Wśród matek krąży dziwny jak dla mnie zwyczaj krytykowania tych, które rodziły przez cc. Poród siłami natury jest lepszy bo....i wymieniamy tu milion pięćset zalet... co ty możesz wiedzieć o bólu, twoje skurcze trwały godzinę...ja rodziłam 20 godzin mogę się wypowiedzieć...
Przeciwniczką cesarskiego cięcia byłam od zawsze...powód- bałam się momentu podawania znieczulenia. Przez całą ciążę nie było żadnych przesłanek do tego aby moja córka pojawiła się na świecie właśnie w ten sposób. Nie chciałam żadnego znieczulenia...chciałam po prostu urodzić i tyle. Bez zbędnych akcji. Rzeczywistość jednak lubi płatać figle...
Trafiłam do szpitala myśląc, że odeszły mi wody...niestety okazało się, że była to infekcja...zostawili mnie jednak na noc...rano ordynator zadecyduje...badanie- padają słowa kończymy ciążę...mało z fotela nie spadłam...ale ok szybka analiza w głowie- będę rodzić:) Lecę po telefon dzwonię do PT, który akurat robi mi zakupy żywieniowe:) do Mamy dodzwonić się już nie mogę- On był szybszy. Przebieram się i idę na porodówkę...dostaję oksytocynę...zaczynają się skurcze...lekarz mówi, że z głową w lewą stronę lepiej mi się będzie oddychało...tak jasne...na pewno będzie lepiej...jak pani nie spróbuje nie będzie pani wiedziała...jednak mówił prawdę- jest lepiej :) badają mnie co chwilę...skurcze są ok...trzeba przebić wody...patrząc na sprzęt umieram w jednej sekundzie ze strachu...zaciskam nogi...jak pani nie rozłoży nóg to nic nie będę mógł zrobić...jasne myślę sobie...i nogi dalej zaciśnięte...chwila targowania...miał facet dar przekonywania:) Nic nie bolało...cieplutko się tylko zrobiło...i tekst lekarza zwaliłby mnie z nóg gdybym stała...zielone wody...fuck wszystkie najgorsze rzeczy w mojej głowie się pojawiają...niedotlenienie...itp. itd...oj wody są przejrzyste...pani leży na zielonym łóżku...to niech mnie pan nie stresuje syczę przez zęby...tonem nie wskazującym na radość.
Skurcze są, mama trzyma mnie za rękę... PT jest chwilę później idzie na korytarz...ustaliliśmy, że nie będzie Go przy porodzie. Gadamy sobie o pierdołach...znów mnie badają...widzę spojrzenie lekarza i położnej...i wiem, że dzieje się coś złego...słyszę dziecku spada tętno nie wiemy czy nie jest okręcone pępowiną...czy zgadza się pani na cc? Jasne, że się zgadzam nie ma innej opcji...podpiszcie wszystkie zgody za mnie ja już na stole powinnam być...wszystko dzieje się momentalnie...przenoszą mnie na łózko i jedziemy...
Wjeżdżamy na blok operacyjny...kurde jak w Leśnej Górze...wesoło u was, zielono:) śmieją się. Podstawowe pytania czy ma pani uczulenie na środki znieczulające...nie wiem...moja pierwsza operacja w życiu mnie czeka...ok ale u dentysty pani bywa...bywam...więc podawali pani i jaka była reakcja...nie wiem ostatniego zęba miałam robionego w podstawówce i bez znieczulenia bo się igieł boję...a ile pani ma lat...26 odpowiadam...no to mamy ciężki przypadek mówi anestezjolog...czy zgadza się pani na znieczulenie??? a mam inne wyjście? Tak- znieczulenie całkowite. Lampka w głowie może coś lepszego:) A co to jest? Narkoza...dziękuję postoję zatem... Znieczulenie podane...chusty przed nosem zawieszone...kończyny pasami przypięte...a i rurka w nos ( najgorsza z tego wszystkiego)...no to do roboty...
Pani pielęgniarka głaszcze mnie po głowie...ja sobie patrzę na sprzęt od pomiaru ciśnienia... bo przez chusty nic nie widać ( kumpela widziała całą akcję w lampie- myślałam, że też mi się uda- ale dostałam dwie chusty i nici z fajnego filmu :P) i słyszę krzyk mojej Młodej...lekarz zdziwiony, że dziecko od razu krzyczy...po wyjęciu z brzucha...mówi, że jeszcze mu się nie zdarzyło- młody był, może jeszcze mało w życiu widział:) Pyta po kim takie krzykate...no jak to po kim po mamusi odpowiadam...nie wierzę mamusia spokojna...spokojna bo leży i stoi nad nią facet ze skalpelem :) Ok widzę L- NAJPIĘKNIEJSZY WIDOK NA ŚWIECIE... odsuwają sprzęt pokazują mi ją jeszcze raz i zabierają...
