko, będzie chorować tralala.
Młoda podrosła ponownie udałam się z dokumentami do potencjalnych pracodawców. Nadal słysząc to samo- ma pani małe dziecko, brak doświadczenia...
Kolejne wizyty w urzędzie pracy.
Może pani się przekwalifikuje? Jasne jak mi ktoś za szkołę zapłaci to chętnie do niej pójdę. Zacznę kolejny kierunek wywalę kasę a później okaże się, że nie ma po nim pracy.
Podziękuję za takie rozrywki.
Szukasz dalej. Pojawiają się interesujące oferty- jednak znów nie dla ciebie- z powodów jakie już wcześniej wymieniłam.
Czujesz się jak ostatni nieudacznik. Gdzie nie pójdziesz zawsze znajduje się ktoś lepszy od ciebie.
Jeżeli po raz kolejny słyszę odezwiemy się do pani mam ochotę powiedzieć żeby przy mnie od razu podarli cv albo oddali mi je. Ale cóż nie można za sobą palić mostów- może kiedyś rzeczywiście zadzwoni telefon...
Zaczyna brakować ci pewności siebie- po tylu nieudanych próbach nie ma co się dziwić.W pewnym momencie zaczynasz się przyzwyczajać do braku zatrudnienia... do kolejnego pytania od spotkanego znajomego- i co masz już jakąś pracę? Zaczyna się wszystko od początku. Cały proces zaczyna się od nowa...wszystkie fazy przechodzisz ponownie. Kółko się kręci.
Ostatnimi czasy modne zaczęło być nazywanie bezrobotnych patologią.
Czy poczułam się tym dotknięta? Tak! Za żadną patologię się nie uważam a osoby wrzucające wszystkich bezrobotnych do jednego wora niech się zastanowią zanim wygłoszą taką opinię. Nikomu źle nie życzę ale los bywa przewrotny- być może za chwilę ja będę miała rewelacyjną pracę a ty zasilisz szeregi patologii...ja jednak cię tak nie nazwę bo mam jeszcze trochę szacunku do drugiego człowieka.
Na koniec trochę na wesoło;)
Kurcze znam ten temat aż za dobrze. Człowiek kończy studia i ma skrzydła i chęć do działania i nagle dostaje kopa w dup* urywają mu te skrzydła i okazuje się że niestety nie będzie łatwo. Ja też szukałam pracy bardzo długo a takim najgorszym ciosem było to że kiedy sprawdziłam się na stanowisku - uwaga - kelnera w chińskiej restauracji za 6 zł za godzinę i kiedy już zaczęłam się cieszyć z nowej pracy, babka zajrzała do cv i powiedziała, że jednak mnie nie zatrudnia bo mam mgr. :-( ale się wtedy załamałam. Nigdy nie oceniałam bezrobotnych bo doskonale wiem jak to jest :-* trzymaj się moja kochana, bezrobotna kobieto :-*
OdpowiedzUsuńDzięki ;) Ja słyszałam głosy żeby studia z cv wyrzucić to może znajdę pracę...sorry ale nie po to zasuwałam tyle lat żeby się tego wstydzić :*
UsuńMnie zwolnili po powrocie z macierzyńskiego. Pracowałam w korpo przez ponad 5lat. Było mi przykro, bo szef-frajer zwolnił mnie przez telefon. Fakt z jednej pensji mając kredyt, dom i dziecko nie ma kupowania zbędnych rzeczy, ale nie narzekam. Dajemy radę, jest dobrze. Pomagają nam czasem rodzice więc mamy w trudnych chwilach wsparcia :-)
OdpowiedzUsuńEj normalnie szef dupek nie miał odwagi powiedzieć Ci tego w twarz. Ciekawe jak wybierają ludzi na takie stanowiska. Wiem doskonale co czujesz- kredyty itp. :) Trzymaj się :)
UsuńPo macierzyńskim najlepiej wrócić na niepełny etat, maksymalnie 3/4 - wtedy jest się przez 12 miesięcy chronionym przed zwolnieniem. To tak na przyszłość, jakby się przydało ;))
UsuńA co do bezrobotności, to ja pierwsze słyszę żeby patologią nazywali. Nigdy się nie spotkałam z tym ;))
Ooo dziękuję za informacje:) Może mi się kiedyś przyda ;)
UsuńTeż mnie pożegnali po wychowawczym, mimo, że w pierwszej ciąży pracowałam prawie do ostatniego dnia (znakomicie ją znosiłam) a w drugiej miałam bardzo szczere i uczciwe chęci. Teraz jestem bezrobotną z wyboru a i tak mam ręce urobione po łokcie.Dwoje dzieci w tym jedno już w edukacji domowej, do ogarnięcia dom i ogród i wszystko tak, żeby dobrze zagospodarować tą kasę, którą mąż przynosi. Ale dzieci rosną, coraz mniej mnie absorbują więc powoli myślę o tym coby się wybić na niepodległość i na żadnego pracodawce się nie oglądać.
