Przejdź do głównej zawartości

Jedziemy oglądać bajeczki...

i badać oczy do pani okulistki...mówi L. Pięknie to wygląda w teorii. 

Pierwsza wizyta- pani pokazuje L obrazki...milczy jak zaklęta, ok idziemy do aparatu może tam zbadamy. Młoda ani myśli podejść, krzyk...ok na następną wizytę trochę ją przygotujcie, kupcie kalejdoskop, lornetkę itp. Następnego dnia lecimy do sklepu i kupujemy lornetkę...mało wypasioną za 3 zł:) Okazuje się hitem sezonu. L chodzi patrzy przez lornetkę, mówimy jej z PT, że u pani okulistki też będzie lornetka i będą tam bajeczki ...i tak mija 1,5 miesiąca dzień wizyty...

L od rana opowiada co będzie robić u okulisty. Dojeżdżamy na miejsce mamy jeszcze trochę czasu do wizyty. L zwiedza szpital, opowiada ludziom na korytarzu co będzie robiła w gabinecie. Bawi się z dziećmi...jest wesoło:) Wchodzimy do gabinetu...dzień dobry mówi L...Lenka siada na krzesło, pani okulistka siedzi na krześle też:) ok wszystko się zgadza...Lenka będzie oglądała bajeczki...zapraszam zatem mówi pani...idziemy...jedno oko zbadane...krzyk odpychanie sprzętu, matki i ojca. Nie da rady, idziemy na drugi sprzęt tu podobnie, nie pomagają lody, książeczki itp...( wiem wiem przekupstwo...ale czasem pomaga)...musimy iść do drugiego pokoju...tam dziecko będzie inaczej zbadane...pani mówi jak to będzie wyglądało (wiem bo koleżanka mnie uprzedziła), że owiniemy dziecko prześcieradłem i trzymamy...pani doktor zbada...ok idziemy...

PT trzyma L, pani pielęgniarka głowę...ale na L nie ma mocnych i matka musi trzymać jeszcze nogi... i niby nastawiona na to wszystko byłam... łzy i tak mi poleciały...niby wiedziałam, że dziecku nic się złego nie dzieje, że trzeba zbadać...ale jej płacz i krzyk ...masakra. Okazało się, że póki co okulary jeszcze nie są potrzebne, następna wizyta za pół roku ( o ile będą terminy:P). Tak więc jak mi jedna znajoma powiedziała to, że dziecko jest przygotowane do wizyty nie znaczy, że wszystko pójdzie według planu...teoria i praktyka przeważnie na dwóch biegunach się znajdują...

Komentarze