Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2014

Książe...

Każda z nas szuka księcia z bajki...dlaczego? Od dzieciństwa jesteśmy bombardowane bajkami....o księżniczkach i  ich przygodach...i pojawia się tam ten wyśniony mężczyzna na białym koniu... Jaka jest rzeczywistość...całujesz żaby...i nie chcą się zamienić... wybierasz potencjalnego kandydata, który być może zmieni się w tego wymarzonego...jest pięknie...spędzacie ze sobą czas...pokazujecie się z jak najlepszej strony...czego więcej chcieć...normalnie bajka...decydujecie się na wspólne życie...wijecie gniazdko... i wtedy bajka zmienia się w prawdziwe życie.  Zaczynają denerwować cię porozrzucane skarpety, brudne gary w zlewie itp., itd...wymarzony odbiega od wymyślonego przez ciebie ideału...zaczyna się narzekanie, kłótnie...masz dość...nie tak miało to wyglądać w twoich wyobrażeniach...ale każdy ma wady- ty także...i on też musi z tym żyć, znosić twoje humory (nie zawsze dobre), zachcianki, problemy ( często wyolbrzymione)... zmienić nikogo się nie da...można jedynie trochę p

Jaki śliczny chłopczyk...

słyszę dość często gdy moja córka nie ma na sobie różowych ubranek :) To dziewczynka odpowiadam...oczy wielkie...i tekst to czemu ma czarną czapkę, niebieską bluzkę itp... Dlatego, że istnieją tez inne kolory ubrań...no proste...jednak nie dla wszystkich...patrząc na dziewczynki od góry do dołu ubrane na różowo mam mdłości... Sama będąc w ciąży nieraz słyszałam komentarze dlaczego chodzę ubrana na czarno, siwo itp...powinnaś nosić jasne kolory bo to okres radości a nie smutku...ale dlaczego mam zmieniać całą swoją garderobę...zmienił się w niej jedynie rozmiar...kurde czemu robić coś bo wypada...im więcej takich rzeczy słyszę tym bardziej robię na odwrót...  Co do ubioru dzieci...czy to jest najważniejsze...jaki kolor ma bluzka??? nie powiem w szafie L jest kilka ciuchów w kolorze różowym ale nie jest to przewaga...na plac zabaw chodzi w ciuchach również chłopięcych ( mnóstwo ich dostałam) żeby mogła się pobrudzić a nie siedzieć i ładnie wyglądać... wystroić się można na ko

Pomocna dłoń...

O tym, że warto pomagać wiadomo nie od dziś....jednak czasem człowiek nauczony doświadczeniami nie ma na to chęci...ktoś potrzebuje twojej pomocy- starasz się...i co otrzymujesz w zamian? To, że dana osoba ma cię w dupie...przykre to ale prawdziwe... takich przykładów każdy z nas mógłby przedstawić mnóstwo.  Wychodzę z założenia, ze jeżeli ktoś będzie potrzebował pomocy zgłosi się po nią...sama nie wyskakuję...no może czasami...ale coraz rzadziej...bo działam zgodnie z zasadą, że im bardziej wchodzisz komuś w dupę tym bardziej on cię w niej ma... Częściej pomoc obcym jest lepiej przyjmowana niż bliskim... Jestem człowiekiem, który lubi pomagać...nie dla korzyści...wystarczy mi uśmiechnięta buzia w zamian...taka jestem :) Sama nie lubię nikogo prosić...nieraz dostaję za to opierdziel np. od mojej Mamy...musisz powiedzieć...ja się nie domyślę wszystkiego...nie chcę po prostu nikogo wykorzystywać...wiem człowiek nie jest maszyną i ze wszystkim sobie nie poradzi...ale jest jakaś

Integracja...