Młoda jest w dobrych rękach, Babcia i Tatuś są chyba z Nią...nie wiem tego w tym momencie...ok szyją mnie...pierwsze pytanie czemu tak długo...musimy to zrobić dobrze, żeby pani nie miała później problemów...dłuży mi się niemiłosiernie...temat nr 1 jedzenie- rodziłam w Wielki Piątek- czas świąt same smakołyki...ślina mi leci na samą myśl...pytam kiedy i co ja zjem...jutro po południu kleik pani dostanie...ŻE CO??? więc proszę skończyć temat jedzenia bo jak mi kiszka pęknie to przez was... Kolejny punkt czy mi niczego w brzuchu nie zaszyją...ale nie odzywam się- oni mają władzę i wierzę, że dobrze wszystko wykonają. W międzyczasie pytam jeszcze o odessanie tłuszczu...może zrobią to za jednym zamachem :) zgadzają się jedynie na pół brzucha- nie to ja podziękuję za taką usługę:)
Dobra koniec...wesołych świąt i do zobaczenia za parę lat:) Wyjeżdżam z lokalu...czeka na mnie PT i Mama...gdzie jest dziecko? pierwsze pytanie spokojnie jest na górze...Jego spojrzenie w tym momencie mówiło więcej niż milion słów...buziak łzy i jedziemy:) Dostaję jedynkę...fajnie sala tylko dla siebie...kurde jak w hotelu:) Pytanie położnej czy chcę dziecko...druga mówi, żebym sobie odpoczęła...jak mi nie dacie dziecka to sama po nie pójdę...jasne poszłabym...nóg ruszyć nie mogę ale twardo bym szła:) Przynoszą naszą małą Kruszynkę...i niczego więcej mi nie potrzeba do szczęścia...no jedynie tego, żebym mogła się w końcu ruszyć, umyć zęby... iść do kibelka. Niestety na takie luksusy trzeba poczekać...
6 rano dnia następnego przychodzi położna daje zastrzyki...i wstajemy mówi uradowana...ok wstajemy...usiadłam na łóżku z ledwością...i tak mi się w łepetynie zakręciło, że nici ze wstawania...w szpitalu, w którym rodziłam było takie udogodnienie, że po cc dziecko do samodzielnej opieki dostawało się dopiero na 3 noc, więc nie widziałam problemu w tym, że wstać nie mogę... Mija parę godzin przychodzi inna położna...wstajemy komunikuje...ale mi się szwy rozejdą, boli...marudzenie przerażonej baby...wyszła wraca...cewnik mi wyciąga i piorunem lecę do kibla... znaczy się żółwim krokiem :D
Boli a trzeba chodzić...ja wiem, ze u mnie to blokada psychiczna była- panikara jestem...ale jak chcesz kaszlnąć, kichnąć to już nie jest wesoło i nie zależy to od podejścia. Na domiar złego wszyscy odwiedzający cię mają dużo śmiesznych rzeczy do opowiedzenia...weź się zaśmiej. chodzisz zatem jak trącona ale co tam z dnia na dzień będzie lepiej. Brzuch masz nadal jakbyś nie rodziła...masakra...ale zmniejszy się słyszę na pocieszenie. I tak spędzasz w szpitalu 5 cudownych dni:) śpisz na siedząco, żeby w razie czego łatwiej było wstać. Dostaję Młodą na pierwszą noc...tylko zaskrzeczy...ja już w pionie- niemożliwe???możliwe okazuje się to co wcześniej było tragedią... Mleko nie leci a piersi pełne...spokojnie będzie pani karmiła piersią jeżeli pani chce mówi mi położna...ja prawie mam depresję, że moje dziecko musi butlę ciągnąć...ale co tam może będzie dobrze... dzień wypisu...i mleko leci mi po brzuchu strumieniami...no fajnie uda się...wracam do domu a tu guzik dziecię nie może cyca złapać...ściąganie pokarmu, ból...kupujemy nakładki silikonowe i poszło:)
Pierwsza kąpiel w domu...niestety mieliśmy wannę...poszłam ...umyłam się i co wyjść nie mogę...bo tak boli, bo się boję...spędziłam tam wieki... ale wynalazłam sposób na wyjście :D opieprz dostałam, że nie zawołałam...ale co tam żyjemy dalej...kręgosłup bolał mnie niesamowicie- czasem w nocy nie mogłam wstać do L żeby ją nakarmić...jednak wszystko minęło.
