Wierzymy w różne rzeczy, osoby, w Boga- niekoniecznie tego samego. Najtrudniej jednak przychodzi nam wiara w samych siebie. Często poddajemy się za szybko nie wierząc w swoje możliwości. Potrzebujemy kopniaka, żeby coś zacząć- przecież ja nie dam sobie rady, to nie dla mnie-a skąd wiesz jeśli nie spróbujesz? Tak było z moim blogowaniem- ale o tym już pisałam.
Trzeba uwierzyć w to, że nie ma rzeczy niemożliwych. Czy jest jednak tak łatwo...nie jest cholernie trudno.
Pierwszym momentem z tych trudniejszych było dla mnie pójście na studia i do pracy. Matury jakoś specjalnie się nie bałam- uda się czy się nie uda- zawsze masz drugie podejście. Zawsze najbardziej przerażały mnie nowe sytuacje.
Uczelnię wybrałam sobie niedaleko od mojej miejscowości- w Olsztynie- miasta prawie w ogóle nie znałam, nikt znajomy nie wybrał tego kierunku co ja. Ok papiery złożone, zostałam przyjęta. Trzeba jechać na pierwsze zajęcia- jak ja tam dotrę? Składać dokumenty pojechałam autem...później przyszło mi jeździć pociągiem. Trasę jakoś załapałam- jeden problem z głowy. Kolejny- pójdę gdzieś nie znając nikogo. Jak ja będę funkcjonować? Jak wiadomo strach ma wielkie oczy. Dotarłam zajęłam miejsce w ostatnim rzędzie- nie lubię mieć nikogo za plecami. Poznałam świetnych ludzi i jakoś poszło. Później panika przed egzaminami. Tyle materiału nie dam rady się tego nauczyć. Nauczone, zdane i człowiek szczęśliwy. Jak zwykle w takich momentach brakowało mi pewności siebie, zaniżałam swoje umiejętności, nakręcałam się niepotrzebnie. Z różnymi przygodami udało mi się skończyć szkołę, pójść na magisterkę i później na podyplomówkę. Zaczynając licencjat nie wierzyłam, że uda mi się go skończyć. Później pojawiał się stres ale coraz bardziej wierzyłam w swoje możliwości. Doszłam do wniosku, że nie ma rzeczy niemożliwych :)
Pierwsza praca- pierwszy w niej dzień. Ja typowa humanistka stwierdziłam, że pójdę na staż do biura rachunkowego. Moja znajomość matematyki była poniżej przeciętnej. Praca w której pojawiają się praktycznie same cyferki. A co tam spróbuję. Nie było w mojej mieścinie lepszego zajęcia a na studia trzeba było dorobić. Więc tego pierwszego dnia byłam w biurze całkiem sama- przerażona, mnóstwo telefonów w sprawach o których zielonego pojęcia nie miałam. Zapisywałam wszystkie informacje żeby później przekazywać bardziej kompetentnym osobom. Nazwiska poprzekręcane. Teraz się z tego śmieję, wtedy do śmiechu mi nie było. Jakoś dałam radę. W pracy panowała cudowna atmosfera i chyba to mi dodawało skrzydeł. Jestem osobą, która uwielbia uczyć się nowych rzeczy. Nauczyłam się takich rzeczy pracując w rachunkowości o jakich mi się w życiu nie śniło.
Przyszedł jednak moment kiedy trzeba było zmienić branżę. Po 3 latach siedzenia w papierkach poszłam pracować z dziećmi niepełnosprawnymi. I znów się zaczęło. Moja samoocena była znów na poziomie minusowym. Po pierwszym dniu nowego zajęcia przyszłam do domu sparaliżowana, wszystko mnie bolało. Nie mogłam się odnaleźć. Po tygodniu chciałam rezygnować. Mama moja powiedziała mi wtedy, że chyba oszalałam, kazała mi iść się wyspać. Wyspałam się, zawzięłam i dałam radę. Wiem, że praca z dziećmi jest tym co chcę w życiu robić. wiem również, że w momencie ponownego podjęcia płatnego zajęcia będę się bała o to samo co poprzednio.