głośno o niej ostatnio, wielkie bummm nauczycielki idą na studia z oligofrenopedagogiki ...ale jak jest na prawdę czy wszystko wygląda jak w założeniach...czytam wypowiedź mamy na jednym  fanpage'u...dziecko z porażeniem mózgowym uczęszcza do przedszkola integracyjnego...na kilka godzin ponieważ nikt nie chce go karmić...tłumacząc się strachem przed udławieniem...słyszałam też wypowiedzi, że opiekunki/ nauczycielki brzydzą się karmić dzieci niepełnosprawne...kurde moje dziecko zadławiło się dwa razy jabłkiem...czy to znaczy, że mam jej jabłka nie dawać...szukam innego bezpieczniejszego sposobu na podanie posiłku... Sama pracowałam z dziećmi niepełnosprawnymi...moimi obowiązkami poza pomocą nauczycielowi w prowadzeniu zajęć było również karmienie i przebieranie dzieci, które tego wymagały...i jakie są moje odczucia...nie jest to nic nadzwyczajnego...normalna czynność jak wiele innych...przy niektórych osobach owszem trzeba bardziej uważać, ale nie widzę w tym nic strasznego...

Szkoła...czy to dobre dla 6 letnich dzieci?

Post piszę na specjalne życzenie mojej czytelniczki :) Uważam, że 6 letnie dzieci mogą iść do szkoły...pod warunkiem, że będzie ona na to DOBRZE przygotowana. Odpowiednie wysokości schodów...niby niewidoczny problem a jednak istnieje. Wysokość schodów w szkołach jest inna niż w przedszkolach...częste chodzenie po nich mniejszego dziecka może powodować późniejsze problemy z kręgosłupem... Wysokość zlewów i sedesów też jest ważna dla takiego malucha....przecież gdzieś musi załatwić potrzeby fizjologiczne...(dzieci w wieku 7 lat często są już dużo wyższe niż 6 latki...jest to okres szybkiego wzrostu...ale nie o tym będę pisać).  Ważniejszą sprawą jest przygotowanie nauczycieli i przede wszystkim programu nauczania. Większość nauczycielek (pracujących w szkole długie lata) nie jest przyzwyczajonych do innych metod prowadzenia zajęć niż siedzenie w ławkach i przepisywanie, słuchanie itp. Będąc jeszcze na studiach usłyszałam wypowiedź jednej z nich... no a co pani myśli, że ja będę

Jesteś kobietą więc musisz...

Po pierwsze zawsze masz rację ( nawet jak jej nie masz to i tak wiadomo jak jest :P) Po drugie musisz narzekać (czy ktoś widziała nienarzekającą babę??? ) Po trzecie musisz sprzątać, prać, gotować ( kto zrobi to lepiej niż ty...nawet jak ktoś to zrobi to na bank będziesz miała zastrzeżenia ) Po czwarte musisz rodzić dzieci ( przez dziurkę wielkości cytryny arbuza się przeciśnie, przez tą wielkości ziarnka grochu już nie) Po piąte musisz męczyć się z okresem ( bez niego nie miałabyś na co zwalić swojego złego nastroju, wybuchów złości, nie mogłabyś bezkarnie zjeść całej tabliczki czekolady itp.) Po szóste musisz z dystansem podejść do wybryków dzieci i męża ( jak się za bardzo wściekasz daje to odwrotne skutki niż sobie założyłaś) Po siódme musisz dużo gadać , mimo, że w połowie twojej wypowiedzi słuchacz nie wie o co ci chodzi ( milcząca baba= cisza przed burzą) Po ósme musisz wysłuchiwać komentarzy i mądrości innych kobiet ( niech mają satys

Szelki...

Temat budzący dużo kontrowersji...rozdmuchany...piętnowane matki używające tego wynalazku. Jestem jedną z nich...moje dziecko długo miało problemy z postawieniem pierwszych kroków...jak już Terrorystka zaczęła chodzić...zaczęło się bieganie na spacerze.  Zgodzę się plac zabaw, plaża, trawa...tam dziecku nic nie grozi i nie potrzebuje kontroli w postaci szelek...ale wyjście na dłuższy spacer przy ruchliwych ulicach bądź zakupy...graniczą w naszym przypadku z cudem..., że zrobisz to co masz zaplanowane...często słyszałam komentarze, że prowadzam dziecko jak psa itp...moja mama będąc na spacerze z L też znalazła się w takiej sytuacji...współczuję osobie, która ją zaczepiła w celu oznajmienia jej tego :)  Otóż nie prowadzam dziecka jak psa...bo tym psem nie jest. Dbam o jej bezpieczeństwo, a że w taki a nie inny sposób to tylko i wyłącznie moja sprawa...nikogo nie zmuszam do praktykowania szelek...ja wybrałam taką opcję i nie zmienię tego słysząc "mądre rady" i komentar