UsuńSuper artykuł :) Bardzo mi się podoba... A co do tej patologii osoba,ktora tak twierdzi i nazywa bezrobotnego patologią to pewnie kolejny zakompleksiony człowiek nie mogący poradzić sobie ze swoimi problemami ;) Nie którzy ludzie tak leczą swoje niepowodzenia.
OdpowiedzUsuńJeśli mu jednak tak powiesz to idąc za ciosem powie, że mu zazdrościsz ;) Ale coś w tym jest jak pisałam przy porodach- chcą się dowartościować czyimś kosztem
UsuńŚwietnie to podsumowuje Ferdek Kiepski, bo jak się często okazuje wcale nie potrzeba tych szkół, tytułów magistrów itd. Czasem lepiej mieć fach w ręku. Albo pomysł na własną działalność.
OdpowiedzUsuńZ tą działalnością to już myślałam...ale w mojej miejscowości jedynie nie ma domu publicznego ;)
UsuńZ działalnością to trzeba próbować wychodzić poza swoje wioski i mieścinki, bo tak to niestety trudno jest się wcisnąć i zdobyć stałych klientów.
UsuńCzułam się prawie tak, jakbym sama to pisała. Z własnego doświadczenia wiem, jak ciężko osobie studiującej i do tego z dzieckiem jest znaleźć pracę. Zaraz koniec przygody ze studiowaniem, a tu brak ofert pracy...i co tu robić? Nic nie zrobisz...niedługo, żeby sprzątać klatki trzeba będzie mieć doktorat. Ech..
OdpowiedzUsuńTeraz to chyba każdemu ciężko znaleźć zatrudnienie. Masakra to jakaś jest- nie masz znajomości nie masz pracy...
UsuńFajnie napisane. Ja na szczęście nigdy nie byłam bezrobotna a pracuję już 16 lat :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę ;)
UsuńI ja.....
UsuńBezrobotny i patologia? Jestem ciekawa jaka patologia takie hasła wymyśla.
OdpowiedzUsuńTak odnośnie tej akcji z 1000 zł przez rok dla każdej kobiety, która urodzi dziecko. Bezrobotna patologia będzie działać...
UsuńNiestety zacznie się produkacja, bo przecież będą pieniądzę.
UsuńTak pewnie będzie ale wrzucanie wszystkich do jednego worka jest trochę nie halo według mnie
UsuńWiesz ja uważam, że zamiast dawać pieniądze matkom, które urodziły dziecko lepiej to pieniądze przeznaczyć na jakieś działania, które matkom pozwolą się uaktywnić i zacząć działać.
UsuńJa nie miałam możliwości dostania macierzyńskiego i ten 1000 zł byłby dla mnie zbawienny. Pracowałam, skończyła mi się umowa. Za dwa miesiące miałam wrócić do pracy...nie wróciłam. Po paru tygodniach dowiedziałam się, że jestem w ciąży... owszem mogłam iść gdziekolwiek się zatrudnić i iść na l4 ale to nie było w moim stylu.