Zaszłam w ciążę- radość ogromna...ale i strach czy ja dam radę? Jaką matką będę?
Po 2,5 roku mojego macierzyństwa mogę powiedzieć, że nic i nikt nie podnosił nigdy mojej samooceny, wiary we własne możliwości jak moja zupełnie nieświadoma tego córka ( nie licząc mojej Maminki- ona zawsze dawała mi powera do działania). Każdy dzień z dzieckiem jest ogromnym wyzwaniem. Wszystkiego uczysz się od początku- nie ważne ile dzieci posiadasz. Każde jest inne- każde wzbogaci cię o nowe doświadczenia. Były sytuacje kryzysowe. Siedziałam, płakałam, miałam dość. Jednak bywały momenty kiedy byłam zdana wyłącznie na siebie- i co udało się dziecko moje ma się dobrze ja też. Bycie matką daje mi ogromną siłę do działania. Wiem, że nie mogę się poddać, ponieważ moje dziecko we mnie wierzy. Nie mogę uczyć jej pewności siebie jeżeli sama jej nie będę posiadać. Nie będę wiarygodnym nauczycielem. Mama bez makijażu, w nieuczesanych włosach i starym dresie jest według Młodej piękna. No i jak ja mam jej nie wierzyć jak mówi to z takim przekonaniem. Robię wszystko dla niej, dla siebie, dla PT wychodząc z założenia, że nie ma rzeczy niemożliwych. Zawsze jest jakieś wyjście- jak nie drzwiami to oknem, kominem itp. Czasem trzeba trochę pokombinować żeby osiągnąć wymarzony cel- ale nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Na stronie love2work.pl jest akcja "Jestem najlepsza". Wysyłasz swoje zdjęcie i piszesz w czym jesteś najlepsza. Dziewczyny z Love 2 work przygotowują to w formie cudownej grafiki. Ja już dołączyłam a Wy?
Trzeba uwierzyć w to, że nie ma rzeczy niemożliwych. Czy jest jednak tak łatwo...nie jest cholernie trudno.
Pierwszym momentem z tych trudniejszych było dla mnie pójście na studia i do pracy. Matury jakoś specjalnie się nie bałam- uda się czy się nie uda- zawsze masz drugie podejście. Zawsze najbardziej przerażały mnie nowe sytuacje.
Uczelnię wybrałam sobie niedaleko od mojej miejscowości- w Olsztynie- miasta prawie w ogóle nie znałam, nikt znajomy nie wybrał tego kierunku co ja. Ok papiery złożone, zostałam przyjęta. Trzeba jechać na pierwsze zajęcia- jak ja tam dotrę? Składać dokumenty pojechałam autem...później przyszło mi jeździć pociągiem. Trasę jakoś załapałam- jeden problem z głowy. Kolejny- pójdę gdzieś nie znając nikogo. Jak ja będę funkcjonować? Jak wiadomo strach ma wielkie oczy. Dotarłam zajęłam miejsce w ostatnim rzędzie- nie lubię mieć nikogo za plecami. Poznałam świetnych ludzi i jakoś poszło. Później panika przed egzaminami. Tyle materiału nie dam rady się tego nauczyć. Nauczone, zdane i człowiek szczęśliwy. Jak zwykle w takich momentach brakowało mi pewności siebie, zaniżałam swoje umiejętności, nakręcałam się niepotrzebnie. Z różnymi przygodami udało mi się skończyć szkołę, pójść na magisterkę i później na podyplomówkę. Zaczynając licencjat nie wierzyłam, że uda mi się go skończyć. Później pojawiał się stres ale coraz bardziej wierzyłam w swoje możliwości. Doszłam do wniosku, że nie ma rzeczy niemożliwych :)
Pierwsza praca- pierwszy w niej dzień. Ja typowa humanistka stwierdziłam, że pójdę na staż do biura rachunkowego. Moja znajomość matematyki była poniżej przeciętnej. Praca w której pojawiają się praktycznie same cyferki. A co tam spróbuję. Nie było w mojej mieścinie lepszego zajęcia a na studia trzeba było dorobić. Więc tego pierwszego dnia byłam w biurze całkiem sama- przerażona, mnóstwo telefonów w sprawach o których zielonego pojęcia nie miałam. Zapisywałam wszystkie informacje żeby później przekazywać bardziej kompetentnym osobom. Nazwiska poprzekręcane. Teraz się z tego śmieję, wtedy do śmiechu mi nie było. Jakoś dałam radę. W pracy panowała cudowna atmosfera i chyba to mi dodawało skrzydeł. Jestem osobą, która uwielbia uczyć się nowych rzeczy. Nauczyłam się takich rzeczy pracując w rachunkowości o jakich mi się w życiu nie śniło.