Kolejny poród...jedyna opcja jaką widzę to cc...wiem jest to operacja, jest ryzyko bla bla bla...ale przy porodzie naturalnym też jest ryzyko...ile tego typu zabiegów zostało wykonanych za późno...sorry ale wolę być uważana za gorszą matkę, która nie spełniła się w najważniejszym momencie i mieć zdrowe i przede wszystkim żywe dziecko a nie na siłę się sprawdzać a później żałować takiego zachowania...
To, że urodziłaś sn nie upoważnia cię do krytykowania matki po cc ona też wcale nie ma tak łatwo...ty chwilę po porodzie możesz wstać, iść do łazienki i robić mnóstwo innych rzeczy- ona leży i czeka aż zejdzie znieczulenie, dostaje kilka zastrzyków dziennie ( co dla człowieka bojącego się igieł jest nie lada wyzwaniem), tak samo karmiąca piersią nie jest wcale lepsza od mamy butelkowej. To, że podajesz słoiczki i robisz wiele innych rzeczy nie stawia cię na przegranej pozycji...Można wykazać się zupełnie inaczej...wiele kobiet jednak tego nie rozumie i chce się dowartościować twoim kosztem...
BRAWO! Tak jest! zgadzam się! Dobrze, że to napisałaś!!!! Ja też miałam cc i wiele razy spotkałam się z krytyką, usłyszałam wręcz, że mniej kocham swoje dziecko, bo zaraz po porodzie nie miałam go na swojej piersi i przez to nie ma między nami więzi?! Masakra! pozdrawiam i w 100% popieram!!!! uwielbiam cię czytać!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że moje pisanie przypadło komuś do gustu :)
UsuńI tu się zgadzam w 200%. Przeszłam 4 cc i nie czuję się ani gorsza ani inna. Każde cc było inne. Nawet przy 2 próbowałam rodzic naturalnie przez kilkanaście godzin - i więcej się na taki ból nie piszę:)
OdpowiedzUsuńUważam, że to jakim sposobem się dziecko urodzi nie ma znaczenia a tym bardziej wpływu na siłę miłości...nie rozumiem też krytyki kobiet, które mają cesarkę na życzenie...jej tyłek jej sprawa co z nim zrobi...ale cóż z tymi "mądrzejszymi " nie wygramy...
OdpowiedzUsuńJeśli zajdę jeszcze w ciąże, jedyna opcja na poród to cc.
OdpowiedzUsuńJa też ta uważam...jak będzie trzeba to zapłacę...ale podobno pierwsza cesarka jest wskazaniem do kolejnej...mój PT mówi, że chciałby, żebym tak rodziła...i ja też chcę:)
UsuńZgadzam się w 100%. Za pierwszym razem rodziłam naturalnie prawie do końca, a potem emergency cc, za drugim razem poród silami natury i choć sama uważam ten drugi poród za lepszy to był on lepszy dla mnie, tylko i wyłącznie. A karmienie? Żadna z nas dzieci nie głodzi, a bliskość to nie tylko cyc.
OdpowiedzUsuńTy to wiesz...ja to wiem...ale weź tym mądralińskim wytłumacz...kobieta rodzi dziecko zamiast cieszyć się...dostaje na dzień dobry takie słowa...masakra ale nie unikniemy tego niestety
UsuńTo w jakiej grupie jestem ja??... pierwsze CC, drugie SN. Pierwsze 24h, drugie 9h od pierwszych oznak, ze to już. Pierwsze cyc 3 miesiące, drugie 5 miesięcy na silę bo mleka już brakło. Wyrodna matka bo smoczka nie dała...
