Niekiedy zdarza się tak, że mama wraca do pracy a tata zostaje z dzieckiem w domu. Musisz wyjechać na szkolenie/ wczasy ( samotny wyjazd do ciepłych miejsc- marzenie:)) idziesz z koleżankami na imprezę itp. Na polu bitwy zostaje dziecko i tata. Co wtedy?
1. Przygotowujesz mieszkanie i ludzi w nim przebywających co najmniej na nadejście kataklizmu.
Wszystko rozpisane, poukładane itp.- na bank nie znajdą ( chyba, że mieszkasz w 400 metrowym domu wtedy może być problem z namierzeniem rzeczy)
2. Wychodząc raz jeszcze sprawdzasz czy wszystko ogarnęłaś, czy nie zapomniałaś o niczym co będzie im niezbędne- robisz to zamiast sprawdzenia fryzury i makijażu- robisz to potem w szybie najbliższego auta- z którego nagle uśmiecha się jakiś pan :)
3. Nie mija 5 minut od twojego wyjścia a ty już dzwonisz jak sobie radzą. Z pewnością nie zdążyli jeszcze dobrze oddalić się od okna z którego ci machali.
4. Docierasz na miejsce ( impreza, pociąg, autobus...)- co chwilę zerkasz na telefon- na pewno zaraz tatuś zadzwoni bo czegoś nie będzie wiedział, Nie dzwoni- siedzisz jak na szpilkach. Nie wytrzymujesz- dzwonisz. Nikt nie odbiera- z pewnością coś się stało...prawda jest taka, że albo dobrze się bawią albo śpią.
5. Kolejna straszna rzecz: nie ma mnie w domu jedzą wszystkie niedozwolone rzeczy, non stop oglądają telewizję/ grają w gry itp. robią wszystko na co ja bym nie pozwoliła. Koniec świata. Trzeba wracać.
6. Towarzystwo dostrzega, że coś jest z tobą nie tak...pytają- odpowiadasz. Może być taka opcja, że zabiorą ci telefon, zaczną opowiadać, że przezywali to samo. Pojawią się opowieści jak to było jak mnie nie było w domu i co się wtedy wydarzyło...ciśnienie skacze jeszcze wyżej...
7. Upragniony moment- powrót do domu- zamiast wracać spokojnie i cieszyć się chwilami tylko dla siebie ( ile razy mówiłaś, że tego potrzebujesz?) pędzisz na złamanie karku żeby zobaczyć co dzieje się w domu.
8. Jak wygląda mieszkanie?
Wydaje ci się, że gorzej niż pobojowisko ;)
W rzeczywistości jest wszystko zupełnie inaczej. W zależności skąd i o jakiej porze wracasz albo witają cię uśmiechnięte buzie albo pochrapywania dobiegające z drugiego pokoju. Dom nie wygląda jak po przejściu tornada, bilans strat zerowy.
Nadal nie masz zaufania do umiejętności swojego partnera/ męża?
Dlaczego oni nie chcę się zajmować dziećmi pisałam tu (klik).
Skoro wybrałaś go na ojca swoich dzieci, poradził sobie z tobą- znaczy, że i z twoją nieobecnością sobie poradzi.
Daj mu się wykazać, ty idź się baw/ ucz itp,
Każdemu to wyjdzie na dobre...
Nie czepiam się ...ale przyznać się która z Was tak nie miała?
