Czytam sobie różne rzeczy w internecie...trafiłam na pytanie Alicji ( Mamala) na temat metody Domana...i posypały się komentarze...
" Ciocie mądra rada" wszechwiedzące od razu napisały o tym, że nauka odbiera dzieciństwo, że jeszcze będzie czas na to i tamto...ręce mi opadają jak czytam takie i podobne komentarze...
Na temat metody Domana nie będę się rozpisywać ale uważam, że jeżeli ktoś chce spróbować, dziecko będzie zainteresowane to czemu nie wprowadzić tego jako dodatkowej zabawy w ciągu dnia.
Jak wiadomo małe dzieci uczą się wszystkiego w zaskakująco szybkim tempie. Nikt przecież nie każe sadzać dziecka przy stole rozkładać książek, zeszytów i zaczynać zabawy w szkołę. Najgłośniej krzyczą jak zwykle osoby, które nie miały do czynienia z jakimś zjawiskiem. A dlaczego nie miały...najczęściej dlatego, że im się nie chce. Nauka czytania- przez zabawę nie odbiega za bardzo od innych form spędzania czasu z dzieckiem...no chyba, że tego czasu się z nim nie spędza aktywnie- w zamian włączysz tv ( nie powiem czasem też to robię ale poza tym w planie dnia jest też czas na inne aktywności), zrobisz inne rzeczy żeby dziecko zajęło się sobą. Dziecko zna obsługę smartfona, laptopa, tabletów i innych gadżetów...i to nie zabiera mu dzieciństwa...przecież tam też są literki, cyferki, które dziecko widzi.
Jako rodzic masz prawo do tego, żeby mieć dla siebie choćby 15 minut wolnego czasu nie popadajmy w skrajności. Cały dzień spędzony wyłącznie na czytaniu, pisaniu, rysowaniu itp. nie byłby dobrym rozwiązaniem dla żadnej ze stron. Ja bynajmniej sobie takiej sytuacji nie wyobrażam, ale wiem, że i takie przypadki się zdarzają.
Jeżeli nauka przez zabawę odbiera dzieciństwo nie róbmy nic...przyjdzie czas dziecko samo do wszystkiego dojdzie. Nie uczmy jeść sztućcami, pić ze szklanki- pójdzie do przedszkola tam się nauczy. Po co oduczać sikania w pieluchę? W wieku 7 lat pójdzie do szkoły z pampersem ( nie piszę tu o przypadkach dzieci chorych, które tego pampersa mieć muszą) i wtedy będzie problem. Po co ma się samo myć, ubierać? W przedszkolu się nauczy...Jak już pisałam nikt nie zmusza dziecka do nauki...to ma być zabawa- forma akceptowana przez dziecko...ile czasu tak spędzi zadecyduje samo. Rodzic jest tylko inicjatorem. Jeżeli maluch akceptuje to co masz mu do zaoferowania to dlaczego nie spróbować?
Owszem w szkole dziecko będzie uczyło się przez wiele lat...nie będzie to już jednak zabawa...będzie to wkuwanie informacji po to, żeby nie dostać 1...to czego nauczy się bez przymusu...bawiąc się przy tym świetnie będzie na pewno lepiej zapamiętane:)
Jako dzieci bawiliśmy się zabawkami, nikt nas niczego nie uczył dopiero w szkole czy w przedszkolu się o tym dowiedziałam/em. A dlaczego nie uczył? Może rodzice mieli 7 dzieci i po prostu nie byli w stanie stosować takich metod? Może im się nie chciało...nie ma sensu wracać do tego co było. Świat poszedł do przodu i nie powinniśmy się cofać...tylko iść do przodu.
Moja córka jak wiecie uczy się cyferek, literek, angielskiego...czytamy również książeczki dla dzieci:) tych mamy ponad 40 (twardostronicowych)...i ciągle przybywa:). Książeczki czytałam jej od samego początku- o zaletach pisać nie muszę...najważniejszą jest jednak to, że dziecko, któremu się czyta ma bardzo duży zasób słownictwa. Młoda dosłownie po kilku razach powtarza za mną, albo wyprzedza kolejne wersy:) Ćwiczy także pamięć...i nie jest to tak, że ją sadzam i każę jej słuchać...sama przynosi albo woła i czytamy:)
Literki i cyferki- na to sama bym nie wpadła... Matka Prezesa- przedstawiać jej specjalnie nie muszę:) napisała kiedyś post o przygodzie z literkami i cyferkami...był to strzał w dziesiątkę - kupiłam magnetyczne przyczepiłam na lodówce ( podczas gdy robię obiad nie mam wywalanych garów z szafek tylko układane literki- jednak nie zawsze tak jest). Najpierw L ściągała je, rozrzucała, przyczepiała. Później zaczęły ja bardziej interesować...zna już większość- widząc je w sklepie, tv, gazecie potrafi powiedzieć jaka to cyferka, literka.
