Przejdź do głównej zawartości

Człowiek sukcesu

Najczęściej postrzegany jest jako osoba jadąca do pracy wypasionym autem ( najlepiej z prywatnym kierowcą) w nienagannym stroju. Milion niezbędnych ( najnowszych) gadżetów setki odebranych telefonów i maili. Na wszystko brakuje mu czasu. Biega z jednego spotkania na drugie w międzyczasie zje lunch podczas, którego załatwi kolejną sprawę. Zanim po meczącym dniu wróci do domu zahaczy jeszcze siłownię. Szybki prysznic i spać. Pisząc to oczami wyobraźni widziałam sceny z amerykańskich filmów :)

Jednak czy takimi ludźmi chcemy być? Kiedyś chciałam, marzyłam o wielkiej karierze...(ale w tym momencie zadzwonił budzik i się obudziłam. :)) o życiu w ciągłym biegu. Jestem osobą, która uwielbia jak się dużo dzieje. Był czas kiedy wracałam z pracy zjadałam szybki obiad, biegłam na siłownię, później wolontariat w Domu Dziecka, w weekendy szkoła. Na wszystko miałam czas- nawet na pójście na imprezę. Osoba wracająca do domu po pracy i spędzająca tam resztę dnia lub człowiek, który nie pracował wydawali mi się bardzo nudni. Co sprawiało im przyjemność- siedzenie w domu?

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Pierwszy taki moment przyszedł gdy byłam przez pół roku bezrobotna. Na początku ( pierwszy miesiąc) rewelacja- śpisz ile chcesz, robisz sobie wszystko na co do tej pory nie miałeś czasu...do chwili kiedy nie masz na to już ochoty. Książki i internet uratowały mnie wtedy od nudy. Później zaczęłam pomagać znajomym w pisaniu prac. Pisałam swoją magisterkę- choć tego za bardzo nie chciało mi się robić :) Nadrobiłam zaległości filmowe, miałam więcej czasu na spotkania ze znajomymi. Można sobie jakoś zorganizować życie? Można ale odbiega ono znacznie od wizji człowieka sukcesu. Później wróciłam do pracy- było to moim małym osiągnięciem z którego bardzo się cieszyłam.

Umowa niestety się skończyła. Perspektywa kolejnego pobytu na bezrobociu mnie przerażała. Wtedy okazało się, że jestem w ciąży :) Jedna strata - jeden sukces ( dwie kreski na teście)- wyrównało się. - W okresie ciąży robiłam wszystko to co robi kobieta w stanie błogosławionym- jadłam wszystko na co miałam ochotę :) obijałam się ale również kończyłam podyplomówkę. Czyli kolejne fajne osiągnięcie w tym okresie.

Urodziłam dziecko- wszystko poszło dobrze- L przyszła na świat zdrowa. Rosła i każdego dnia dawała mi ogromną radość. Jej nowe zdobywane umiejętności były powodem do dumy. 
Przyszedł moment, że poza wszystkim czego musi nauczyć się dziecko aby funkcjonować w życiu zaczęłam pokazywać jej różne ciekawe rzeczy. Chętnie czyta książki ( rodzice jej czytają), liczy, mówi po angielsku itp. Mogę to nazwać swoim kolejnym sukcesem, ponieważ musiałam włożyć w to wysiłek, zainteresować daną czynnością dziecko na tyle aby samo chciało się dalej doskonalić.

Zaczęłam pisać bloga- ludzie czytają, komentują, poznałam wiele fajnych osób- jak dla mnie to niemałe osiągnięcie:)

Czy wyglądam jak kobieta sukcesu? Niekoniecznie- często chodzę bez makijażu, w domu w starym dresie, dziś zapomniałam umyć włosy ( bo nie wychodziłam z domu, L chora), nie mam wypasionych gadżetów, kilku zer na koncie...nie biegam ze spotkania na spotkanie nie jem lunchu tylko obiad, który nie zawsze wychodzi tak jak powinien. Mimo, że nie wyglądam to jednak czuję się człowiekiem sukcesu- każdego dnia niezależnie co robię odnoszę jakieś małe zwycięstwo, które spokojnie mogę dopisać do listy:) Chcę nauczyć moją Młodą żeby cieszyła się właśnie z małych rzeczy, na te większe kiedyś przyjdzie pora. Jednak jeżeli sukces mniejszego kalibru nas nie cieszy nie ucieszy nas też ten większy. Będzie jedynie kolejnym odhaczonym punktem na liście. Najważniejsze dla mnie jest to, żeby w tym wszystkim znaleźć czas dla moich bliskich- ich szczęście jest NAJWIĘKSZYM SUKCESEM JAKI MOGĘ OSIĄGNĄĆ !