Przejdź do głównej zawartości

Inne spojrzenie na niepełnosprawność...

Pracowałam kiedyś z dziećmi niepełnosprawnymi- to wiecie:) Praca z nimi nauczyła mnie przede wszystkim pokory i cierpliwości. Naszły mnie pewne przemyślenia na temat osób niepełnosprawnych i się nimi z Wami podzielę.

Skupiam się na osobach z niepełnosprawnością intelektualną, nie będę rozpatrywać wszystkich schorzeń jakie im towarzyszą.
Ludzie niepełnosprawni to przede wszystkim osoby szczere- coś im się nie podoba, kogoś nie lubią- walą prosto z mostu. Opinia innych jest mało ważna. Zwracają uwagę i cieszą się z prostych rzeczy, których my często nie dostrzegamy. Według mnie są to same zalety- ile łatwiej byłoby człowiekowi żyć nie przejmując się takimi rzeczami. Nie dążą do tego aby być lepszym od innych. Skupiają się na swoich pasjach i je doskonalą. Uwierzcie mi, że potrafią robić takie cuda, że człowiekowi się w głowie nie mieści. Najczęściej uzdolnieni są artystycznie- tworzenie, występy- nie raz się łezka w oku kręciła oglądając wyczyny podopiecznych :) Mają jak dla mnie jakąś niesamowitą moc.  
Jednak jeśli zapytasz się ile jest 2 dodać 2...odpowiedź przeważnie nie jest taka jakiej oczekujesz. W tym momencie zastanawia mnie to czy jest aż tak potrzebne do życia? Policzyć można na kalkulatorze i po problemie. Rzeczy, które robią niepełnosprawni ( kwiatki, figurki i  inne wytwory) spokojnie mogłyby zapewnić im źródło utrzymania, jednak nie w dzisiejszym świecie. Społeczeństwo jest tak nastawione na pięcie się po szczeblach kariery, zarabianiu kolejnych pieniędzy, że nie zwraca uwagi na takie "drobnostki". Liczy się kasa i mega modne gadżety. Liczy się pęd za wiedzą...która niekiedy w ogóle się do niczego nie przydaje. 

W szkołach dla osób z niepełnosprawnością intelektualną opracowywane są indywidualne programy nauczania dla każdego ucznia. Uwzględniają jego możliwości w zdobywaniu wiedzy. Zastanawia mnie fakt czemu jest aż taki nacisk ze strony społeczeństwa na to żeby dzieci zdobywały umiejętności, które im się nigdy nie przydadzą. Często jest tak, że wypracujesz coś z dzieckiem. Fajnie potrafi liczyć- ćwiczysz to codziennie. Przychodzą wakacje...po wakacjach wraca sobie uczeń do szkoły i trzeba zaczynać wszystko od początku. 

Za wszelką cenę chcemy z niepełnosprawnych zrobić osoby, które potrafią to co ich pełnosprawni rówieśnicy. Pytanie tylko dlaczego? Padają odpowiedzi- dlatego, żeby jak najlepiej funkcjonowali w społeczeństwie, radzili sobie w życiu, żeby nie odstawali za bardzo. Czy to jest dobry kierunek? Dlaczego to my nie możemy dostosować się do Nich? Dlaczego oni mają spełniać nasze wymagania a nie my ich? Bo tak jest łatwiej. Po co większość ma teraz zmieniać swoje podejście, zachowanie dla mniejszości? Uważam, że powinniśmy trochę przewartościować swoje nastawienie ze względu na to, że ludzie "obdarowani" niepełnosprawnością są osobami cudownymi ,wiele możemy i powinniśmy się od nich nauczyć.
Ich umysły znacznie różnią się od naszych -"zdrowych". Przede wszystkim tym, że nie są skażone nienawiścią, zazdrością i wieloma innymi negatywnymi zjawiskami. Należałoby się zastanowić czy to Oni są "chorzy" czy jednak my...

Wydaje mi się, że spotkanie niepełnosprawnego na swojej drodze jest dla nas niesamowitą lekcją życia- innego niż nasze, według mnie często normalniejszego. Zanim wyśmiejesz osobę niepełnosprawną, obrzucisz ja wyzwiskami, lub całkowicie ją brzydko mówiąc olejesz zastanów się dlaczego takie zachowanie nie miało miejsca względem twojej osoby...

Komentarze

  1. Wiesz co ... nie do konca sie z toba zgadzam ... dlaczego uczymy ludzi niepelnosprawnych intelektualnie "naszego swiata" bo niestety bez tego zaginie taka osoba w "naszej normalności", ktorej niestety nie sposób juz naginac ... taka osoba musi wiedziec czy kasjer nei oszukla jej przy wydawaniu reszty, ze mozna przechodzic na druga strone jezdni na zielonym nie czerwonym swietle, taka osoba musi wiedzieć kim jest prezydent i dlaczego czasem nie warto go słuchac ... po prostu bez tego zostanie zmiazdzona i nie wyjdzie z wlasnego świata a tym samym coraz bardziej będzie wymagała naszej w niego ingerencji ...

