Przejdź do głównej zawartości

Zdjęłam różowe okulary

Źródło: internet

Pewnego pięknego dnia w godzinach porannych padły słowa: "Kończymy ciążę" oczy zrobiłam jak 5 zł- mimo, że 39 tydzień- logiczne było, że kiedyś to musi nastąpić. Przebieg porodu znacie, jeśli nie zajrzyjcie tu (klik).
W godzinach południowych ( 11:40) usłyszałam pierwszy krzyk Młodej ( zostało Jej to niestety do tej pory).
Po powrocie z sali operacyjnej dostałam najpiękniejszy prezent jaki mogłam sobie wymarzyć. 
Poradniki "przygotowały" mnie do obsługi dziecka. Pójdzie jak po maśle pomyślałam i...
na moim nosie pojawiły się różowe okulary.

Być może strzelę sobie w kolano tym tekstem ( czasem jakieś porady przedstawiam:)) ale cóż do odważnych świat należy.

Wszelkie porady z kartek książek, czasopism lub przekazywane z ust do ucha można sobie wsadzić między książki, których czytać nie macie zamiaru. Jeżeli ktoś chce je traktować jako cudowne metody mające na celu ogarnięcie malucha.
Mogą być drogowskazem, pomocą do odnalezienia sposobu na panujące problemy.

Mówię to ja osoba, która przerobiła wiele cudownych metod na:

- zasypianie dziecka- nic nie działało tak jak włączona suszarka;)

- samodzielne zasypianie dziecka ( nigdy jednak nie stosowałam metody niech się wypłacze)- nadal kładę się obok L zanim zaśnie

- odpieluchowanie- "cicha" walka trwa nadal

- odstawienie od piersi- jedno dziecko potrzebuje metody małych kroków, drugie drastycznej zmiany ( Młoda z dnia na dzień została odstawiona i u nas to było genialnym rozwiązaniem)

- zmiana "pojemnika na mleko"- ile ja mam w domu niekapków- dla 5 dzieci by starczyło ale nie o ich ilości a momencie zmiany. Jeden maluch mając 6 miesięcy będzie pił z niekapiących kubków. Drugi będzie miał 2 lata , kolejny 2,5- wszystko zależy od indywidualnych predyspozycji- nie będę się tu rozdrabniać kiedy powinno się odstawić itp.
Jeden wybierze twardy ustnik, drugi miękki i tak można sobie wymieniać w nieskończoność.

- samodzielne jedzenie- ubzdurałam sobie nie mam pojęcia na jakiej podstawie, że brzdąc mając dwa lata musi sam jeść sztućcami. Panikowała, że Młoda źle trzyma łyżkę. Nie naciskałam na Nią- jadła ręką, zupę nabierała spodem łyżki odwróconym do góry, później przestała jeść zupy bo nie mogła ich nabrać. Z dnia na dzień zaczęła to robić tak jak powinno to wyglądać...
cudownego sposobu na ten aspekt nie wynalazłam- jedyne co to dać dziecku czas

- odsmoczkowanie- z tym akurat nie było problemu Młoda zainteresowała się smokiem mając 6 miesięcy, będąc 9 miesięcznym bobasem zapomniała o jego istnieniu

- wszelkie napady buntu- jak już znajduję metodę działającą...to dziecko moje nie chce pozostawić matki na podium i muszę kombinować dalej aby to miejsce utrzymać

- spokojne powroty do domu- poprosiłam kiedyś na fp o rady- uzyskałam mnóstwo odpowiedzi za co bardzo dziękuję. Zaczęło się wprowadzanie ich w życie po kolei. Nic nie skutkowało. Musiałam brać dziecko na szantaż...taki mały. Jak pójdziemy do domu to poczytamy sobie książki- czasem działa, czasem nie i wracamy sobie w krzyku i łzach...

- spokojne wytrwanie w kolejce do kasy- wymyśliłam, że L będzie płacić za zakupy- było fajnie z kasą w dłoni czekała na swoją kolej...ale tu znów klapa- znudziło Jej się

Więcej rzeczy nie pamiętam, za wszystkie nieudane akcje przepraszam ;)

Można jeszcze wymienić mnóstwo różnych cudowności na każdy praktycznie temat.

Jak wiadomo na każde dziecko działa coś innego. 
Nie mówię, że wszystko jest be. Każde dziecko jest inne i w końcu znajdzie się sposób na ujarzmienie konkretnej jednostki.

Chodzi mi jednak o coś innego to, że np. dziś powiem Wam, że na ząbkowanie najlepsze jest noszenie dziecka głową w dół i będę Was zawzięcie przekonywać, że to najlepsze co możecie zrobić nie oznacza, że za miesiąc, rok, dwa lata nie stwierdzę, że noszenie dziecka za jedną nogę jest dużo lepsze.
Znów będę się upierać, że to opcja nie do odrzucenia i nie ma innej możliwości jak mi przyklasnąć.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.