Przyszedł jednak moment kiedy trzeba było zmienić branżę. Po 3 latach siedzenia w papierkach poszłam pracować z dziećmi niepełnosprawnymi. I znów się zaczęło. Moja samoocena była znów na poziomie minusowym. Po pierwszym dniu nowego zajęcia przyszłam do domu sparaliżowana, wszystko mnie bolało. Nie mogłam się odnaleźć. Po tygodniu chciałam rezygnować. Mama moja powiedziała mi wtedy, że chyba oszalałam, kazała mi iść się wyspać. Wyspałam się, zawzięłam i dałam radę. Wiem, że praca z dziećmi jest tym co chcę w życiu robić. wiem również, że w momencie ponownego podjęcia płatnego zajęcia będę się bała o to samo co poprzednio.
Zaszłam w ciążę- radość ogromna...ale i strach czy ja dam radę? Jaką matką będę?
Po 2,5 roku mojego macierzyństwa mogę powiedzieć, że nic i nikt nie podnosił nigdy mojej samooceny, wiary we własne możliwości jak moja zupełnie nieświadoma tego córka ( nie licząc mojej Maminki- ona zawsze dawała mi powera do działania). Każdy dzień z dzieckiem jest ogromnym wyzwaniem. Wszystkiego uczysz się od początku- nie ważne ile dzieci posiadasz. Każde jest inne- każde wzbogaci cię o nowe doświadczenia. Były sytuacje kryzysowe. Siedziałam, płakałam, miałam dość. Jednak bywały momenty kiedy byłam zdana wyłącznie na siebie- i co udało się dziecko moje ma się dobrze ja też. Bycie matką daje mi ogromną siłę do działania. Wiem, że nie mogę się poddać, ponieważ moje dziecko we mnie wierzy. Nie mogę uczyć jej pewności siebie jeżeli sama jej nie będę posiadać. Nie będę wiarygodnym nauczycielem. Mama bez makijażu, w nieuczesanych włosach i starym dresie jest według Młodej piękna. No i jak ja mam jej nie wierzyć jak mówi to z takim przekonaniem. Robię wszystko dla niej, dla siebie, dla PT wychodząc z założenia, że nie ma rzeczy niemożliwych. Zawsze jest jakieś wyjście- jak nie drzwiami to oknem, kominem itp. Czasem trzeba trochę pokombinować żeby osiągnąć wymarzony cel- ale nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Na stronie love2work.pl jest akcja "Jestem najlepsza". Wysyłasz swoje zdjęcie i piszesz w czym jesteś najlepsza. Dziewczyny z Love 2 work przygotowują to w formie cudownej grafiki. Ja już dołączyłam a Wy?
źródło: http://love2work.pl/
Zdjęcie do ściągnięcia na tejże stronie. Ustawiłam sobie na tapecie w telefonie i uśmiecham się sama do siebie wiedząc, że jest coś w czym jestem najlepsza.
ja w chwilach zwątpienia zawsze powtarzam sobie - kto jak nie ja? :)
OdpowiedzUsuńdokładnie - "bo jak nie my to ktooo?..."
Usuńno właśnie...jak to mówią...koko dżambo i do przodu :)
UsuńFajna akcja :) Widziałam ją.
OdpowiedzUsuńteż mi się spodobała...ciężko jednak było coś o sobie napisać :D
UsuńNie znam tej akcji, ale wiary w siebie zawsze mi brakowało. Może powinnam zmienić nastawienie?
OdpowiedzUsuńMusisz się zatem zgłosić do Dziewczyn :) Polecam :)
Usuń