UsuńTo jest smutne, że tak ciężko znaleźć pracę...ja na razie zostaje z dzieckiem ale później..Szara rzeczywistośc
OdpowiedzUsuńJa już w pewnym momencie zaczęłam sobie tłumaczyć, że tak musi być...ale ile tak może być?
UsuńTaaa co ja się nie nasłucham, że mam iść do pracy. Łeb mi już od tego pęka i mam odruch wymiotny. Niestety studia do tego dwa kierunki podyplomówki i specjalizacja z macierzyństwa z dwoma kokonami już na starcie mnie dyskwalifikuje nie wspominając o tym, że nie mam tu kompletnie nikogo kto w razie co odbierze dziecko ze szkoły/p-la, albo zostanie z nim w razie choroby. Z drugiej strony ja lubię być z moimi dzieciakami i najchętniej rozpoczęłabym pracę na własny rachunek z tym, że do tego to trzeba mieć mega porcję odwagi, a takowej jeszcze nie zdobyłam :)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki żeby było tak jak sobie wymarzysz ;)
UsuńByłam bezrobotna przez kilka lat i wiem, jak ciężko jest nie pracować. Czułam się funta kłaków warta, zresztą wszyscy mi to podkreślali na każdym kroku, a ludzie traktowali mnie jak trędowatą. Miałam wtedy zrytą psychikę, nie wychodziłam z domu i w ogóle nie chciało mi się żyć. Bezrobocie to okrutna sprawa, zwłaszcza dla młodych i pełnych zapału do pracy osób.
OdpowiedzUsuńJeszcze dwa słowa odnośnie tej patologii. Napiszę tak- lepsze bezrobocie, niż patologia umysłowa.
Sabina teraz ja oplułam monitor :)
UsuńTemat trudny, bo pracę obecnie naprawdę ciężko jest znaleźć. Fakt, że pewnie wielu jest takich, co jej niespecjalnie szuka, ale wielu też naprawdę LATAMI nie może znaleźć, a próbuje.
OdpowiedzUsuńDla mnie patologią jest nie robić nic. Nie mówię koniecznie o pracy zawodowej, takiej sama raczej zawsze unikałam, nie nadaję się do pracy na etat. Ale trzeba czymś się zajmować. Jeśli nie pracą, to chociaż pasją, domem, twórczością, a taką pasję czy twórczość można potem przekuć w źródło dochodów.
Choć wiem, że czasem to wszystko trudne, bo gdy człowiek wiele razy usłyszy "nie", to mogą mu całkiem oklapnąć skrzydła.
Dlatego biorę się za pisanie bajki do konkursu ;) Może to będzie początek nowej drogi ? :)
UsuńNo to witam w klubie towarzyszki niedoli...u mnie rozwiazali zaklad pracy...jak chce nawet na kase do sklepu to mowia ze nie chca po studiach bo jak znajde cos lepszego to sie zwolnie a im sie to nie kalkuluje... czlowiek czuje sie obdarty z czlowieczenstwa i wykluczony ze spoleczenstwa..wszyscy maja jakis cel a ty wstajesz i obserwujesz jak o poranku kazdy idzie w innym kierunku...czujesz sie dnem...poczucie wlasnej waetosci spada do zera luv jest na minusie..potez na rozmowie kwalifikacyjnej jak Bog da emanujesz tym swoim poczuciem wartosci do granic tak ze w sumie nie dziwie wie potem ze nie chca przyjqc mimo entuzjqzmu jaki przejawiasz i kolo sie zamyka...
OdpowiedzUsuńAle jak to mówią co nas nie zabije to nas wzmocni ;) Mam nadzieję, że to się troszkę zmieni i będzie git ;)
UsuńOj tak, mogę się z czystym sumieniem nazywać dobrze wykształconym bezrobotnym. Powiem Ci ze w mniejszych urzędach pracy są pieniądze na wszystko, nawet na edukację, kursy. Ja zastanawiam się właśnie nas podyplomówk. W urzędzie zaproponowali mi dofinansowanie i stypendium.
OdpowiedzUsuńNaslonecznej.blogspot.com
Ja skończyłam podyplomówkę więc już się podobno nie łapię na te programy...