Dlaczego mama jest lepsza niż tata...

otóż nie jest...chociaż dużo osób tak twierdzi...ale nie ja...nie można utwierdzać dziecka i przede wszystkim siebie w takim przekonaniu...każdy rodzic (nie mówię tu o skrajnych przypadkach) kocha swoje dziecko najbardziej na świecie i daje mu od siebie wszystko co najlepsze.  Mama: często trzyma się sztywno zasad (ale i czasem je trochę nagina), chce chronić dziecko przed całym złem jakie jest na świecie, mimo wielu komentarzy życzliwych twierdzących, że wszystko robi źle- robi dobrze!!! a jak coś robi źle to nie dlatego, że chce, każdy jest tylko człowiekiem i ma prawo się mylić, ona też. Często jest bardziej przewrażliwiona na punkcie dziecka ( przy kolejnych potomkach podobno już trochę mniej). Ma jednak jedną rzecz, której nie ma Tata:)- magiczny buziak, który jest lekarstwem na wszelkie zło. :) Tata: częściej od mamy nagina zasady...pozwala na więcej swobody...i dobrze, że tak robi... dziecko musi też poznać życie z trochę innej strony niż ta, która pokazuje mama. M

Nie mam już siły...

czyli jak nie zwariować " pracując" w domu. No właśnie jak to zrobić...może znajdzie się ktoś kto poda proste rozwiązanie...ja tego nie zrobię bo nie wiem. Średnio dwa razy dziennie rozbiłabym głową ścianę (ale ścian szkoda) 3 razy w tygodniu poleciała na Księżyc z biletem w jedną stronę...no ale weź zostaw swoich kochanych Terrorystów samych...zapłakałabym się za nimi.  Temat jest trudny i nie ma jednej idealnej recepty. Każda z nas radzi sobie na swój własny sposób z tym żeby nie wylądować w szpitalu psychiatrycznym. Wszystko ok...masz obowiązki jak w każdej pracy...ale idąc do pracy wychodzisz do ludzi...nie mówię, że dziecko nie jest człowiekiem (ten kto chce może się przyczepić). Masz do kogo buzię otworzyć...z kim wypić kawę, możesz spokojnie ponarzekać, że ci się nie chce... Narzekając na pracę w domu spotykasz się najczęściej z tekstami typu : czym ty jesteś zmęczona??? przecież siedzisz w domu i nic nie robisz ( za to nicnierobienie można zarobić bardzo d

Morze jest dobre na wszystko...

Wyjazd nad morze mieliśmy zaplanowany na majówkę...jednak plany się nieco zmieniły i wylądowaliśmy tam w czerwcu. Może i dobrze bo pogoda była ładniejsza i mogliśmy zrealizować wszystkie punkty wycieczki.  Matka bała się wyjazdu...L chorutka, ale nie przeszkodziło nam to w dobrej zabawie- chyba nadmorski klimat dobrze na nią wpływał. Podróż minęła pod znakiem wesołych śpiewów naszej małej podróżniczki. Dojechaliśmy na miejsce...L mówi, że ubieramy się i jedziemy już do domku...ale jakoś udało się ją przekonać do pozostania...obyło się bez większych tragedii z zasypianiem w nowym miejscu...upodobała sobie łazienkę Cioci i Wujka- ciągle myła ręce i nie chciała wychodzić z wanny. Na plaży rozwaliła ludziom randkę- opowiadała im wierszyki, śpiewała piosenki i w nosie miała swoją ekipę. Spotkaliśmy panów grających na gitarach:) L z patykiem przyłączyła się do nich, później chciała im buchnąć gitarę i zebrane pieniążki:)  Kolejnym punktem wycieczki było Zoo. Zwierząt