W obecnym stadium mojego rozwoju rodzicielskiego nie ma dla mnie jednego genialnego autorytetu w dziedzinie wychowania- nie ważne czy mówi coś psycholog, pedagog, matka jednego, trójki czy piątki dzieci. Mogę posłuchać przeanalizować, spróbować ale na pewno nie będę ślepo wykonywać poleconych mi działań.

Wszelkie rady i porady traktujcie trochę z przymrużeniem oka. 
Jak pisałam mogą być drogowskazem ale ich zastosowanie dopasujcie do możliwości swoich i dziecka z korzyścią dla obu stron. Bo przecież szczęśliwa mama= szczęśliwe dziecko. 
Matka zdesperowana tym, że cudowne rady koleżanek/ cioć/ babć itp. nie działają tego szczęścia nie da:)
Różowe okulary ( czyli wielką wiarę w cudowne przekazy) zdejmijcie już podczas porodu będzie łatwiej iść przez życie " usłane płatkami róż".

Jedynym niezaprzeczalnym faktem jest to, że magiczny buziak mamy działa zawsze...ale przyjdzie moment, że traci swoją moc:)

Komentarze

  1. Prawda, prawda i tylko prawda :P
    Przecież ja od zawsze powtarzam, że macierzyństwo jest nie tylko różowe. Różowe to jest jedynie dziecko jak się rodzi, a potem jest tęcza kolorów od czarnego koloru rozpaczy do sielskiej zieleni. Zależy co komu przypadnie :)
    Poradniki czytałam w ciąży, wywaliłam od razu jak się Polka urodziła i poszłam na instynkt. Jak na razie dobrze nam idzie. Smoka nie ma od 8-9 miesiąca życia, pieluch nie ma od wrzesnia/listopada na dobre, pije ze szklanki od niepamiętamkiedy, w miarę się posługuje łyżką czy widelcem, choć do perfekcji jej sporo brakuje. Przy suszarce zasypiać nie musiała, ale nadal śpi co najmniej pół nocy z nami w łóżku (trzeba było kupić dwumetrowe, a nie 1,40). I tyle :) Poradniki to sobie można wsadzić... gdzieś głęboko na półkę, bo każde dziecko jest inne, a żadne książkowe :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedna i jedyna metoda to ta, o ktorej piszesz - wsluchac sie w Dziecko, Jego potrzeby, to jakie jest. Wszelkie porady trzeba modyfikowac. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Od początku ciąży przyjmowałam sobie że będę się kierować intuicją. Za każdym razem gdy ją łamałam i wsłuchiwałam się w cudowne rady otoczenia lub superekstrazajebistych poradników żałowałam bo frustrował mnie brak efektów. Także dalej twierdzę że matczyna intuicja, obserwacja dziecka i metoda prób i błędów połączone w jedno to jak dla mnie najlepszy sposób na niezwariowanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Haha, dokładnie, nie ma cudownych recept i do wszystkiego trzeba samemu dochodzić, obserwując dziecko, żyjąc z nim, wypracowując sobie własne metody.
    Świetny tekst!

    OdpowiedzUsuń
  5. Święta prawda :) Każde dziecko jest inne i na każde działa cos innego. Czasem działa dłużej czasem krócej i trza szukać innych metod, no co zrobić. Nikt nie mówił, że wychowanie jest łatwe i musimy przeć naprzód mimo coraz większych trudności :) Nigdy nie czytałam żadnych poradników. Od smoczka odstawiłam córkę brutalnie. Od cycka nie było problemu bo miałam za mało pokarmu o odstawiłam córke w wieku trzech miesięcy kiedy jeszcze nie kumała w czym rzecz. Pieluchy.....cierpliwie czekałam, bez przymuszania aż nadszedł dzień, w którym młoda sama podjęła decyzję i po tygodniu nakładka na sedes była najlepszym przyjacielem(nocnika od początku nie lubiła)

    OdpowiedzUsuń
  6. Amen. Każde dziecko ma swój czas, a najlepszym ekspertem jesteśmy my sami co nie znaczy, że ekspertem nieomylnym :) Nienawidzę stwierdzenia, że: w tym wieku dziecko powinno.....

