Historia czytelniczki...
Znaliśmy się od zawsze. Mnóstwo wspólnych znajomych, imprez. Ja byłam z kimś, on też...
Los jednak był na tyle "łaskawy", że sprawił nam niespodziankę w postaci wolności.
Dłuższy czas nie mieliśmy ze sobą kontaktu. Wchodząc pewnego dnia na fejsa zobaczyłam wiadomość. Była od niego- kolegi z dawnych lat. Odpisałam.
Pisaliśmy ze sobą praktycznie codziennie. Po pracy każdą wolną chwilę spędzaliśmy na "rozmowach".
Po jakimś czasie postanowiliśmy się spotkać. Nie była to żadna randka- po prostu spotkanie w gronie starych przyjaciół. Oczywiście wszyscy twierdzili, że powinniśmy być razem, że pasujemy do siebie itp. Uważałam to jednak za głupie gadanie przy piwie ponieważ jako jedyni z towarzystwa byliśmy bez pary.
Nauczona doświadczeniami z poprzedniego związku nie chciałam jednak dopuszczać do siebie myśli, że mogłabym teraz się z kimś związać. Dobrze mi było samej.
Kilka wspólnych imprez...widziałam jego spojrzenia. Nadal jednak traktowałam go jak kolegę.
Poznałam pewnego chłopaka.Zaczęliśmy się spotykać. Kontakt z kolegą się urwał.
Nowa znajomość jednak zakończyła się szybciej niż zaczęła.
Nadszedł Nowy Rok.
Nieco oszołomiona sylwestrową imprezą odebrałam telefon- od niego. Chwila nie do końca zrozumiałej konwersacji...po której dostałam bardzo zrozumiałego sms-a o treści KOCHAM CIĘ!
Gapiłam się w ekran nie wierząc w to co czytam...
Pierwsza myśl- na bank się pomylił. Druga myśl- człowiek po alkoholu mówi, pisze różne rzeczy...trzecia myśl- może napisał prawdę.
Nie wnikałam. Nie odpisałam, nie zadzwoniłam. Kontakt znów na jakiś czas się urwał.
Po paru miesiącach znajomi zaprosili mnie na imprezę. Nie chciało mi się na nią iść. "Zmuszona" zdecydowałam się na wyjście. Wchodzę do mieszkania koleżanki. Jest siedzi z kumplami. Podeszłam, zagadałam, Był już nieco wstawiony. Kiedy na chwilę zostaliśmy sami. Szepnął mi na ucho czy pamiętam sms-a od niego? Głupią udałam. Pytam : którego? Tego w którym napisałem, że cię kocham...
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć- wpadła kolejna ekipa i zrobił się szum...
Nastał kolejny okres milczenia z obu stron. Odezwał się po pewnym czasie informując mnie, że wrócił do swojej byłej...
Zabolało- cholernie zabolało. Wydawało mi się, że traktuję go jak kolegę. W chwili gdy widziałam go oczami wyobraźni szczęśliwego w objęciach innej kobiety żałowałam, że nie jest teraz ze mną.
Oczywiście nie powiedziałam ani słowa na temat moich uczuć. Pisał mi jak im się fajnie układa, ja pisałam, że im kibicuję. Fajnie, że są szczęśliwi.
Pisząc te słowa- rozsadzało mnie od środka. Miałam ochotę wydrapać pannie oczy, jemu powiedzieć co czuję.
Nie zrobiłam tego. Po jakimś czasie rozstali się. Nie powiem ucieszył mnie ten fakt.
Chciałam się z nim spotkać pogadać, kilometry jakie nas wtedy dzieliły skutecznie to uniemożliwiły.
Patrząc na moich synów i męża wiem, że dobrze się stało. Był dla nas inny plan...jednak była to jedna z wielu niewykorzystanych szans, które wracają po latach jak bumerang i dają do myślenia.
Autorce dziękuję za okazane zaufanie.
Pytanie do czytelników:
Jakich szans Wy nie wykorzystaliście?