Idziemy sobie ostatnio po mieście i L krzyczy: mamooo tam jest L jak Lenka, K jak Kubuś, A jak Aligator itp...ludzie trochę dziwnie na nas patrzą ale co tam...chce uczę ją i nadal będę to robić oczywiście zgodnie z jej umiejętnościami i chęciami.
Decyzja o tym jak spędzasz czas z dzieckiem i czego go uczysz należy tylko i wyłącznie do was...ale jeżeli ktoś chce robić to inaczej niż ty nie skreślaj go na samym starcie...nie studź jego zapału...wyjdzie nie wyjdzie ...o tym przekona się jedynie jeśli spróbuje...można sobie siedzieć i gdybać...krytykować...ale zamiast na to tracić czas można iść i zająć się czymś pożytecznym :)
A do Rodziców uczących dzieci różnych "dziwnych" rzeczy...róbcie swoje nie słuchajcie tych, którzy krytykują...nie przesadzajcie jednak z nadmiarem wiedzy jaką dziecko powinno przyswoić :)
" Ciocie mądra rada" wszechwiedzące od razu napisały o tym, że nauka odbiera dzieciństwo, że jeszcze będzie czas na to i tamto...ręce mi opadają jak czytam takie i podobne komentarze...
Na temat metody Domana nie będę się rozpisywać ale uważam, że jeżeli ktoś chce spróbować, dziecko będzie zainteresowane to czemu nie wprowadzić tego jako dodatkowej zabawy w ciągu dnia.
Jak wiadomo małe dzieci uczą się wszystkiego w zaskakująco szybkim tempie. Nikt przecież nie każe sadzać dziecka przy stole rozkładać książek, zeszytów i zaczynać zabawy w szkołę. Najgłośniej krzyczą jak zwykle osoby, które nie miały do czynienia z jakimś zjawiskiem. A dlaczego nie miały...najczęściej dlatego, że im się nie chce. Nauka czytania- przez zabawę nie odbiega za bardzo od innych form spędzania czasu z dzieckiem...no chyba, że tego czasu się z nim nie spędza aktywnie- w zamian włączysz tv ( nie powiem czasem też to robię ale poza tym w planie dnia jest też czas na inne aktywności), zrobisz inne rzeczy żeby dziecko zajęło się sobą. Dziecko zna obsługę smartfona, laptopa, tabletów i innych gadżetów...i to nie zabiera mu dzieciństwa...przecież tam też są literki, cyferki, które dziecko widzi.
Jako rodzic masz prawo do tego, żeby mieć dla siebie choćby 15 minut wolnego czasu nie popadajmy w skrajności. Cały dzień spędzony wyłącznie na czytaniu, pisaniu, rysowaniu itp. nie byłby dobrym rozwiązaniem dla żadnej ze stron. Ja bynajmniej sobie takiej sytuacji nie wyobrażam, ale wiem, że i takie przypadki się zdarzają.
Jeżeli nauka przez zabawę odbiera dzieciństwo nie róbmy nic...przyjdzie czas dziecko samo do wszystkiego dojdzie. Nie uczmy jeść sztućcami, pić ze szklanki- pójdzie do przedszkola tam się nauczy. Po co oduczać sikania w pieluchę? W wieku 7 lat pójdzie do szkoły z pampersem ( nie piszę tu o przypadkach dzieci chorych, które tego pampersa mieć muszą) i wtedy będzie problem. Po co ma się samo myć, ubierać? W przedszkolu się nauczy...Jak już pisałam nikt nie zmusza dziecka do nauki...to ma być zabawa- forma akceptowana przez dziecko...ile czasu tak spędzi zadecyduje samo. Rodzic jest tylko inicjatorem. Jeżeli maluch akceptuje to co masz mu do zaoferowania to dlaczego nie spróbować?
Owszem w szkole dziecko będzie uczyło się przez wiele lat...nie będzie to już jednak zabawa...będzie to wkuwanie informacji po to, żeby nie dostać 1...to czego nauczy się bez przymusu...bawiąc się przy tym świetnie będzie na pewno lepiej zapamiętane:)
Jako dzieci bawiliśmy się zabawkami, nikt nas niczego nie uczył dopiero w szkole czy w przedszkolu się o tym dowiedziałam/em. A dlaczego nie uczył? Może rodzice mieli 7 dzieci i po prostu nie byli w stanie stosować takich metod? Może im się nie chciało...nie ma sensu wracać do tego co było. Świat poszedł do przodu i nie powinniśmy się cofać...tylko iść do przodu.