UsuńBardzo pesymistycznie.... mimo, że z humorem :))
OdpowiedzUsuńNapisałaś, że zaczyna Ci brakować pewności siebie, bo tyle bezskutecznych prób za Tobą...
Ja to widzę inaczej: każda próba to doświadczenie i z każdej rozmowy kwalifikacyjnej wychodzi jakaś nauka. Oczywiście na "naukach" się nie wyżyje, ale.... może czas zacząć robić to co się kocha?? :)
Miałam wielu klientów w podobnej sytuacji do Twojej: bez pomysłu, zdesperowani, żeby znaleźć cokolwiek, gdziekolwiek, jakkolwiek... teraz pracują na swoim, z dzieckiem pod pachą, albo znaleźli zatrudnienie w wymarzonej firmie... jeśli chciałabyś znaleźć się w gronie ludzi sukcesu, to zapraszam serdecznie do współpracy! napisz do mnie :) annamaria@lifecoaching-online.com
Pewności siebie to mi brakowało w pewnym momencie. Teraz wiem, że po prostu nie mam wystarczających znajomości żeby dostać wymarzoną pracę ;) Teraz już będzie trochę łatwiej bo córka starsza więc będzie większe pole do popisu;) Dziękuję
Usuńpracę można dostać bez znajomości również :)) mam nadzieję, że Ci się uda :)) jeśli chcesz nad tym popracować co gdzie po co jak i dlaczego, jestem do dyspozycji :D pozdrawiam!
UsuńDziękuję w razie potrzeby skorzystam ;) Pozdrawiam
Usuńja jestem robotna a wszyscy i tak wiedzą lepiej że nic nie robię....
OdpowiedzUsuńU Ciebie to już w ogóle nie wiem jak nazwać czepialskich...
Usuńtez jestem bezrobotna i traktowanie wszystkich jedną miara po prostu mnie dobija.....
OdpowiedzUsuńMi najbardziej chodzi właśnie o to traktowanie, które jest trochę nie na miejscu
UsuńEh, już jak szłam na studia to słyszałam, że bez znajomości to i tak pracy nie znajdę. Błąkam się podobnie jak ty między urzędem pracy a krótkoterminowymi umowami u różnych pracodawców.
OdpowiedzUsuńA tak ludzie na komunę narzekali ;)
UsuńCiężki temat. Faktycznie, jesteś w o tyle trudniejszej sytuacji, bo Lena mała, pracodawcy z reguły to wykorzystują w negatywnym sensie. Nie kijem go, to pałą, jesteś młoda, jesteś świeżo po studiach - to nie dość, że nie masz doświadczenia (bo nie masz jak go zdobyć) i podejrzliwie na Ciebie patrzą, tak na zapas, bo zaraz ich wycyckasz i zajdziesz w ciążę. Co to za głupie myślenie....
OdpowiedzUsuńJa co prawda nie wiem, co to bezrobocie, bo od razu po studiach dostałam pracę. Zdaję sobie sprawę z tego, że gdyby nie znajomości - to bym zasiliła wtedy szeregi bezrobotnych. Brutalna prawda. No chyba, żebym pomyślała od razu o własnej działalności. Ale za duże ryzyko jak na początek - ja bez doświadczenia, nie wiem, jakie znam praktycznie swoich umiejętności, a miałabym wołać za to pieniądze?? Potem zaczęły znajdować się jeszcze umowy-zlecenia, ale wszystko dzięki znajomościom, a właściwie sieć znajomości powiększa się dzięki tej pierwszej pracy.
Teraz swoje możliwości praktyczne znam, myślę o założeniu działalności, ale tak naprawdę - czasu na nią już brak.
