Przejdź do głównej zawartości

Na ile mogę Ci pozwolić?

Takie pytanie zadaje sobie każdy rodzic. Ile popuścić dziecku żeby nie czuło się osaczone a za razem nie rozpuścić go za bardzo. Wydaje mi się, że zależy to przede wszystkim od charakteru dziecka. Jeżeli rozumie zasady ( nie zawsze to jednak wychodzi), słucha się rodzica można pozwolić na więcej...ale czy na pewno. W miarę jedzenia apetyt rośnie i dziecko będzie chciało więcej i więcej...i tylko od rodzica zależy czy eksperyment wypali:) Złotej recepty na to nie znam...ciągle się uczę, Młoda zaskakuje mnie swoimi pomysłami każdego dnia. Choćby ostatnie malowanie ścian kredkami. Zachwycona mówi mi, że narysowała piękne żółte i zielone kwiatki na ścianie. Prawda jest taka, że są to cudowne kreski w miejscach gdzie zerwała tapetę:)

Zawsze razem rysowałyśmy, tym razem chciałam spokojnie zrobić obiad, Młoda chora, marudna- pomyślałam chwila spokoju:) Z jednej strony to jest jej pokój i powinna mieć więcej swobody...ale jest takim typem człowieka, który póki co nie stosuje się za bardzo do tego co matka z ojcem mówią. Pomaluje ściany u siebie ok. Jej pokój czeka na remont, chcemy go zrobić jak wyrośnie z niszczycielskich akcji. Nie wiem jednak czy nie wpadnie na cudowny pomysł wymalowania ścian w innych pomieszczeniach. Wiem, rozumiem dom to nie muzeum, ale niezbyt ładnie wygląda mozaika na ścianie w salonie...Tłumaczę jej, że nie można malować w innych miejscach niż kartka ale tyle mojego co sobie pogadam póki co. Wolę więc na razie kontrolować jej zapędy artystyczne po to żeby się później niepotrzebnie na nią nie wściekać. Ale dość o kredkach. Powiem tylko tak, w przyszłości jak już się weźmiemy za Młodej pokój chcę jej wygospodarować miejsce na ścianie gdzie będzie mogła sobie do woli malować naklejać itp. Kupię płytę- taką z której robi się meble, do ściany się przyczepi i hulaj dusza piekła nie ma:)

Dziecku powinno się stawiać granice w celu ułatwienia mu życia w społeczeństwie. Nie zawsze będzie mogło robić to na co ma ochotę- nie we wszystkich miejscach. Musi wiedzieć gdzie jak ma się zachować. Póki co Młoda w Kościele była ze mną na święceniu pokarmów przed świętami- 5 minut w przedsionku bo nie dopchałyśmy się dalej a i tak matka pękała ze śmiechu ( akcja z kibelkiem). Nie chodzę z Nią na mszę ponieważ- po pierwsze dłużej niż 5 minut nie usiedzi na tyłku, po drugie mimo, że jest msza dla dzieci ksiądz nie toleruje biegaczy. Są Kościoły w których jest taki zwyczaj, że podczas mszy dla dzieci nie ma najmniejszego problemu z latającymi, krzyczącymi dziećmi. U mnie w mieście niestety to nie obowiązuje. Daruję sobie więc taki stres.

