Same ochy...achy jak to wspaniale jest być matką słyszysz zanim pojawi się twoje dziecię na świecie...i wierzysz...no jakby mogło być inaczej... poród to pestka, kupki pachną konwaliami, zęby wychodzą bezszelestnie, kolki??? a co to jest...nie dzieci przeważnie tego nie mają...to już nie te czasy...wyśpisz się...przecież małe dziecko tylko je, śpi i zapełnia pieluchy, później zacznie chodzić, sikać na nocnik itp., itd,. Wszystko ogarniesz nie jest tak źle...
Rzeczywistość bywa jednak mniej ( dla niektórych bardziej) łaskawa. Poród...ok wszystko pięknie ładnie...zaczynają się komplikacje i dzięki szybkiej reakcji lekarzy dziecko rodzi się zdrowe...zostaje tylko blizna po cc... pierwsza noc w domu....cała kupa ląduje na tobie...i nie pachnie tak ładnie...bobas zaczyna jeść coś poza mlekiem aromat znów się zmienia...i wcale nie na lepszy...czujesz go z drugiego pokoju...kolki...całodniowe...krzyk wiszenie przy cycku...masz trochę odpoczynku jak dziecko śpi...w wózku, który ciągle jeździ...ale co tam zrzucasz zbędne kg...
Pierwszy ząbek...wychodzi bezszelestnie przez przypadek go wyczuwasz...później przychodzi czas na kolejne...dziecko nic nie je, nie chce pić, nie opuszcza twoich objęć...gil wisi do podłogi, kaszel okropny...zaczyna cię przerażać to, że dziecko oddychać nie może...idziesz do lekarza...wszystko ok z oskrzelami, płucami...podawać wit. c i wapno...i środki przeciwbólowe...mijają dwa dni wychodzą trzy trójki na raz ( z dowcipu PT lekarz jednym spojrzeniem uleczył nasze dziecko)... ok jest lepiej, każde kolejne zębole wiążą się z przeziębieniem...ale najważniejsze, że wiesz co robić...pierwsze kichanie od razu środki idą w ruch i jest trochę lżej...
Wyspanie się...hmmm spałam kiedy moje dziecko spało w dzień...a trwało to na prawdę krótko...później spała już tylko na spacerach...więc nie pośpisz bo PT w pracy a ty latasz i buty ścierasz...noc...pobudka co godzinę na cycka...sposób daj smoka...niestety moje dziecko nie akceptowało tego typu gadżetów...przychodzi moment (6 miesiąc) przestawiacie dziecko na butlę...ale czad całe noce przespane...do czasu aż łóżeczko jest złem koniecznym...i znów pobudki co godzinę...usypiasz odkładasz...kładziesz się spać...zanim dobrze się ułożysz wstajesz znów... dobra koniec ewakuacja na duże łóżko w swoim pokoju...i znów jest ok...na jakiś czas...ale to już nie to co wcześniej...L ma różne godziny przebudzenia przychodzi po mnie i idziemy na jej łóżko i śpimy tak sobie do rana:) kiedyś się na pewno wyśpię:P
Dzieci przeważnie kończą rok i wtedy zaczyna się dreptanie...nie u nas...rok rehabilitacji i L postawiła swoje pierwsze kroki...miała rok i 8 miesięcy...mnóstwo nerwów...łez...komentarzy niezorientowanych osób...wszystko cię dobija...ale jest ...przychodzi ten piękny dzień Mikołajkowy i zaczyna ...się bieganie...kurde muszę się chyba zastanowić czy L nie uważa, że jestem za gruba... i chce dbać o moją linię najlepiej jak potrafi...no niestety dziecko, które wcześniej miało ograniczoną możliwość ruchu nadrabia...i nie jest to nic nienormalnego ( o tym możecie poczytać na Dzielnica Rodzica )...kiedyś na pewno trochę zwolni...
Załatwianie się na nocnik...jesteśmy w trakcie walki więc o tym jak już nam się uda...:) dobrze, że dużo majtek mamy... ale co tam ciśnienie mi się podnosi średnio 12456788 razy dziennie (plus taki, że kawy nie muszę pić- wiadomo oszczędności na "marchewkę"), mam ochotę trzasnąć drzwiami i pójść przed siebie...
ale kto jak nie moja "zajebista L, której jak urosną cycki będzie też nosić stanik" zapewni mi takie rozrywki zupełnie za darmo...no jedynie kosztem siwych włosów, które na pewno niebawem się pojawią jak tak dalej pójdzie :) i tak kocham ją najmocniej na świecie i nigdy nie przestanę:) dzięki Niej jestem tym kim jestem i dobrze mi z tym mimo wszystko :)
Mi na szczęście nikt nie wmawiał jakie to wszystko będzie piękne i cudowne, więc nie poczułam się rozczarowana rzeczywistością ;)
OdpowiedzUsuńW sumie to nie tak, że jestem rozczarowana...opisałam trudniejsze momenty i sytuacje, które w jakiś sposób mnie przerastały...z perspektywy czasu to pikuś...zawsze dojdzie coś nowego:)
Usuńoj jakie to mi znane..i zero pomocy na codzień..... Jakby ktoś rozdawał przyszłym matkom takie foldery/ulotki z takim opisem macierzyństwa chyba by mało dzieci się rodziło ;)
OdpowiedzUsuńMasz rację
OdpowiedzUsuńAle co tam trzeba spiąć tyłek i czekać na bunt nastolatka:)
OdpowiedzUsuńPunkt widzenia zależy od punktu... lepszego i gorszego dnia. Małe dzieci mały kłopot duże dzieci... Zawsze zaciskam zęby i mówię sobie, że zawsze mogło być gorzej. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek była w stanie wyliczać co było nie tak, ciesze się z tego co tu i teraz, jakich postępów dokonaliśmy i co jeszcze przed nami. Dodatkowa siła na kolejne dni po pokonanych trudnościach. Owszem przesadzają ludzie z tą słodkością macierzyństwa. Zazwyczaj jednak wiemy na co się piszemy (przynajmniej ja tak miałam) : dodatkowe obowiązki x2, mniej czasu, a wszystko trzeba w tym co jest podzielić na 2 nawet na 3. Bo teraz mam myśleć i robić za 3 osoby...
OdpowiedzUsuń