Na początku czerwca chrześniak PT miał komunię...pojawił się dylemat czy idziemy sami czy zabieramy L.
Opcja była taka, że moja mama weźmie sobie wolne i z nią zostanie, albo odwieziemy ją jak już będzie miała dość.
Mama jednak musiała iść do pracy i zrezygnowaliśmy jedynie z mojej i L wizyty w Kościele. Dziecko moje nie usiedzi dłużej niż 2 minuty w miejscu. Dochodzi jeszcze to, że nie byłaby na pewno cicho. Ksiądz w tym Kościele nie toleruje biegających i krzyczących dzieci, a Młoda miała by pole do popisu przy tak dużej ilości ludzi.
Tak więc wybraliśmy się na imprezę. Obstawiałam 2 godziny i jedziemy do domu. Na początek dziecko moje zasiadając przy stole nie zwracając uwagi na to, że nie ma jeszcze nic do jedzenia...oprócz makaronu na talerzach zabrało się do pałaszowania właśnie makaronu i marchewki- mimo, że przed wyjściem jadła 2 śniadanie. Długo nie posiedziała...wiadomo co może być ciekawego w siedzeniu przy stole jak jest tyle nowych miejsc do zbadania i tylu nowych ludzi do poznania. Pojawiła się również muzyka- raj dla Młodej...pośpiewała, potańczyła- zabawiała gości. Była najmłodszą uczestniczką imprezy. Oprócz niej była jeszcze 5 letnia dziewczynka- ale dziecko w tym wieku już potrafi się sobą zająć. Więc mama i tata mieli trochę rozrywki biegając za córką- przynajmniej za dużo się nie je w takich sytuacjach...a to co zjesz zaraz spalisz w pogoni za dzieciną:)
Wszystko ładnie pięknie L ma towarzystwo, ale ciągle trzeba jej pilnować...bo chciałaby do kuchni iść, wychodząc z sali do pokonania są schody...a tam lepiej żeby sama nie latała...
Zmienialiśmy się z PT co jakiś czas...przyszedł moment kryzysu. L chce do domu i koniec. Tatuś jednak ją trochę przekupił filmikami i zdjęciami w telefonie...udało się możemy jeszcze trochę zostać. Ogólnie spędziliśmy na imprezie ponad 6 godzin...co mnie bardzo zaskoczyło.
W pewnym momencie usłyszałam komentarz, że przyszłam z dzieckiem to sobie nie użyję...ale czego mam sobie użyć? No pojeść bo ciągle za nią tylko biegam...oczy zrobiłam duże...ale czy na imprezie chodzi tylko o to żeby jeść??? No ale ok każdy ma inne podejście do tych spraw...nie powiem na początku trochę mnie irytowało to, że moje dziecko nie może usiedzieć w miejscu...ale skoro już się zdecydowaliśmy ją zabrać zróbmy tak żeby też się dobrze czuła...
Dziecko ma prawo do spędzania czasu tak jak chce a nie jak my chcemy...dla niego nie jest rozrywką siedzenie przy stole...wpychanie w siebie kolejnej porcji jedzenia...zabierając potomka na imprezę musimy się z tym liczyć. Jeśli nam to nie odpowiada...zostawmy dziecko w domu i po problemie. Na siłę nie zrobimy z niego dorosłego, który będzie tylko grzecznie siedział i nic poza tym nie zrobi. Dzieciństwo jest czasem swobody i zabawy ...oczywiście pewnych zasad należy uczyć od początku...ale nie wymagajmy zbyt wiele od ciekawego świata 2- latka-a przede wszystkim tego, że idąc z nami gdziekolwiek będzie siedział cicho jak mysz pod miotłą i nie będzie potrzebował naszej asysty przy swoich zabawach. Inaczej wygląda to w momencie kiedy jest więcej dzieci w podobnym wieku...u nas niestety takiej ekipy nie było.
Dokładnie 2latek przy stole nierealne :)
OdpowiedzUsuńale i tak lubie zabierać Lu ze sobą na imprezy ;)
zawsze coś sie może wydarzyć
To była nasza pierwsza większa impreza z Młodą...teraz bedzie już tylko lepiej :)
UsuńMy wszędzie chodzimy z dzieckiem. Wesela, grille, urodziny, chrzciny :-) a że Mała potrzebuje co najmniej godziny aż się zaklimatyzuje to zdążymy się najeść, potem sama zabawia gości, którzy wiedzą, że z nią będziemy i w pełni ja akceptują. A na gadki typu nie użyjesz/użresz się że dziecko to nie problem gorzej z ludźmi którym to dziecko przeszkadza :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że za dużo się nie użre...bo gdyby poszło w cycki byłoby ok...ale wiadomo gdzie to wszystko idzie :D a przynajmniej Młoda sobie użyje i nie ma później problemów z zaśnięciem :D
UsuńMoże to mało popularne ale ja wychodzę z założenia, że jak gdzieś idziemy, to razem. Tego można się nauczyć ;)
OdpowiedzUsuńTeraz już też wychodzę z tego założenia...najgorszy jest pierwszy raz:) później już z górki
Usuńnasza Gwiazda poszła z nami na wesele jak miała 6 m-cy, do tego oboje byliśmy świadkami. Powiem szczerze że bawiła się chyba najlepiej ze wszystkich gości, padła o stałej porze kładzenia ją spać czyli o 19 tatusiowi na rękach i pojechałam z nią do pokoju, a tata bawił się do rana z młodymi. Ja za to zabawiałam gości wieczorem dnia następnego na poprawinach a tatuś odpoczywał z córą. Czy się da? Pewnie że tak wystarczy odrobina dobrej woli.
OdpowiedzUsuńWesela u nas były...jak Młoda miała 3 miesiące...i dość daleko od domu...darowaliśmy sobie...jak na razie czekamy na następne...a wtedy jak najbardziej z L...niech sobie potańcuje :)
UsuńMy byliśmy na weselu z roczną Martynką i nie narzekałam, przynajmniej nie musiałam się wykręcać od tańców z wujkami bo byłam zajęta dzieckiem ;))
OdpowiedzUsuńHehe to w sumie tez plus jest:) nie trzeba biegać co chwilę "do toalety" lub szukać innych wymówek :D
Usuń"nie użyjesz"- mam wrażenie, ze chodzi tu o alko raczej niż jedzenie. Ja wychodzę z założenia, że chrzciny, komunie, dziecka urodziny jak najbardziej z dziećmi przecież to święta rodzinne. Nie mam/miałam problemów z chłopakami w kościele, tak wiec od początku świętowaliśmy do czasu kiedy przyszła pora powiedzieć do widzenia. Przecież nie trzeba być ostatnim gościem wychodzącym, ktoś musi zacząć :D Jeśli chodzi o wesela, to z dwójka raczej się nie da: msza, powitanie, obiad, pierwszy taniec i kilka następnych max 21 i do domu tym bardziej, ze moi nauczeni spać o 20 i sami by się męczyli choć oczywiście by chcieli zostać... ale sen to zdrowie i podstawa dla tak małych dzieci. W domku babcia a my z powrotem do młodych, do tańców, do gości :)
OdpowiedzUsuń