Uważaj na słowa

Z pozoru nic się nie dzieje zdrowe dziecko rośnie jak na drożdżach...jednak jest mały problem dziecko nie chodzi mimo, że rówieśnicy już dawno biegają. Nie będę tu opisywać całej historii- na szczęście trafiliśmy na cudowną Rehabilitantkę i wszystko jest ok. Chodzi tu o ludzi...idziesz z dzieckiem na spacer ( dziecko w wózku) teksty typu mamusia by dziecko z wózka w końcu wypuściła i milion pięćset pytań czemu jeszcze nie chodzi??? moje w tym wieku to już biegało, skakało itp. może musisz ją prowadzać, stawiać kup jej chodzik szybciej pójdzie. Dziękuję mam zalecenia od rehabilitantów i wiem co mam robić...eee tam gadanie kiedyś tak się robiło i roczniak chodził...a teraz mamy wszyscy dzięki temu krzywe kręgosłupy.  I tak w kółko aż się człowiekowi z domu nie chce wychodzić bo ciągle to samo. Idziesz do piaskownicy czemu pani dziecko na rękach nosi? Taka duża niech chodzi...można olewać to wszystko ale do momentu...kiedy Twoje dziecko bierze książeczkę i pokazuje ci idące dz

Punkt widzenia...

jak wiadomo zależy od punktu siedzenia. Dzisiejszy temat- marzenia, bez nich życie byłoby bardzo nudne.  Będąc małym dzieckiem marzysz o ....no własnie o czym marzą małe dzieci- dostają masę różnych gadżetów ( cieszą się najbardziej z prostych rzeczy- moja L najbardziej cieszy się z bułki kajzerki i herbatników...dostając ubrania najbardziej zainteresowana jest metkami) wszystko mają zapewnione ( nie mówię tu o przypadkach znanych z tv- gdzie dzieci żyją w piekle) i ciężko sprecyzować o czym mogą śnić :)  Starsze dziecko powie, że jego największym marzeniem jest lalka, zestaw przeróżnych stworków itp., a rodzice, dziadkowie, ciocie, wujkowie za wszelką cenę chcą te zachcianki spełniać prześcigając się kto da lepsze/ więcej...ale czy o to chodzi???Póki co L dostaje dużo różnych rzeczy...część w spadku po dzieciach kuzynów, znajomych ale i nowe...nie wiem czy potrzebuje tego do szczęścia, bo wszystko przewala się z jednego kąta w drugi...no ale to temat na osobny post.

Nauka przez zabawę

Z racji tego, że moja córka jest dzieckiem ciekawym świata i wszelkich nowości oraz bardzo szybko zdobywa nowe umiejętności staram się jak mogę wspierać jej rozwój i zainteresowania. Słyszałam już wiele komentarzy próbujących "ostudzić" mój zapał...ale ani przez chwilę nie miałam zamiaru rezygnować :) Wiem, że nie powinnam robić niektórych rzeczy, ponieważ nasz system edukacji został zmodyfikowany i dopiero szkoła powinna uczyć dziecko czytania, pisania itp.,ale widząc jaką radość sprawia to Lence nie mogę tego nie robić :)  Wielu z Was za pewne pomyśli, że mi się w głowie poprzestawiało i męczę dziecko...otóż nie... stosuję tu zasadę" Podążaj za dzieckiem". Sprawdzam, próbuję, kombinuję ale to i tak Młoda jest w tym duecie osobą, która decyduje co, jak i kiedy... Jak już wcześniej wspomniałam uczymy się angielskiego. Zaczęło się od liczenia...później proste zwroty ( przedstawienie się, kocham cię itp.). Zajączek Wielkanocny był na tyle łaskawy, że podarował

Trudny wybór

Przez całe życie człowiek dokonuje wyboru...ale ten dotyczący opieki nad dzieckiem moim zdaniem jest jednym z najtrudniejszych. Przychodzi moment, że rodzice muszą powierzyć potomka na czas swojej nieobecności w domu innym osobom. Tu zaczynają się schody- niania czy żłobek/klub malucha/przedszkole. Jeśli nie miałabym wyboru zatrudniłabym nianię. Jeśli ten wybór będę miała stawiam na placówki. Moim podstawowym argumentem w tej kwestii jest przebywanie dziecka w grupie, szybsza nauka samodzielności...często dzieci w domu nie robią wielu rzeczy- rodzic myśli nie potrafi z czasem się nauczy...nianię ( nie każdą) łatwo przerobić na swoją stronę.  W grupie jest inaczej- maluch patrzy na inne dzieci i chce robić tak samo, opiekunki/ nauczycielki w przedszkolu nie są w stanie robić wszystkiego za każdego i to moim zdaniem jest dobre. W późniejszych etapach życia trzeba będzie sobie radzić z wieloma trudnościami i nie zawsze będzie ktoś kto dziecko wyręczy. Dzieci funkcjonujące w grup