Jednak z drugiej strony patrząc daję L swobodę nie uciszam jej w sklepie ( wiem panie ekspedientki po całym dniu słuchania takich krzyków mają dość, ale sorry, że to powiem nigdzie nie ma lekko), nie zabraniam jej biegać w miejscach do tego odpowiednich. Niestety z dziecka nie zrobi się wytresowanego i posłusznego siedzącego cicho człowieka( wiem, że takie rzeczy ludzie praktykują). Gdzieś musi spożytkować energię. Wszystkiego nie można mu zabronić. Oczywiście nie mówię, że nie uczę L tego jak ma się zachowywać...uczę- z różnymi skutkami ta nauka wychodzi. 
Dziecko wesołe, głośne, taki mały wiercipiętek nie będzie czuło się dobrze siedząc cicho podczas np. zakupów. Dlaczego ma się męczyć- bo innym to przeszkadza? Sorry ale tu jak zwykle kłania się dostosowanie się do większości. Dlaczego matka z dzieckiem ma się czuć źle? Tylko dlatego, że radość jej dziecka przeszkadza dwóm osobom...nasłucha się taka kobiecina i odechciewa jej się z domu wychodzić. Starsze panie nie pamiętają już jak ich dzieci się tak zachowywały. Warto okazać trochę zrozumienia takiej matce. Ona musi zrobić zakupy i zająć się jeszcze w tym czasie dzieckiem. 

Wizyta u lekarza. Tu się zaczyna. Akcja poczekalnia nie raz i nie dwa słychać komentarze, żeby uspokoić dziecko bo pana albo panią boli głowa. Jedno dziecko jest spokojne ,grzecznie siedzi i czeka na swoją kolej, drugie tak jak moją L trzeba ganiać po korytarzu. Po pierwsze nie winą rodzica jest, że w przychodni nie ma oddzielnych poczekalni dla dzieci i dorosłych i wszyscy siedzą na korytarzu ( zażalenia należy składać do dyrekcji). Po drugie nie przywiążę dziecka do siebie żeby grzecznie siedziało- to już podchodzi pod znęcanie się i jest na to paragraf. Dziecku 4 letniemu łatwiej pojąć, że ma spokojnie czekać niż ciekawemu świata i ludzi 2 latkowi. Nie mówię tego tylko dlatego, że jestem matką małego czorta. Zawsze rozumiałam dzieci, ich krzyk i bieganie mi jakoś specjalnie w takich miejscach jak szpital, przychodnia nie przeszkadzało. Ale odbiegłam od tematu i się poemat stworzył :D
Podsumowując dziecku powinno pozwolić się poznawać świat. Rodzic obserwując swojego potomka wiedząc jakie ma predyspozycje powinien ustalać jasne granice. Czy te granice są do przesunięcia? Oczywiście wszystko zależy tylko i wyłącznie od Was :D

Komentarze

  1. Mój starszak (3,5) był zawsze cudowny, wrażliwy i usłuchany. Ostatnio zaczyna mi się przeciwstawiać i nie słuchać. Stosuje metodę kar i nagród. Franek (4mce) JEST TERRORYSTĄ! ...WIEC wiem co czujesz ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. U nas Starszak jest co raz bardziej ogarnięty. I chwała mu za to :) Chociaż jak mu czasami odbije... to mam ochotę go zostawić i uciekać na koniec świata :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam czasem takie momenty, że na Księżyc bym poleciała z biletem w jedną stronę i bez bagażu...ale dupsko za ciężkie i wzbić się nie mogę :D

      Usuń
  3. Starszej jakoś tak naturalnie przyszło wpajanie zasad. W wieku ok. półtora roku sprzątała swoje zabawki, na spacerach potrafiła chodzić spokojnie, nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się, żeby mi uciekła, po dziś dzień pilnuje się mnie, wie, że przez ulicę to tylko za rękę, ale gdy jest na to miejsce, to też pobiega. Mogłabym mnożyć. Ale ma teteż swoje za uszami, zrobiła się zlosliwa, dokuczliwa, na kredki i mazaki aktualnie ma karę, bo pokazała ścianę, podłogę i pulę. Ma 3,5 roku i doskonale zna zasady, ale niekoniecznie im się podporzadkuje...
    A z Młodszą to już czuję, że będzie gorzej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. U mnie to huśtawka nastrojów, jak jeden jest do rany przyłóż to drugiemu rogi rosną, i tak na zmianę co pół roku :D

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Chętnie poznam Wasze zdanie :) Komentarze zawsze mile widziane