O Kochana... trafiłaś w 10! Moje pierwsze wyjście (wspólne) z mężem i pozostawienie Hani pod opieką dziadków było takie, że telefon ściskałam w aucie non stop w ręce i sprawdzałam, czy mam zasięg. Mąż uspokajał, mówił, że jak zwykle panikuje, że Hania jest duża, a dziadkowie odchowali już 3 wnuków- poradzą sobie. Gdy mąż poszedł zapłacić za tankowanie, ja zdążyłam już zadzwonić do dziadków, którzy nakablowali na mnie, po czym mąż skonfiskował mi telefon. Po tym było mi trochę lepiej, ponieważ nie miałam tej potrzeby kontrolowania czasu i zasięgu w telefonie :) Kolejne wyjście moje było na kawę z przyjaciółkami i nie miałam stresu w ogóle. Po wyjściu z domu miałam pewność, że mąż sobie poradzi i się nie myliłam. Żyjemy ze sobą codziennie, wiem, widzę jak się zajmuje córką i wiedziałam, że problemów nie będzie, gdy zostaną sami. Córka nawet nie odczuła, ze matki 3 godzin w domu nie było :) Niedługo czeka mnie kolejne wyjście- mąż mi codziennie przypomina, że mam się wybrać na masaż, który on mi funduje, więc chyba muszę się zebrać i umówić się na wizytę :)
OdpowiedzUsuńFajny post Gosiu :) ale to przecież żadna nowość- przecież Ty tylko takie piszesz :) Pozdrawiam :)
Pamiętam jak kiedyś Młoda poszła do Babci na cały dzień:) Wymianę drzwi mieliśmy. Panowie uwinęli się szybciej. Przychodzę a ona mówi, że na cały dzień tu przyszła i ja mam sobie iść. Nic tylko skorzystałam i poszłam sobie na zakupy :)
UsuńA u mnie jednak zawsze dom wygląda jak po przejściu tornada;) Tylko, że u nas przeważnie dom tak wygląda;p
OdpowiedzUsuńU mnie najczęściej też wygląda jak po jakimś kataklizmie ;)
UsuńMiałam tak podczas pierwszego babskiego wypadu po urodzeniu Alexa ;) a potem wróciłam do pracy i siła rzeczy musiałam zaufać mężowi, że da sobie radę. I dawał :) Co lepsze, teraz gdy mamy dwójkę, a ja wróciłam do pracy też sobie świetnie radzi! Kiedy wracam do domu, to dzieci zazwyczaj już śpią, a na mnie czeka kolacja <3
OdpowiedzUsuńNajgorszy jest pierwszy raz. Później już wszystko wraca do normy :)
UsuńRaz wyszłam do lekarza i zostawiłam młodego z babcią. Dzwoniłam co pół godziny pytać czy wszystko dobrze.
OdpowiedzUsuńChwiałabym wyjść na imprezę i zobaczyć oczami wyobraźni dom wywrócony do góry nogami. Z tym, że jakby w końcu udało mi się wyjść o naprawdę nie nie przejmowałabym się tym czy męskie grono sobie poradzi.
Więc idź i korzystaj! :)
Usuń:-) wszystko to święta racja ;-)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńA ja chyba jestem dziwna, bo poza punktem 1, nic mi się nie zgadza. ;P Chociaż przy pierwszym wyjściu zadzwoniłam 2 razy.
OdpowiedzUsuńE tam dziwna:) Umiesz w pełni korzystać z wolnej chwili :)
Usuńwiesz co?? przyznaję , że ja tak mam, ale sprawa nie dotyczy meża, który świetnie sobie radzi z córką od urodzenia,.....ja tak mam z teściową :( mieszkamy razem a ona na tyle nie zna własnej wnuczki (jedynej w dodatku!!), że boję się ją zostawić z babcią :( kiedyś wróciłam do domu a dziecko przesikana pielucha-bo nie powiedziałam żeby zmienić, głodna bo nie powiedziałam co może zjeść i na dodatek (jak podrosła) to zawsze spędza ten czas przed tv :(
OdpowiedzUsuńO kurde to niefajnie :(
UsuńHa! Ja jak pierwszy raz poszłam do pracy, Eryk miał jakieś 7 miesięcy, to tatuś zapomniał że dziecko je( a ja będąc w pracy go przecież nie nakarmię) i dopiero koło 12 jadł śniadanie, tatuś był dumny że synuś tak pięknie wszystko zjadł! :) No zjadł wszystko bo był głodny, a jak mu to uświadomiłam, że przecież ja mu nic do jedzenia nie dałam bo spał jak wychodziłam, to już taki dumny z siebie nie był :) Ale tatuś też musi się wielu rzeczy przecież nauczyć, dla niego zostać z dzieckiem czy dziećmi samemu w domu to też nie lada wyzwanie:)
OdpowiedzUsuńDokładnie- my matki codziennie coś robimy więc to jest już zakodowane i robimy wszystko z automatu :)
UsuńUśmiałam się do łez! Z tym znajdywaniem popieram - ostatnio zostawiłam mężowi listę rzeczy, które ma spakować jeszcze przed wyjazdem (odbierał mnie z pracy i ruszaliśmy prosto w trasę). Dobrze, że pod 1. zapisałam odebranie dziecka z przedszkola, bo nie zabrał połowy rzeczy z listy, a potem się dziwił, że ich nie ma :D
OdpowiedzUsuńDobrze wiedzieć żeby dziecko na pierwszym miejscu wpisywać ;D
UsuńJa nigdy tak nie panikowałam. Owszem byłam ciekawa czy wszystko ok ale bez zbędnego przesadyzmu. ;)
OdpowiedzUsuńSuper :) Mniej nerwów miałaś
UsuńJa tak nie miałam :) Tylko dlatego, że mój mąż pracuje do późnego popołudnia i jeszcze się nie przytrafiło żeby został sam z Filipem. Za to bardzo podobnie zachowuję się jak my gdzieś wychodzimy a syn zostaje z moją mamą. Lista naa sto stron co wolno a czego nie...