1oo słów to za mało...

by opisać moją osobę...ale streszczę się żeby nie zrobiło się nudno. Większość osób, które do tej pory trafiły na bloga to moi znajomi. Oni wiedzą o mnie dużo...jeśli nie, dowiedzą się za chwilę.   Czym się zajmuję i gdzie mieszkam już wiecie. Pisać bym mogła wszystko...ale trzeba wybrać to co najważniejsze. Jestem osobą z natury dobrą, chętną do pomocy...jednak życie nauczyło mnie żeby traktować ludzi tak jak oni traktują ciebie- w sumie nic nowego nie odkryłam, ale musiałam do tego w końcu dojść sama. Póki człowiek się nie sparzy nie przejrzy na oczy. Moje życie wygląda pewnie jak u połowy z Was:) Jak każda kobieta uwielbiam prać, sprzątać, gotować i Perfekcyjna Pani Domu na pewno jest przy mnie malutka :P Oglądam sobie seriale żeby jakoś zabić czas :) Słucham muzyki- jakiej- odpowiem, że każdej ale od lat jestem wierną fanką hip-hopu. Z racji tego, że jestem matką znam na pamięć wszystkie możliwe dziecięce piosenki a ostatnio także disco polo...  Uwielbiam czytać ksi

Trochę o małej Terrorystce

Przedstawię Wam moją córkę:) Bo gdyby nie ona to pewnie nie zabrałabym się za pisanie bloga.  Lenka urodziła się w 2012 roku. W szpitalu spędziłyśmy Święta Wielkanocne. Był to mój pierwszy w życiu pobyt w szpitalu. Zdecydowałam się na poród w Szpitalu Powiatowym w Ostródzie. Mimo wielu nieprzychylnych komentarzy jestem bardzo zadowolona ze wszystkiego co tam się działo. Ale nie będę się o tym rozpisywać.  Lenka jest bardzo żywiołowym, pomysłowym dzieckiem. Nie można się przy niej nudzić. Jest wielką fanką Kubusia Puchatka i Myszki Minnie. Uwielbia muzykę- najbardziej disco polo...czasem jednak lituje się nad rodzicami i zmienia repertuar:) Bardzo dużo mówi i lubi śpiewać. Gra na wszystkim co tylko możliwe- a w graniu na nerwach przebija nawet matkę.  Bardzo przypadła jej do gustu nauka angielskiego, która wspomagana jest kartami  Czuczu . Nie wynika to z moich niespełnionych ambicji ( sama nie za dobrze znam ten język) ale z przypadku. Lenka nauczyła się liczyć po pol

Witajcie w moich skromnych progach :)

Z myślą o założeniu bloga nosiłam się już od dłuższego czasu...zawsze było jakieś ale. Podstawowy problem o czym będę pisać...czy ktoś będzie to czytał...dziś dostałam kopa od  Plotkara  i zobaczymy co z tego wyjdzie:) Dwie czytelniczki będą na pewno:) moja Mama i Monia :). Teraz należałoby dodać kilka słów o sobie : mam na imię Małgorzata (wolę wersję Gośka) bliżej niż dalej mi do 3 z przodu. Mieszkam w Morągu w woj. warmińsko- mazurskim. Jestem absolwentką studiów pedagogicznych. Pracowałam jako księgowa oraz pomoc nauczyciela z dziećmi niepełnosprawnymi. Na co dzień zajmuję się wychowywaniem dwuletniej córki Lenki:) Mam jednak nadzieję, że w najbliższym czasie zacznę się także realizować zawodowo.  Nie pozostaje mi nic innego jak zaprosić Was do czytania moich wytworów:) Gosia