Ale Tobie życzę powodzenia :) Żebyś w końcu natrafiła na mądrego pracodawcę :)
OdpowiedzUsuńNie dziękuję :*
UsuńA moim zdaniem dużo zależy też od nastawienia. Kiedyś, świeżo po studiach, zaliczyłam 8 miesięcy bez pracy. Z powodu własnej głupoty. Też uważałam, że pracę dostaje się tylko po znajomości (nie zaprzeczę, ale żeby takowe znajomości nabyć, też trzeba się nagimnastykować). Byłam sfrustrowana, zmęczona ciągłym bezskutecznym szukaniem. Źle myślałam o potencjalnych pracodawcach. Zmieniłam swój sposób myślenia. Schowałam swoją dumę i dyplom do kieszeni. Podjęłam pracę na umowę zlecenie za 700 zł przez pierwsze dwa miesiące. I cieszyłam się z tego jak małe dziecko. Byłam wdzięczna Opatrzności za każdy dzień pracy. Za każdą przepracowaną godzinę. Przykładałam się solidnie do roboty. Po kilku miesiącach przyszły awanse, podwyżki, premie , nagrody i umowa o pracę. Poznałam tam ludzi, dzięki którym miałam potem inne prace. Od tamtej pory zmieniałam pracę jeszcze kilka razy. Z przerwą nie dłuższą niż jeden dzień. Szanowałam i lubiłam swoich przełożonych. Z każdej pracy czerpałam to co najlepsze. Właśnie przyjaźnie, znajomości, relacje, nowe umiejętności, doświadczenia, inspiracje. Bo praca to nie tylko pieniądze. Życzę Ci znalezienia takiej pracy, która przyniesie Ci dużo spełnienia i satysfakcji. Głowa do góry. Idzie wiosna:)
OdpowiedzUsuńJa niestety nie mogę podjąć takiej pracy...ponieważ nawet na nianię nie zarobię. Kiedyś nie było to dla mnie problemem i byłam na stażach za 450 i 650 zł i cieszyłam się z tego ;)
UsuńNa szczęście nie znam tego, bo zawsze jak chciałam, to pracę znajdowałam, a trochę się na rozmowy nachodziłam. Najbardziej wkurza mnie, ze nie czytają cv (jedna baba wprost się przyznała, że nawet nie zajrzała w doświadczenie czy zainteresowania), albo że w ogłoszeniu co innego, a na rozmowie co innego.
OdpowiedzUsuńNie zrobiłam magistra, bo do szcześcia mi to potrzebne nie było. Mam licencjat, a braki nadrabiam doświadczeniem. Jak mnie zwolnili z jednej pracy to płynnie przeszłam do drugiej, znajdując ją od razu. Bez znajomości, z ogłoszenia.
A łapałam wszystkie prace- od zbierania truskawek i pracy na targu (jeszcze w liceum), po pracę w sklepie, jako hostessa, aż siedzę sobie teraz w biurze :) I nie przeszkadza tu nikomu, że mam małe dziecko, a nawet od razu palnęłam o tym na rozmowie :P
Albo mam szczęście, albo nie jest tak źle, bo praca jest, tylko niestety często byle jaka (moja bardzo fajna). Ale jest.
U nas w małej mieścinie trochę gorzej...ogłoszenia- są- praca w sklepie gdzie co miesiąc szukają na to samo stanowisko- idziesz pracujesz wypłaty nie dostajesz i następny naiwny idzie...ale co tam monitoruję codziennie rynek pracy może w końcu trafię na coś fajnego ;)
UsuńTak naprawdę nie wiem, jak to jest, bo zawsze, kiedy tylko szukałam pracy, coś się znajdowało, to staż, to praca sezonowa w biurze. Brałam jak leci, nawet jeśli pieniądze nie były ciekawe. Po drugim porodzie myślałam, że będzie trudniej a tu proszę-z pierwszej wizyty w UP wróciłam z pracą. To jednak świadczy nie o mojej zajebistości tylko o niezwykłym farcie, jaki mam do ludzi, którzy się mną zajmowali w urzędach i ogólnie w życiu. Mam teraz pracę płatną dosyć marnie, ale jednak jest i wcale nie jest najgorsza. Bardzo to doceniam i trzmam się jej rękoma i nogami ;)
OdpowiedzUsuńA co do tych tekstów o patologii, to jest dokładnie tak jak piszesz. Ci, którzy tak idiotycznie gadają, powinni uważać na słowa, bo nigdy nie wiadomo, co im życie zgotuje...