Moja córka jak wiecie uczy się cyferek, literek, angielskiego...czytamy również książeczki dla dzieci:) tych mamy ponad 40 (twardostronicowych)...i ciągle przybywa:). Książeczki czytałam jej od samego początku- o zaletach pisać nie muszę...najważniejszą jest jednak to, że dziecko, któremu się czyta ma bardzo duży zasób słownictwa. Młoda dosłownie po kilku razach powtarza za mną, albo wyprzedza kolejne wersy:) Ćwiczy także pamięć...i nie jest to tak, że ją sadzam i każę jej słuchać...sama przynosi albo woła i czytamy:)
Literki i cyferki- na to sama bym nie wpadła... Matka Prezesa- przedstawiać jej specjalnie nie muszę:) napisała kiedyś post o przygodzie z literkami i cyferkami...był to strzał w dziesiątkę - kupiłam magnetyczne przyczepiłam na lodówce ( podczas gdy robię obiad nie mam wywalanych garów z szafek tylko układane literki- jednak nie zawsze tak jest). Najpierw L ściągała je, rozrzucała, przyczepiała. Później zaczęły ja bardziej interesować...zna już większość- widząc je w sklepie, tv, gazecie potrafi powiedzieć jaka to cyferka, literka.
Idziemy sobie ostatnio po mieście i L krzyczy: mamooo tam jest L jak Lenka, K jak Kubuś, A jak Aligator itp...ludzie trochę dziwnie na nas patrzą ale co tam...chce uczę ją i nadal będę to robić oczywiście zgodnie z jej umiejętnościami i chęciami.
Decyzja o tym jak spędzasz czas z dzieckiem i czego go uczysz należy tylko i wyłącznie do was...ale jeżeli ktoś chce robić to inaczej niż ty nie skreślaj go na samym starcie...nie studź jego zapału...wyjdzie nie wyjdzie ...o tym przekona się jedynie jeśli spróbuje...można sobie siedzieć i gdybać...krytykować...ale zamiast na to tracić czas można iść i zająć się czymś pożytecznym :)
A do Rodziców uczących dzieci różnych "dziwnych" rzeczy...róbcie swoje nie słuchajcie tych, którzy krytykują...nie przesadzajcie jednak z nadmiarem wiedzy jaką dziecko powinno przyswoić :)
Co matka, to opinia. Wypowiem się na temat książek, bo moja mała jeszcze nie rozmawia, więc literek jej na razie nie uczę. Praktycznie od momentu pojawienia się małej na świecie jej czytam i regularnie kupuję książeczki, którymi mała jest zachwycona i czyta je po swojemu. Chcę w niej zakorzenić miłość do książek i mam nadzieję, że w przyszłości to zaprocentuje, bo nic tak nie pobudza wyobraźni.
OdpowiedzUsuńO metodzie Domana zaś pierwszę słyszę:).
Ja z ta metodą spotkałam się w pracy z dziećmi niepełnosprawnymi i na studiach. Chciałam wprowadzić ją córce...ale teraz już jest chyba bez sensu. Warto zaczynać z młodszymi dziećmi- ale to tylko moje zdanie.
UsuńMetodą Domana uczyłam się czytać - i muszę powiedzieć, że to był strzał w dziesiątkę! Nie dość, że stosowana prawidłowo daje świetne efekty (nigdy nie doświadczyłam problemów z czytaniem, rozróżnianiem literek etc.), ponadto do dziś pamiętam jak świetnie się przy tym bawiłam :) To był mój ulubiony moment w ciągu całego dnia. Jak więc widać - łączenie przyjemnego z pożytecznym - w tym wypadku nauki z zabawą, nie jest niemożliwe :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńtrzeba kuć żelazo póki gorące,,
OdpowiedzUsuńdokładnie...a skoro mojemu dziecku sprawia to przyjemność i chętnie się uczy to ja będę to robić...mimo, że wielu twierdzi, że zabiera się przez to dzieciństwo :)
Usuńmiłość do książek zaszczepiłam, a co do nauki my też uczymy się poprzez zabawę. Nie specjalizując się w jakiejś metodzie, tylko tak po prostu. Jakiś czas temu dodałąm nawet post o zabawie alfabetem i naklejkami....uważam że taka nauka jest lepszym startem dla naszych dzieci i wcale nie wiąże się z utraceniem przez nie dzieciństwa. w końcu im więcej będą potrafiły tym łatwiej będzie szła im nauka w szkole....i mniej czasu będą poświęcać na wkuwanie!
OdpowiedzUsuńJa robię wszystko na co ma ochotę Młoda...nie zmuszam jej do niczego...czasem bywają dni, że książek nie dotknie...a czasami czytamy jedną po drugiej...angielski lubi...literki i cyferki pokazałam i nazwałam kilka razy teraz juz robi to sama...i skoro sprawia jej to przyjemność to chyba nie zabieram jej przez to dzieciństwa...robi też wszystkie inne rzeczy- brudzi się, biega, kombinuje...wszystko to co robią inne dzieci :D
UsuńW metodzie Domana trzeba pamiętać, że to ma być przede wszystkim zabawa. Mój roczny syn bardzo lubi spędzać tak czas. Polecam :)
OdpowiedzUsuńJak nie spróbujesz nie dowiesz się...ale ludzie jakoś dziwnie próbują człowieka na starcie zniechęcić...
Usuń