    OdpowiedzUsuń
  7. Każde dziecko jest inne i to właśnie jego rodzice czy dziadkowie (a dokładnie Ci, którzy spędzają z Nim najwięcej czasu) powinni wiedzieć co dla jego dziecka jest najlepsze, a nie eksperymentować milion rzeczy, które gdzieś przeczytali, owszem trzeba czasami gdzieś zasięgnąć jakiejś rady, ale nie musimy się jej trzymać w 100%. To my jesteśmy rodzicami i to my powinniśmy umieć odczytać je poprzez wysłuchiwanie dziecka, a nie zbywanie go i "zostawianie tego innym"

    pozdrawiam
    potworkowakraina.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. A wniosek tego taki, że przy wychowywaniu i uczeniu potrzebny jest dystans. Nie porónywać do innych i dać dziecku czas :) (Ze swojej strony polecam konsekwencję jeśli sie już na coś zdecydujemy, bo czasami - nie zawsze, czasami - nawet nie zauważama, że to tego zabrakło w do osiągnięcia sukcesu.) I już miałam tutaj pisać jak to dziewczyny nauczyły się jeść sztućcami, itd. ale czy to ważne ? Niech instynkt macierzyński nas prowadzi, a wszystko będzie jak należy bez względu na to, czy wcześniej czy później ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. przepraszam za wyrażenie ale poradniki to gówno wpędzające młode matki w depresję. zdania nie zmienię. pozdrawiam Gosiu i gratuluję dobrego i mądrego tekstu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Popieram w 100% i dorzucam bezsenność, bo jak przeczytałam, że powinnam małemu dawać przynajmniej raz w tygodniu brokuła, to całą noc nie spałam przez wyrzuty sumienia, że tego nie zrobiłam. Serio.

      Usuń
    2. A mi na przykład Język niemowląt bardzo pomógł. Uzmysłowił kilka podstawowych spraw. Na wiele otworzył oczy. Ostatnio przeczytałam książę o śnie niemowląt i chociaż proponuje metodę, której nie popieram to dowiedziałam się znów ciekawych rzeczy. Ważne, żeby czytać i nie przyjmować rad bez przemyślenia. Trzeba je filtrować, ale czasem naprawdę mądre rzeczy tam piszą.

      Usuń
  10. Podpisuje się pod tymi słowami całą sobą :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Każde dziecko jest inne i nigdy nie wiadomo jaki sposób czy metoda na nie podziała. Niestety najlepiej sprawdza się metoda prób i błędów. ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Te wszystkie mądre czasopisma można potłuc o kant ch***. Ja zawsze,działam zgodnie ze swoim sumieniem i sercem, jak na razie to mój sprawdzony i niezastąpiony poradnik :-)

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak to właśnie wygląda w praktyce. Ale są takie książki, nie do końca poradniki, które warto przeczytać. One nie tyle mówi o tym, jak postępować z dzieckiem, co trochę "wietrzą" rodzicom w głowach, zwracając uwagę na ich postępowanie. Dla mnie nr 1 jest "W głębi kontinuum" Jean Liedloff. Nie ma tam słowa, jak odzwyczaić dziecko od smoczka czy od pieluchy, bo rzecz dzieje się w "dziki" plemieniu Indian. Genialna książka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie mówię, że nie. Czytam książki, artykuły ale takie w których nie ma cudownych recept na całe zło. Tę którą poleciłaś muszę namierzyć ;)

      Usuń
  14. Ja w ogóle nie korzystam z poradników, bo bym do głowy dostała. Nic tak nie uczy, jak własne doświadczenie, nawet przy małym dziecku:). Błędy popełniam, ale to jest też wrodzone w macierzyństwo.

    OdpowiedzUsuń
  15. Wszystkie dzieci są inne, najgorsze jest to, że to co działa na starszą córkę niekoniecznie musi zadziałać na młodszą i znów trzeba szukać nowego sposobu.

    OdpowiedzUsuń
  16. Napiszę jeden zbiorczy komentarz żeby się nie powtarzać :)
    Nie każde rady i książki są złe. Jednak jak napisała ja i Wy trzeba mieć DYSTANS. Inaczej można zwariować co sama przerobiłam. Jak już wielokrotnie pisałam i mówiłam jedyną świętością są dla mnie tabele rozwojowe dotyczące rozwoju fizycznego dziecka. Błędy, które krzywdy nie robią możemy więc popełniać do woli i cieszyć się z uroków życia ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. A ja czytam książki. Czasem znajdę coś ciekawego w nich, co może mi się przydać w życiu. To chyba takie moje ... pedagogiczne zboczenie :)
    Nie ma idealnej matki, nawet jakby przeczytała wszystkie książki na temat wychowania. Najważniejsze, to wykazać się cierpliwością, zrozumieniem i wsłuchać się w potrzeby dziecka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też czytam ale nie stosuję się ślepo do zaleceń ;)

      Usuń
    2. Też tego nie robię :P ale czuję się pewnie, kiedy jakiś zasób wiedzy w kwestii metod wychowania mam :D

      Usuń
  18. Zawsze trzeba słuchać siebie i dziecka. W końcu nawet lekarz widzi Twoje dziecko 10 minut a Ty - non stop. Działa też instynkt.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Chętnie poznam Wasze zdanie :) Komentarze zawsze mile widziane