OdpowiedzUsuńA tak dla ciekawostki co do różnicy reali Porodu Twojej córci ;) Po cesarce (znieczulenie ogólne bo tętno spadało) obudzili mnie po 2h żeby dziecko nakarmić, jeszcze nieprzytomna próbuje...nie idzie... pielęgniarka mówi, ze następnym razem się uda... drzemka jakieś 4h, budzę się a tu dziecko w "akwarium" obok.... i bądź tu człowieku mądry jak tam się dostać bo swe dziecko chcesz ale boisz się, ze Ci bebech wyjdą na wierzch :D... udało się. Śniadanko, karmienie, obchód i... wstajemy!? "tak, tak a kto sie dzieckiem zajmie jak pani będzie leżała? będzie pani dużo chodzić to zrostów nie będzie" i jak pielęgniarka powiedziała, tak zrobiła... na 3 dzień wypisali to wzięła wózek i na spacer po parku bo piękna pogoda była (jak to w lipcu). :D Nie wiem czy to głupota, niewiedza, ale żyję, chodzę, problemów nie mam i drugie dziecko udało się "wypchnąć" naturalnie bez żadnych konsekwencji... jaki kraj taki obyczaj... każdy inaczej przechodzi grypę a co dopiero ciążę i poród... ile kobiet tyle wrażeń ;) Pozdrawiam
Rodziłam siłami natury... 16,5 godziny..... Ale CC bym nie chciała, chyba, że taka byłaby konieczność. Ale i nie potępiam. Są sytuacje kiedy innej opcji nie ma. A dlaczego bym nie chciała cc? Bo boję się bólu;D tego jak bym wstała (po wyrostu miałam problem a w porównaniu z ciachnięciem do cc to pikuś), że to, że tamto. każda "opcja" porodu ma jakieś za i przeciw. I każda mama ma prawo wyboru. Chcesz rodzić SN? ok, Nie chcesz? też dobrze. Ważne, żeby pociecha przyszła na świat cała i zdrowa.
OdpowiedzUsuńGdy byłam w ciąży w pewnym momencie pojawiło się u mnie ryzyko cesarki. Cieszyłam się z tego ogromnie bo bardzo się ewentualnej operacji bałam. Nie to, że musiałam się pokazać, być lepsza od tych co rodzą przez CC.
OdpowiedzUsuńPorodu nie miałam łatwego, bo skrajny wcześniak w 28 tc do takiego nie należy. Nie mogłam wstawać, wykonywać ćwiczeń, leżałam na płasko gdy przeszywały mnei skurcze. Rodziłam SN, ale nie czuje się lepsza od innych. Myśl o drugim dziecku krąży mi po głowie i nie wypbrażam sobie rodzić inaczej niż SN, ale los weryfukuje nasze plany.
Przyznam, że tak do końca nie rozumiem kobiet świadomnie decydujących się na CC, ale też ich nie krytykuje, bo nie czuję się do tego upoważniona i żadna ze mnie specjalistka w temacie.
Zgdazam się z prawie wszystkim co napisałaś powyżej, Prawie, bo niestety nie zawsze jest tak, że matka po sn od razu jest gotowa do sprintu. Dupsko i kość ogonowa bolą okrutnie. Chodzisz jak kaczka, siedzisz bokem. Gazy odchodzą jakbyś się fasoli nażarła, a i z powodu upływu krwi glebę można łatwo zaliczyć!!
Wszystko ma swoje plusy i minusy...także ''Live and Let live''
pozdrawiam
Najgorsze jest w tym wszystkim to, że cesarkowe matki nie atakują rodzących sn. Według mnie to w ogóle takie wojny nie powinny mieć miejsca. Najważniejsze, że dzieci zdrowe są ;)
UsuńDla mnie w ogóle to jest dziwna i śmieszna sprawa - co której do tego, jak druga rodzi? Niech sobie każda rodzi jak chce, albo jak jest bardziej odpowiednio w danym przypadku.
OdpowiedzUsuńJa kiedyś też byłam zwolenniczką porodu naturalnego, a teraz mega cieszę się, że miałam cesarkę i jakbym miała mieć następne dziecko, to nie widzę innej opcji porodu, jak też cesarka.
Wiadomo, że wiele kobiet w ciąży ma duży stres, szczególnie jeśli to pierwsze dziecko, a takie idiotyczne akcje i nagonki jeszcze to potęgują.
Tak samo zresztą jest z karmieniem piersią, ja nie chciałam, a położne w szpitalu niemal mnie zmusiły, co się zakończyło moim powrotem do szpitala z ostrym zapaleniem cycków.
Bardzo mądrą rzecz mi powiedziała jeden ginekolog kiedyś - zmusza się kobiety do naturalnych porodów i karmienia piersią, a nasze organizmy nie są już tak naturalne jak u naszych babć, prababć, itd. Jemy przetworzoną żywność, oddychamy zanieczyszczonym powietrzem. Wszystko dookoła jest nienaturalne, ale rodzić mamy niby naturalnie... A nie zawsze organizm daje radę...
Słowa Twojego ginekologa powinny wisieć na każdej porodówce!
Usuń