Złe było spanie do ósmej ( czasem do dziewiątej).
Złe było gotowanie obiadów, sprzątanie, spacery, zakupy, zabawy z bardzo grzecznym dzieckiem ;)
Źle babie było i poszła do pracy.
Przyszedł wrzesień, początek roku przedszkolnego i koniec laby. Młoda zasiliła szeregi przedszkolaków, matka nie miała już żadnych wymówek i ruszyła do pracy.
Najpierw o mnie a później o reszcie, uwierzcie, że jest o czym opowiadać.
Jak wiecie, albo i nie. Matka przez pięć lat była osobą bezrobotną, usilnie poszukującą pracy. Zawsze jednak trafiała na przeszkody. Albo małe dziecko, albo inne wytłumaczenia słyszałam z ust potencjalnych pracodawców. Szło się załamać, ale dzielnie czekałam na dzień, w którym moje życie zawodowe na nowo odżyje.
Cierpliwość nie jest moją mocną stroną, ale tym razem postarałam się, przetrwałam. Nastąpił przełom i zamiast spać do ósmej, wstaję o 5: 45. Nie powiem, bywa ciężko, ale kogut pieje tak okropnie, że nie ma opcji, nie ustawiam drzemki, żeby nie męczyć się ponownie słysząc te "cudowne" dźwięki.
Praca była moim marzeniem od dłuższego czasu. Potrzebowałam wyjścia z roli gospodyni domowej, potrzebowałam kontaktu z ludźmi, rozwoju. Zrobienia czegoś dla siebie. To wszystko przede mną. Cieszę się jak dziecko. W końcu czuję, że żyję.
Powrót do domu i wszystkie obowiązki jakie na mnie czekają stały się przyjemnością a nie utrapieniem. Serio zmywanie garów, sprzątanie i inne czynności wykonywane codziennie tak mi zbrzydły, że wstawanie z łóżka było tragedią. Otwierałam oczy i od razu w myślach biadoliłam ile to ja mam do zrobienia. Czasu na wszystko mi nie wystarczało.
Teraz po 6 godzinach spędzonych poza domem, wszystko ogarniam w oka mgnieniu. Nie sama oczywiście. Mąż bardzo pomaga. To on gotuje teraz obiady, zostawia po sobie względny porządek. Taka miła odmiana:)
Jak to wszystko ogarnia Młoda?
O pójściu do przedszkola wspominała przez całe wakacje. Zameldowała się na placu boju trochę później z powodu choroby.
Bez problemów wstaje rano, ubiera się w przygotowane wieczorem ubrania i czeka na matkę.
Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie chciała ustawiać wszystkich według swojego widzi mi się:)
Powoli jednak dostosowuje się do nowej rzeczywistości. Kombinuje, opowiada różne niestworzone historie- np. dziś naopowiadała paniom, że chodzimy do logopedy i ćwiczymy wymowę. Jak znam swoje dziecko, brzmiało to na tyle przekonująco, że wszyscy uwierzyli.
Co prawda, mamy książki do tychże ćwiczeń i bawimy się w domu, może nadała matce kompetencje logopedy, kto wie ;)
Czego się bałam?
Tego, że moja jedynaczka będzie miała problem ze złapaniem kontaktu z rówieśnikami. Rozmawiając jednak z rodzicami innych maluchów z jej grupy jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak Młoda się zachowuje. Jest opiekuńcza, otwarta. Jednym słowem, nie taki diabeł straszny. Poradziła sobie świetnie i mam nadzieję, że będzie coraz lepiej.
Popołudnia w naszym domu nieco się zmieniły. Dziecko nie drzemie już w dzień, matka szybko ogarnia to co musi. Później bawimy się, czytamy, gramy, oglądamy bajki. W sumie nic nowego, wszystko to robiłyśmy wcześniej. Teraz jednak jest to intensywniejsze, bardziej przyjemne.
Rozłąka wszystkim wychodzi na dobre. Bez bicia przyznaję, że miałam obawy, jak to będzie. Niepotrzebnie zaprzątałam swoją głowę takimi drobiazgami.
Póki co nie ogarniam jeszcze wszystkiego na tyle, żeby regularnie spędzać czas w sieci. Bywają dni, że padam o 20 i śpię do rana. Mam nadzieję, że niebawem wszystko się unormuje i częściej będę do Was zaglądać. Liczę również na to, że o mnie nie zapomnicie i nasz kontakt się nie urwie. Antyterrorystka będzie, dopóki Wy będziecie ze mną.
Podsumowując- zmiany jakie zaszły w mojej rzeczywistości, pozytywnie nastawiają mnie do życia. Jest pięknie, a może być już tylko lepiej!
Za parę dni zmieni się mój kod, ale już mnie to nie martwi, życie podobno zaczyna się po 30-tce!
Komentarze
Prześlij komentarz
Chętnie poznam Wasze zdanie :) Komentarze zawsze mile widziane