OdpowiedzUsuń:) większość kobiet tak ma
UsuńRzadko Julka zostaje z kimś innym niż ze mną. Ale kiedy jednak zostaje, to powyższe punkty- to cała ja.
OdpowiedzUsuń:)
UsuńOj skąd ja to znam :D niby marzyłam o wolnym wieczorze a później chciałam jak najszybciej do domu :) pisałam o podobnych przeżyciach z pierwszego wspólnego wyjścia z mężem, kiedy Małą Zet zostawiliśmy u dziadków :)
OdpowiedzUsuńZ czasem to mija :)
UsuńKrzyś na początku strasznie płakał jak zostawał beze mnie. Potem płakał tylko babciom tacie już nie. A teraz już w ogóle nie płacze (no chyba, że z innego powodu niż nieobecność mamy). Ale przez to co było na początku to i ja go nie lubię zostawiać (ale trzeba go przyzwyczajać) ani mąż nie lubi z nim zostawać sam.
OdpowiedzUsuńPamiętam jak miałam szkolenie w UP. Młoda była z moją mamą- 200 metrów ode mnie. Pierwszy raz zostawiłam ją wtedy samą z kimś na dłuższy czas. Lecę do mamy z dusza na ramieniu bo dziecko pewnie płacze...a ta szczęśliwa- mówi ooo mama i poleciała bawić się z Babcią- ja byłam zbędna- kamień z serca :)
UsuńOj, miałam tak, kiedy po raz pierwszy zostawiłam męża z Gają. Już po dwóch minutach dzwoniłam do niego z pytaniem, czy wszystko jest w porządku, na co mi odpowiedział (dobrze to pamiętam): "ogarnij się, kobieto".
OdpowiedzUsuńSwietny post, setnie się uśmiałam!
A następnym razem było już lepiej? :)
UsuńTo ja jestem zupełnie inna. Wychodzę/ wyjeżdżam i wiem, że będą się swietnie bawić, dziecko głodne nie będzie, a nawet posprzątają trochę. Tylko mój M od zawsze i często, na co dzień (o choćby dzisiaj) zostaje z Polką w domu, bo taki ma system pracy, że ma wolne w środku tygodnia, kiedy ja pracuję. I na weekend nie raz został sam z Młodą.
OdpowiedzUsuńAle ja mam egzemplarz SuperTaty w domu, więc nie, nie wiem jak to jest wydzwaniać co chwila :P
Mój niestety ciągle w pracy, ale kiedy może to oczywiście zostaje z Młodą i radzą sobie świetnie:) Ale pierwsze moje wyjście wyglądało jak wyżej opisałam :)
UsuńNa początku faktycznie tak było. Jak jechałam na koncert, gdy Igor miał 7 miesięcy to w drodze prawie płakałam, mimo że od urodzenia mąż robił przy dziecku wszystko (no z wyjątkiem kp oczywiście). Oczywiście nic się nie wydarzyło i wtedy syn nie miał jeszcze lęku separacyjnego, więc nawet mojego wyjazdu nie odczuł. Obecnie to normalne, że wychodzę i mąż zostaje z synem, tylko niestety syn nie zawsze chce mnie z domu wypuścić, ale to już inny temat :)
OdpowiedzUsuńPierwsze wyjścia zawsze są najgorsze...później jest już tylko lepiej :)
UsuńHhaha jak sobie przypomnę jak to było za pierwszym razem to aż strach się bać ;p Ale w pracy byłam, wyjścia nie miałam i musiałąm na robocie się skupić. Jednak wszystko z czasem mija, ojce sobie dobrze z dziećmi radzą pod warunkiem że mają spokój ;) Czyli bez tych telefonów. Każdy kto ma powyższe symptomy powinien wychodzić częściej ;)
OdpowiedzUsuńDokładnie!
Usuń