Obiecałam więc zdaję relację z naszego najpiękniejszego oprócz narodzin L dnia.
Od poniedziałku zaczęło się na całego. Warczeliśmy na siebie z PT za byle pierdołę. Budżet trochę się podreperował bo jeść nie mogliśmy :D Odliczaliśmy tylko dni nerwówki.
Sobota dzień ślubu- wtedy to już były ekstremalne emocje :) Wszystko szybko, dodatkowy stres- jak to wszystko ogarnie Młoda.
Poszłam do fryzjera. Fryzura gotowa kumpela mówi żebym w domu jeszcze lakierem popryskała. Ok. Wchodzę do domu lakieru brak. Kasa w kieszeń i lecę do sklepu. Ostatnie przygotowania i lecimy. Proszę jeszcze PT o zrobienie mi fotki :) Robi sztuk kilka rozmazane niestety- ale można wybaczyć- nerwy, drżące ręce:)
Wsiadamy do auta i jedziemy. Docieramy na miejsce- musimy poczekać bo poprzedni ślub jeszcze trwa- powariowali ludzie- jeden przed nami kolejny po nas :D
Wchodzimy zajmujemy miejsca. Pani zaczyna mówić. Łzy mi się pojawiają, chusteczek brak ale dajemy radę. Młoda zauważyła zasłony na ścianie- L idzie sobie za firankę- tak trochę na rozluźnienie atmosfery:) Pobiegała trochę z Babcią , zjadła misia lubisia i zażyczyła sobie szampana- wszyscy mają Ona też chce:) Udało się jednak odwieść Ją od tego pomysłu. Wracając jednak do ceremonii. Jak już łzy zniknęły nie byłabym sobą gdybym nie zaczęła się śmiać. Sorry ale było to silniejsze ode mnie. Moja przyjaciółka widziała to w następujący sposób Reakcja Panny Młodej (klik). Przybyły moje Wariatki- siedzą w rzędzie za nami i mówią, że w razie co auto mają zaparkowane z tyłu i jakby co to szpilki z nóg i lecimy :D
Ogólnie stres co najmniej taki jak przy porodzie ale do przeżycia. [edit] zapomniałam dodać, że temperatura na zewnątrz była jak w lodówce jedyne 5 stopni. Dla porównania następnego dnia było 19 :P Ale źle nie było emocje nas grzały :D
Imprezkę mieliśmy w domu- na szczęście. L zmęczona, przekroczyła próg mieszkania kazała zdjąć sukienkę i przebrać ją w Jej ubranko:) Pojadła i poszła bawić się w swoim pokoju. Zmieniali się tylko towarzysze na placu boju. Matka z Ojcem mogli w końcu trochę odsapnąć :D
Kilka fotek z tego pięknego dnia :)
Ostatni podpis starym nazwiskiem
Tort- pyszny i piękny- prezent od Brata i Bratowej- Świadkowej :*
Matka :)
Założyliśmy sobie obrączki i nikt nic nie mówi. Pytam więc czy teraz będziemy się całować :)
Od poniedziałku zaczęło się na całego. Warczeliśmy na siebie z PT za byle pierdołę. Budżet trochę się podreperował bo jeść nie mogliśmy :D Odliczaliśmy tylko dni nerwówki.
Sobota dzień ślubu- wtedy to już były ekstremalne emocje :) Wszystko szybko, dodatkowy stres- jak to wszystko ogarnie Młoda.
Poszłam do fryzjera. Fryzura gotowa kumpela mówi żebym w domu jeszcze lakierem popryskała. Ok. Wchodzę do domu lakieru brak. Kasa w kieszeń i lecę do sklepu. Ostatnie przygotowania i lecimy. Proszę jeszcze PT o zrobienie mi fotki :) Robi sztuk kilka rozmazane niestety- ale można wybaczyć- nerwy, drżące ręce:)
Wsiadamy do auta i jedziemy. Docieramy na miejsce- musimy poczekać bo poprzedni ślub jeszcze trwa- powariowali ludzie- jeden przed nami kolejny po nas :D
Wchodzimy zajmujemy miejsca. Pani zaczyna mówić. Łzy mi się pojawiają, chusteczek brak ale dajemy radę. Młoda zauważyła zasłony na ścianie- L idzie sobie za firankę- tak trochę na rozluźnienie atmosfery:) Pobiegała trochę z Babcią , zjadła misia lubisia i zażyczyła sobie szampana- wszyscy mają Ona też chce:) Udało się jednak odwieść Ją od tego pomysłu. Wracając jednak do ceremonii. Jak już łzy zniknęły nie byłabym sobą gdybym nie zaczęła się śmiać. Sorry ale było to silniejsze ode mnie. Moja przyjaciółka widziała to w następujący sposób Reakcja Panny Młodej (klik). Przybyły moje Wariatki- siedzą w rzędzie za nami i mówią, że w razie co auto mają zaparkowane z tyłu i jakby co to szpilki z nóg i lecimy :D
Ogólnie stres co najmniej taki jak przy porodzie ale do przeżycia. [edit] zapomniałam dodać, że temperatura na zewnątrz była jak w lodówce jedyne 5 stopni. Dla porównania następnego dnia było 19 :P Ale źle nie było emocje nas grzały :D
Imprezkę mieliśmy w domu- na szczęście. L zmęczona, przekroczyła próg mieszkania kazała zdjąć sukienkę i przebrać ją w Jej ubranko:) Pojadła i poszła bawić się w swoim pokoju. Zmieniali się tylko towarzysze na placu boju. Matka z Ojcem mogli w końcu trochę odsapnąć :D
Kilka fotek z tego pięknego dnia :)
Ostatni podpis starym nazwiskiem
Gps-y założone
Tort- pyszny i piękny- prezent od Brata i Bratowej- Świadkowej :*
Matka :)
Założyliśmy sobie obrączki i nikt nic nie mówi. Pytam więc czy teraz będziemy się całować :)
oooo pięknie wyglądałaś!!! cudowne zdjęcia i ten pocałunek końcowy mmmm cudnie :D gratuluję jeszcze raz Pani żono :)
OdpowiedzUsuńGratulacje na nowej drodze życia! Od razu przypomniał mi się mój cywilny. We Włoszech to nawet młodzi obrączek sobie nie zakładają, tylko urzędniczka przeczytała co miała przeczytać i koniec. Uroczystość trwała mniej więcej dwie minuty, a ja durna niepotrzebnie się stresowałam.
OdpowiedzUsuńFajny torcik, na pewno był pyszny! Bardzo ładnie wyglądałaś:). Jeszcze raz wszystkiego dobrego życzę!
Dzięki:) U nas cała ceremonia trwała 15 minut. Tort pyszny:) Mamy taką zaprzyjaźnioną Panią, która robi je nam na wszystkie okazje :D
UsuńGratulacje!
OdpowiedzUsuńPrzydałoby się więcej zdjęć ;)
Dziękuję :) Niestety nie mam zgody na publikację wizerunku :)
UsuńHah, ale jestem Gapa :P Kompletnie zapomniałam o tym wpisie. Mózg mi się już w żelek haribo zamienia :p
Usuńgratulacje :) Samych cudowności na nowej drodze życia :)
OdpowiedzUsuńSzczęścia na nowej drodze życia :)
OdpowiedzUsuńNajlepszego na nowej drodze życia! :)
OdpowiedzUsuńjeszcze raz wszystkiego co najlepsze!
OdpowiedzUsuńGosia, wyglądałaś ślicznie, taka Panna Młoda z klasą :)
OdpowiedzUsuńA tort?
Nie pytaj jak daleko mi ślinka pociekła ;)