    taka anegdota ... z czasów pewnego juz nieżyjącego prezydenta
    Rozmawiałam z chłopakiem, który ma autyzm (wlasciwie mężczyzna 3 lata młodszym niz ja) i on sie mnie pyta dlaczego jego mama tak sie strasznie denerwuje kiedy oglada tego pana w telewizji (pokazal na owego prezydenta) a innym razem kiedy ten pan jest ze swoja żoną to wtedy już ją denerwuje jakby troche mniej mimo tego że mowi tak samo niezrozumiale rzeczy.Zastanowilam sie i mowie, że to nie jest jeden Pan tylko dwóch braci bliźniaków i jeden denerwuje bardziej a drugi troche mniej :) a on na to "Ci panowie po prostu jak sie rodzili to niesprawiedliwie podzielili sie dobrocia??"
    JEZU JAKIE TO PROSTE !!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ze wszystkim co napisałaś się zgadzam, nie mówię żeby nie uczyć niepełnosprawnych funkcjonowania w społeczeństwie. To takie moje przemyślenia...jak pięknie by było gdyby ludzie byli bardziej życzliwi, otwarci na drugiego człowieka :) bez względu na to jaki jest

      Usuń
    2. Chodzi mi o to, że gdyby zmieniło się wiele w dzisiejszym świecie niepełnosprawni mieliby dużo łatwiej...niestety nie liczę na to, że ludzie aż tak się zmienią.... nie wszyscy na pewno ale kilka osób może spojrzy na to wszystko inaczej i to będzie już ogromnym sukcesem.

      Usuń
  2. Ale to jest prawda.
    Pamiętam taką sytuację (gdy jeszcze pracowałam jako nauczyciel wspomagający). Miałam kiedyś chłopca, klasa 5, upośledzenie znaczne na pograniczu głębokiego, sprzężenia m.in. ledwo co widział, guzy na mózgu, niedowłady i masa innych. Matka oczekiwała, że nauczymy go ..... proszę o werble .... ta ra ra ram ..... czytać i pisać. Chłopca, który nie wiedział, gdzie ma rękę i nogę...
    A odnośnie samych programów. Nauczyciele mają do dyspozycji podstawę programową dla dane stopnia upośledzenia i orzeczenie z poradni PP. Prawda jest taka, że lekki i lekki (i analogicznie inne stopnie) nawet z praktycznie identyczną diagnozą funkcjonalną, to dwa różne światy. Charakter i inne aspekty osobowości (które są specyficzne zwłaszcza w przypadku upośledzonych) albo pozwalają, albo wręcz uniemożliwiają opanowanie pewnych wytycznych z indywidualnego programu (które jakby nie patrzeć - są dla niego dostosowane). Nie ma się co oszukiwać - podstawę programową piszą tak naprawdę politycy. A oni guzik sie znają na tym, na czym powinni się znać.
    To samo zresztą ma się do moich zajęć logopedycznych. Rozporządzenie o udzielaniu w szkole pomocy psychologiczno-pedagogicznej mówi, że na jednej jednostce terapeutycznej może być do 4 dzieci. Mówią mi - weź takie, żeby miały jednakowe zaburzenie. OK, można, ale po pierwsze: muszę się dostosować do ich planu lekcji i innych zajeć pozalekcyjnych. Po drugie - dzieci z jednakowym zaburzeniem idą w różnym tempie. Zaczynamy wszyscy jednakowo, a po kilku tygodniach okazuje się, że jedno już skończyło terapię, a drugie nie może utrwalić pierwszej głoski... I de facto z godzinnej jednostki terapeutycznej mam po 15 minut dla jednego dziecka...
    Nawiązując do upośledzonych. Miałam chłopca umiarkowanego, po 6 klasie zrobił się głeboki. Czyta, liczy, zna słowa po angielsku, pisać potrafi (niska sprawność ręki mu to skutecznie uniemożliwia, ale na komputerze czy z klocków LOGO napisze całe zdania. A chłopiec z klasy równoległej, lekki, nie zna liter, nie pisze, potrafi tylko przepisać i to zerkając co literę na tablicę. O angielskim jnie ma nawet co mówić...
    Musi się przede wszystkim zmienić to, kto pisze podstawy programowe - z polityków na nauczycieli-praktyków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodzicom często ciężko pogodzić się z tym, że ich dziecko jest niepełnosprawne intelektualnie, że nie będzie potrafiło wielu rzeczy, które powinno opanować...to jest trudna sytuacja( znam takie przypadki). Ale to jest niestety parcie ze strony społeczeństwa- rodzic się wstydzi chce aby dziecko nie odstawało od pełnosprawnych rówieśników...i tak się to wszystko niestety odbywa

      Usuń
    2. Wiesz, akurat tamta matka to taki typ " moje dzieci będą najlepsze we wszystkim". Starszy syn ( w normie intelektualnej i bez żadnych innych zaburzeń) miał mnóstwo zajęć pozalekcyjnych, sks-y, piłka nożna, angielski, szkoła muzyczna. Młodszy musiał umieć czytać i pisać. I nie przetłumaczyć, że nie opanuje, że lepiej w tym czasie zająć się czymś, co zapewni mu jakieś rezultaty.

      Usuń
    3. Z jednej strony rozumiem tą kobietę- presja otoczenia chęć pokazania, że moje dzieci są naj...z drugiej kur...nie rozumiem dlaczego to wszystko ma się odbywać kosztem dzieci!

      Usuń

Prześlij komentarz

Chętnie poznam Wasze zdanie :) Komentarze zawsze mile widziane